Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

wtorek, 9 grudnia 2014

23. Sen o zdradzie.

Stałam na pokładzie jakiegoś statku. Statku? Rozejrzałam się... To jest ten sam statek co wtedy. Ale co ja tutaj znowu robię? Rozejrzałam się jeszcze raz i dostrzegłam wysokiego dobrze zbudowanego chłopaka. Zaraz om mi kogoś przypomina... Postanowiłam za nim pójść. Mijałam różne drzwi zapewne prowadzące do kajut. Statek wydawał się opuszczony. Przez całą drogę nikogo innego nie widziałam. Podążałam za czarnowłosym, aż do wielkich drzwi do których zaraz zapukał.
- Wejść – rozległ się głos. Głos, który tak dobrze znałam i wszędzie bym go rozpoznała. Wślizgnęłam się do środka zanim drzwi zostały zamknięte i stanęłam jak wryta. W pomieszczeniu oparty o biurko stał Luke, a pod ścianą jakiś sarkofag ze złotymi zdobieniami.
- A więc się zdecydowałeś – zaczął blondyn.
- Tak...– odezwał się ciemnowłosy. Podeszłam bliżej i przyjrzałam mu się. Widziałam go na obozie... Był w domku... Którym on był domku? Ah tak domek Aresa! Ale na co on się zdecydował i co on tu robi?
- Masz jakieś nowe informacje z obozu? - zapytał Luke sprawiając wrażenie znudzonego.
- Tak... Jakiś czas temu do obozu dołączyły dwie, a właściwie trzy nowe osoby...
- A co mnie obchodzą nowi obozowicze?
- To może cię zainteresować. Okazało się, że jedna z nich to siostra Jacksona, a...
- Siostra Jacksona? - wykrzyknął ze zdziwieniem.
- Tak, a dodatkowo runo zadziałało, aż za dobrze...
- Co to znaczy?
- Thalia Grace nie jest już sosną. Natomiast kolejnym obozowiczem jest syn Hefajstosa. Jednak najciekawsze jest to, że cała trójka została uznana chwile po dołączeniu.
- Ciekawe, jak się nazywają?
- Oriana Jackson i Christopher Lynch.
- Coraz więcej osób pasujących do przepowiedni... – mruknął sam do siebie jasnowłosy.
- Na ostatniej bitwie o sztandar – ciągnął dalej muskularny chłopak – Oriana pokonała Clarisse i Annabeth, które zaatakowały ją wspólnie.
- Ah tak? - Luke starał się sprawiać wrażenie mało zainteresowanego.
- Szczerze przyznam, że jest o wiele lepsza od swojego brata – mruknął czarnowłosy z lekkim podziwem.
- Jest od niego młodsza?
- Są w tym samym wieku, to jego siostra bliźniaczka.
- Co takiego? To niemożliwe przecież Jackson... Jakim cudem?
- Nie wiem za dużo w tej sprawie. Jednak jedyne co udało mi się dowiedzieć to to, że zaraz po urodzeniu zaginęła, a odnalazła się dopiero kilka tygodni temu.
- Hmm – blondyn zamyślił się – coś jeszcze?
- Nie to wszystko. Nic innego na obozie nie miało miejsca...
- Rozumiem.
Cały czas przyglądałam się chłopakowi który rozmawiał z Luke'm starając się przypomnieć sobie jego imię jednak marnie mi to wychodziło. Jak on się nazywa... Vincenty? Niee, chyba jakoś inaczej ale podobnie... Coś na V...
- Victorze więc jesteś zdecydowany przystąpić do armii Kronosa? - zapytał oficjalnym tonem Luke podchodząc do sarkofagu. Victor! Wiedziałam, że coś na V... Zaraz co on powiedział??
- Tak jestem gotowy – odezwał się Vic i podszedł do Luke. Spojrzał na niego i przybliżył się do sarkofagu. Co on robi? On chyba nie chce...
- Ja Victor Rey, syn Aresa boga wojny wyrzekam się mego ojca oraz innych bogów olimpijskich. Od teraz będę służył tylko Kronosowi.
Po wypowiedzeniu tych słów sarkofag rozbłysnął na kilka sekund złotym światłem. Światło było tak jaskrawe, że na moment musiałam odwrócić wzrok. Victor Rey teraz pamiętam, widziałam go kilka razy przy stole Aresa. Ale dlaczego on przyłączył się do Kronosa? Dlaczego wyrzekł się ojca, bogów... Już niedługo ty także to zrobisz. Rozległ się mroczny głos.
- Kronos – wiedziałam, że to on. Usłyszałam jego śmiech. Zapamiętałaś, bardzo dobrze. Odezwał się tym swoim głębokim, przerażającym głosem. Rozejrzałam się, miałam wrażenie, że stoi tuż za mną. Jednak nikogo nie zauważyłam. Już niedługo do mnie dołączysz...
- Nigdy! - wykrzyknęłam – Słyszysz? Nigdy się do ciebie nie przyłączę...
Usłyszałam jeszcze jak Kronos wybucha opętańczym śmiechem i obudziłam się.

sobota, 8 listopada 2014

22. Rozterki sercowe.

- Myślisz, że nam to wybaczą? - zagadnęła mnie Thalia kiedy dochodziłyśmy już do stajni.
- Mam nadzieję, że tak – uśmiechnęłam się wchodząc do środka. Od razu zauważyłam Mrocznego.
- Hej, Mroczny.
Pegaz spojrzał na mnie i wesoło podskoczył. Oriana, cześć co cię tutaj sprowadza?
- A tak przyszłam cię odwiedzić dawno się nie widzieliśmy. I chciałam ci kogoś przedstawić – wskazałam na dziewczynę obok mnie – to Thalia. Oh ,kolejna dziewczyna, ale ona chyba mnie nie rozumie, to nie twoja siostra?
- To córka Zeusa. Zeusa? No ładnie, ładnie. O właśnie poznaj Lillith moją dziewczynę.
- Lillith, twoją dziewczynę? - zapytałam zdezorientowana jednak po chwili ją spostrzegłam, była tak samo czarna jak Mroczny. Tak, tak.
- Cóż miło mi poznać – uśmiechnęłam się. Oh, mi również... Mroczny mi o tobie opowiadał. Masz brata prawda?
- Tak, mam – odpowiedziałam. Porozmawiałam z nimi jeszcze tłumacząc co chwilę Thalii wszystko to co pegazy mówiły. Widać było, że je polubiła i także włączyła się do rozmowy. Ze stajni wyszłyśmy dopiero na obiad. Pożegnałyśmy się z pegazami i z duszą na ramieniu skierowałyśmy się do pawilonu. Z daleka zauważyłyśmy, że Annabeth i Percy siedzą przy swoich stołach.
- Powodzenia może nie będzie tak źle – Thalia spojrzała na mnie.
- Może usiądę przy twoim stole? Siedzisz sama...
- Przecież wiesz, że nie wolno...
- Tak wiem... szkoda... no nic co ma być to będzie – uśmiechnęłam się do niej i podążyłam w stronę stołu Posejdona.
- Hej – powiedziałam siadając obok Percy'ego.
- Cześć – spojrzał na mnie – zaplanowałaś to?
- Zaplanowałam... co? - zapytałam najbardziej niewinnym głosem na jaki było mnie stać.
- Oriana... - posłał mi groźne spojrzenie.
- Dobra... - westchnęłam – tak zaplanowałam to i się z tego cieszę.
- Ja też...
- Naprawdę? - uśmiechnęłam się.
- Tak cóż... eee... no dawno nie byłem nigdzie z Annabeth sam więc...
- Więc? - ponagliłam go.
- Dziękuję... ale skąd wiedziałaś że ja i Annabeth...
- Każdy widzi, że coś jest między wami – uśmiechnęłam się.
- Tak?
- Oczywiście.
- Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma za co w końcu jesteś moim bratem do moich obowiązków należy pomoc tobie – Percy uśmiechnął się – jak było?
- Świetnie... Mamy zamiar spotkać się jeszcze po obiedzie.
- To super – posłałam mu ciepły uśmiech.
- A jak tam między tobą a Chrisem? - zapytał pochłaniając kolejną porcję kurczaka.
- Ostatnio się mijamy...
- Mam z nim porozmawiać?
- Co? Niee.
- Na pewno? Wiesz jestem twoim bratem moim obowiązkiem jest pomaganie mojej siostrze – zaśmiałam się na to stwierdzenie.
- Tak, jest w porządku. Rozumiem, że chce się wiele nauczyć o płatnerstwie.
- Skoro tak twierdzisz... Ale jak coś to wiesz...
- Tak, wiem – przerwałam mu i spojrzałam na mój pusty talerz. Wstałam od stołu – nie jestem głodna, przepraszam – odeszłam w kierunku lasu.
- Oriana! – krzyknął za mną Percy jednak nie zatrzymałam się. Wychodząc z pawilonu czułam na sobie spojrzenia innych obozowiczów a w tym pewnie i Chrisa... Zatrzymałam się dopiero na skraju lasu. Spojrzałam na moją bransoletkę i uśmiechnęłam się wchodząc między drzewa. Zawsze lepiej być uzbrojonym, kto wie co czyha w tym lesie. Krążyłam między drzewami sama nawet nie wiem jak długo, aż dojrzałam pięść Zeusa. Podeszłam do sterty kamieni i usiadłam. Czemu tak mnie boli, że Chris nie spędza ze mną czasu? Już sama nie wiem co mam myśleć na ten temat. Kiedy mieszkaliśmy w Atlanta City cały czas był ze mną, a teraz? Rozumiem, że on oddaje się w stu procentach swojej pasji sama chciałam by to robił, ale... Spędza dużo czasu ze swoim rodzeństwem cóż ja z Percy'm także... Czy ja jestem zazdrosna o to, że oni mają Chrisa na co dzień? Ale... czemu? Nie wiem ile czasu siedziałam tak rozmyślając o Chrisie. Przecież jest on moim... przyjacielem, a może kimś więcej? Nie jestem już pewna czy uważam Chrisa jako mojego przyjaciela czy... Czy ja się w nim zako....
- Oriana! - moje rozterki przerwał nagły krzyk. Spojrzałam w kierunku z którego on dochodził. W moją stronę galopował centaur.
- Chejron? - zapytałam zdziwiona – Coś się stało?
- Pytasz czy coś się stało? Nie zjawiłaś się na kolacji...
- Kolacji? - rozejrzałam się, faktycznie mogło być już późno, w końcu sama nie wiem ile tu siedziałam.
- Tak... Percy powiedział mi, że nie widział cię od obiadu tak jak reszta obozowiczów. Szukaliśmy cię.
- Ja... ja byłam tutaj cały czas nie wiedziałam że minęło już aż tak dużo czasu... przepraszam.
- Ehh co ja z wami mam – westchnął centaur – chodź wracamy.
- Ymm pewnie, jeszcze raz przepraszam – spuściłam oczy, poczucie winy mnie dopadło. Nie pomyślałam o tym, że ktoś się może o mnie martwić. Ruszyłam z Chejronem w drogę powrotną.
- Stało się coś? - przyglądał mi się podejrzliwie.
- Co? - zaskoczyło mnie to pytanie – nie, nie nic – odpowiedziałam prędko, nie chciałam mówić mu o moich rozmyśleniach.
- Skoro tak twierdzisz – ucieszyłam się że nie naciska na mnie w tej sprawie. Chejron odprowadził mnie pod same drzwi mojego domku. Spojrzał na mnie i odszedł zapewne do wielkiego domu. Wzięłam uspokajający oddech i weszłam do środka. Przechodząc przez próg stanęłam jak wryta w ziemie. W domku oprócz mojego brata była jeszcze Annabeth, Thalia i... Chris.
- Oriana! Gdzieś ty była – zawołał mój brat gdy tylko mnie spostrzegł.
- Gdzie... Krążyłam po lesie...
- Po lesie? Po co? - zapytała zaniepokojona Annabeth.
- Przecież wiesz, że nie wiadomo co tam można spotkać – dodała Thalia wpatrując się we mnie.
- Nie byłam bezbronna – odparłam podnosząc rękę i wskazując na bransoletkę.
- Mogło ci się coś stać – powiedział i podszedł do mnie Chris.
- Nic mi nie jest...
- Ale jakby ci się coś stało to bym sobie tego nie wybaczył....
- Chris... przepraszam, że was zmartwiłam.
- Nie rób tego więcej dobrze? - odezwał się łagodnie mój brat.
- Obiecuję, że już nie będę – uśmiechnęłam się. Zabrzmiał dźwięk konchy.
- Musimy już iść do swoich domków – odezwała się córka Ateny.
- Tak – Thalia spojrzała na mnie – do zobaczenia.
- Na razie – pożegnał ich Percy i spojrzał na mnie – wiesz jak się o ciebie martwiłem?
- Domyślam się – wbiłam wzrok w moje stopy – przepraszam.
Czarnowłosy westchnął, podszedł i przytulił mnie. Wtuliłam się w niego. Chyba tego właśnie mi brakowało...
- Powiesz mi co robiłaś w lesie?
- Musiałam coś przemyśleć.
- Rozumiem...
Oswobodziłam się z jego objęć.
- Pozwolisz, że pójdę już spać – uśmiechnęłam się do niego niepewnie.
- Pewnie, nie ma sprawy – odwzajemnił uśmiech.
Przebrałam się i położyłam. Gdy moja głowa dotknęła miękkiej poduszki od razu zasnęłam.

21. Zabawa w swatkę.

O ustalonej porze spotkałyśmy się i skierowałyśmy do pawilonu na śniadanie. Dobrze, że w weekendy nie trzeba było być o określonej porze tylko każdy przychodził kiedy wstał. Dochodząc widziałyśmy już innych obozowiczów jedzących śniadanie. Gdy tylko weszłyśmy spojrzeli na nas zdziwieni. No tak widok mnie z Annabeth to nowość. Uśmiechnęłam się do niej.
- Spotkamy się po posiłku?
- Pewnie czemu nie – odpowiedziała i udała się do stołu Ateny natomiast ja podeszłam do Percy'ego.
- Ty i Annabeth? - zapytał zdziwiony kiedy usiadłam koło niego.
- Pogodziłyśmy się.
- A w ogóle o co poszło? - spojrzałam na niego.
- Nie ważne – nałożyłam jedzenie na talerz i zaczęłam jeść.
- No wiesz co?
- Co takiego? - zapytałam niewinnie. Percy westchnął tylko i wrócił do pałaszowania swojej porcji.
Spojrzałam w kierunku stołu Ateny i spostrzegłam, że Annabeth wpatruje się w Percy'ego. Jedząc kurczaka wpadłam na świetny pomysł.
- Masz dzisiaj coś w planach? - zagadnęłam.
- Hmm... nie myślę że nie....
- To może wybierzesz się ze mną i Annabeth na plaże? Może jeszcze Thalia pójdzie...
- Pewnie czemu nie. A nie chcesz może Chrisa zaprosić?
- Pewnie, zapytam – uśmiechnęłam się – to spotkamy się o 10 ok?
- Ok.
Wstałam i podeszłam do Thalii.
- Hej masz może ochotę przejść się po plaży?
- Hej. Po plaży?
- Tak, a właściwie to taka zmyłka.
- Zmyłka?
- Tak jak pewnie widziałaś wyjaśniłam sobie wszystko z Annabeth no i dowiedziałam się, że lubi mojego brata...
- Percy'ego? - spojrzała w jego kierunku.
- Tak, ale cicho – rozejrzałam się, kilka osób się w nas wpatrywało – powiedziałam mu, że przejdziemy się po plaży wiesz ty, ja, on, Annabeth, zapytam jeszcze Chrisa, w końcu sobota i tak dalej, ale chodzi mi właściwie o to by się ze sobą spotkali.
- Skoro tak stawiasz sprawę to ci pomogę, o której?
- O 10, ale chce zrobić niespodziankę Annabeth.
- Nie ma sprawy, musimy ją ubrać w coś ładnego.
- Tak, idę zapytać Chrisa, a ty idź po Annabeth.
- Ok.
Ruszyłam w kierunku stołu Hefajstosa. Kiedy do nich podeszłam zamilkli i zaczęli się we mnie wpatrywać. Teraz to czułam się jak okaz w zoo.
- Chris mogę cię na chwilkę prosić?
- Jasne – powiedział i wstał od stołu. Odchodząc usłyszałam jeszcze coś w stylu „bierz ją tygrysie” jednak nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. Odeszliśmy kawałek.
- Chcesz się może przejść po plaży dzisiaj? Wiesz będę ja, Thalia, Annabeth i Percy.
- Dzisiaj? - zapytał - Ja... właściwie...
- Masz już plany?
- Tak niestety... Charli obiecał pokazać mi pewną technikę wykuwania ostrzy.
- A to nic się nie stało – uśmiechnęłam się do niego.
- Nie jesteś zła?
- Dlaczego mam być? Wiem jak uwielbiasz tworzyć, wykuwać i składać różne rzeczy. Spotkamy się kiedy indziej.
- Pewnie, dziękuję.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niego i odeszłam do czekających na mnie Annabeth i Thalii. Udałyśmy się do domku Ateny by wyszykować Annabeth. Do 10 zostało nam niewiele czasu więc postanowiłyśmy się pospieszyć. Annabeth nawet nic nie podejrzewała, śmiałyśmy się, że dlatego iż jest weekend możemy się przebrać w lepsze rzeczy. W tygodniu niestety pewnie na zajęciach byśmy je zniszczyły. Jasnowłosą ubrałyśmy w krótkie szorty i ładną wiązaną na szyi koszulkę. Wybiła godzina 10 i musiałyśmy wcielić mój plan w życie. Zabrałyśmy Annabeth na plażę pod pretekstem spaceru. Już z daleka spostrzegłam Percy'ego siedzącego na piasku.
- Chodźmy tam – wskazałam w kierunku Percy'ego. Ruszyłyśmy ciągnąc między sobą Annabeth, która lekko nam się opierała.
- Percy – powiedziałam podchodząc do brata. Ten obejrzał się i spostrzegłszy córkę Ateny wstał.
- Słuchajcie bo jest taki mały problem no – odezwałam się – wiem, że mieliśmy pospacerować jednak przypomniało mi się, że obiecałam Mrocznemu, że go odwiedzę, a Thalia chciała iść ze mną, prawda? - spojrzałam na nią.
- Tak, chciałam go poznać – uśmiechnęła się – tak więc wy możecie sobie pospacerować nie krępujcie się.
- To do później – powiedziała i zaczęłam odchodzić razem z Thalią w kierunku stajni.
***
Percy patrzył jak jego siostra i Thalia odchodzą zostawiając Annabeth. Spojrzał na nią i się uśmiechnął. Ta odwzajemniła uśmiech i dopiero teraz dostrzegł jej strój.
- Ładnie wyglądasz.
- Dziękuję – zarumieniła się.
- Więc... pospacerujemy?
- Czemu nie – uśmiechnęła się i ruszyła razem z Percy'm wzdłuż plaży.
***

wtorek, 7 października 2014

20. Zakopany topór wojenny.

Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Wstałam z łózka i postanowiłam udać się na plażę. Była sobota więc nie musiałam spieszyć się na żadne zajęcia. Ubrałam się niespiesznie i udałam w kierunku morza. Dochodząc spostrzegłam postać siedzącą na piachu. Podeszłam bliżej i dostrzegłam kto to jest...
- Annabeth? - odezwałam się strasząc dziewczynę która podskoczyła i odwróciła się w moją stronę.
- To tylko ty – warknęła. Spostrzegłam w jej oczach łzy.
- Coś się stało? - zapytałam podchodząc bliżej.
- A co cię to interesuje – pociągnęła nosem.
- Słuchaj nie wiem dlaczego jesteś na mnie taka cięta. Chce ci tylko pomóc...
- Pomóc... - prychnęła i odwróciła się w stronę morza.
- Mogę się przysiąść? - zapytałam ta jednak wzruszyła tylko ramionami. Usiadłam. Przez chwilę wpatrywałyśmy się w ciszy w spokojną o tej porze taflę wody.
- Powiesz mi czemu jesteś na mnie wściekła?
- Nie wiesz?
- Nie mam zielonego pojęcia – przyznałam się szczerze.
- Dobrze skoro chcesz wiedzieć powiem ci... Odkąd przyszłaś do obozu cała uwaga skierowana jest na ciebie... Percy ciągle chodzi za tobą... Obozowicze są wpatrzeni tylko w ciebie... Tylko ty i ty... Thalia też trzyma się tylko ciebie... - zauważyłam jak z oczu płyną jej łzy.
- Posłuchaj to wcale tak nie jest...
- Oczywiście, że tak jest odbierasz mi wszystkich... Percy'ego, Thalię, wszystkich.
- Percy to mój brat, a Thalia to moja pierwsza przyjaciółka w tym obozie. Ja ci nikogo nie odbieram. Ile razy chciałam się z tobą zaprzyjaźnić?
- Ja... kilka – spuściła głowę.
- Słuchaj ja naprawdę nic na to nie poradzę, że jestem nowa i każdy się we mnie wpatruje. Czasami czuje się jak okaz w zoo... Minie trochę czasu i będę nikim...
- Nigdy nie będziesz nikim...
- Skąd ta pewność?
- Jesteś córką Posejdona, siostrą Percy'ego, przyjaciółką Thalii...
- No i co z tego? Ty także jesteś przyjaciółką Thalii i Percy'ego...
- Ale to nie to samo.
- Słuchaj, z Thalią znasz się o wiele dłużej niż ja jesteś jej przyjaciółką i zawsze będziesz, a Percy to mój brat, poznaliśmy się niedawno i pewnie dlatego ciągle mnie pilnuje nie chce mnie stracić... tak jak ja jego. Ta sytuacja jest dla nas nowa. Ja całe życie wychowywałam się w przekonaniu, że jestem zupełnie kimś innym. Postaw się na moim miejscu... Jakbyś się zachowywała gdybyś dopiero co poznała swoją prawdziwą rodzinę, mamę, brata, dowiedziała się, że twoje wcześniejsze życie było kłamstwem, że zostałaś porwana zaraz po urodzeniu i żyłaś przez wiele lat w kłamstwie... - spojrzałam na nią.
- Nie wiem... Możliwe, że zrobiłabym to samo – przyznała – Przepraszam i dziękuję...
- Nie musisz przepraszać ani za nic dziękować – uśmiechnęłam się do niej i wstałam wyciągając rękę – to może teraz się zaprzyjaźnimy?
- Tak myślę, że tak – uśmiechnęła się wycierając łzy. Wstała i przyjęła moja dłoń.
- Jednak nie jesteś taka zła – dodała otrzepując swoje spodnie.
- Eee... dziękuję? - zrobiłam głupią minę przez która Annabeth się roześmiała – widzisz jednak cie rozweseliłam.
- Tak dziękuję.
- Przez to płakałaś?
- Ja... - spojrzała ponownie w kierunku morza – nie zupełnie.
- Co się stało? - spojrzałam na nią i zobaczyłam że się rumieni – To przez Percy'ego? - zarumieniła się jeszcze mocniej – Ha czyli przez Percy'ego... zrobił ci coś?
- Nieee nic no właśnie nic... Ostatnio w ogóle mnie nie zauważa....
- Lubisz go?
- Co? Nieee
- Nie? - zapytałam unosząc brew ze zdziwienia.
- No dobra może trochę – uśmiechnęłam się.
- A Percy ciebie bardzo lubi.
- Skąd wiesz?
- Bardzo dużo mi o tobie opowiadał.
- Opowiadał? Co takiego?
- Cóż... mówił, że jesteś bardzo inteligentna, niesamowita, niezastąpiona i ładna... - spojrzałam na nią. Kąciki jej ust drgnęły.
- Naprawdę?
- Tak myślę, że mu się podobasz. Ba.. ja to wiem. A tobie podoba się Percy? - zapytałam z błyskiem w oku.
- Yyyy a jak tam z tobą i tym Chrisem? Jesteście parą?
- Ja z Chrisem? Nieee... jesteśmy przyjaciółmi.
- Serio? Myślałam że jesteście parą przynajmniej tak się zachowujecie.
- Tak? Nie zauważyłam – roześmiałam się po chwili dołączyła do mnie Annabeth – masz może ochotę pobiegać?
- Pewnie czemu nie – odparła i ruszyłyśmy przed siebie – codziennie biegasz?
- Przeważnie wstaję koło 5 więc przychodzę tutaj i biegam. Czasami jak Chris nie może spać to do mnie dołącza.
- Chris – zamruczała.
- No co? - zaśmiałam się.
- Nic, nic – odparła i przyśpieszyła.
- Ejj!! - wykrzyknęłam i również podkręciłam tempo. Biegałyśmy po plaży aż do momentu kiedy padłyśmy na piasek z wycieńczenia.
- Myliłam się co do ciebie – wysapała Annabeth.
- Cóż ja również mogę tak powiedzieć o tobie – uśmiechnęłam się i spojrzałam na zegarek – wow już po 8 szybko czas nam zleciał.
- Już po 8?! – wykrzyknęła zdziwiona – dobrze, że dzisiaj nie ma zajęć.
- Bardzo dobrze.
- Chodź musimy się odświeżyć po tym biegu – uśmiechnęła się i pomogła mi wstać. Skierowałyśmy się w kierunku domków.
- Spotkamy się za 15 minut i idziemy na śniadanie? - zapytałam.
- Pewnie – każda z nas udała się do swojego domku by po chwili iść pod prysznic.

niedziela, 28 września 2014

19. Niecodzienny widok.

Chris po bitwie wrócił do domku razem ze swoim rodzeństwem. Do ogniska zostało jeszcze trochę czasu więc postanowił iść pod prysznic by się odświeżyć. Po wyjściu z toalety udał się z powrotem do dziewiątego domku i zagłębił się w rozmowę ze swoimi współlokatorami.
- Świetna bitwa – powiedziała Zoria susząc swoje długie włosy ręcznikiem.
- Tak odjazdowa – przytaknął Harley siadając koło Chrisa – najlepszy był widok wiszącej do góry nogami Clarisse – zaśmiał się
- I Annabeth – dodała Miria.
- Tak to prawda... Oriana bosko je urządziła – zaśmiał się Charles – hmm... - spojrzał na Chrisa.
- Co? - zapytał zdziwiony czując na sobie spojrzenie grupowego.
- No więc... co cię łączy z Orianą?
- Z Orianą? - zapytał zaskoczony – jesteśmy przyjaciółmi...
- Już bo ci uwierzymy... – oznajmił Jake
- No naprawdę... Przyjaźnimy się już jakieś 6 lat...
- Czyli nie jesteście razem? - zapytał dziwnie podekscytowany Harley.
- Nie no co ty. Nie jesteśmy razem...
- Super! - wykrzyknął i wstał ze swojego miejsca – czyli mogę do niej zarywać – ucieszył się.
- Tylko spróbuj... - zagroził Chris wstając z miejsca.
- Ej, spokojnie tylko żartowałem – zaśmiał się i usiadł rozbawiony na swoim miejscu. Chris przyjrzał mu się podejrzliwie.
- Nie martw się jesteśmy rodzeństwem... nie podbieramy sobie dziewczyn – zaśmiał się Charlie. Rozmawiali tak jeszcze aż nadszedł czas ogniska. Wyszli i ruszyli razem z innymi domkami kierując się w stronę ławek przy ognisku. Po chwili rozbrzmiały śpiewy. Chris rozglądał się za przyjaciółką jednak nigdzie jej nie dostrzegł za to zauważył Thalię, do której postanowił podejść.
- Hej Thalia nie widziałaś może Oriany?
- O hej Chris – odwróciła się w jego stronę – niestety jej nie widziałam... Ale powinna gdzieś tu być.
- No właśnie jej nie ma...
- To zapytaj Percy'ego, pewnie on będzie wiedział – odezwała się stojąca obok niej Annabeth.
- Percy'ego też nigdzie nie widzę – odpowiedział.
- Jak to go nie ma? - zapytała zaskoczona córka Ateny rozglądając się.
- Muszą gdzieś tu być – Thalia rozejrzała się dostrzegając Chejrona.
- Chodźcie – ruszyła w stronę centaura ciągnąc za sobą Annabeth i Chrisa. Podeszła do koordynatora zajęć.
- Chejronie nie wiesz może gdzie jest Oriana i Percy? Szukamy ich.
- Oriana i Percy?
- Tak. Nie możemy ich nigdzie znaleźć – wtrącił Chris.
- Tu ich nie ma...
- Jak to tu ich nie ma? To gdzie są? Wyszli poza obóz? - Annabeth zbombardowała centaura pytaniami.
- Annabeth uspokój się, nigdzie nie wyszli nadal są w obozie.
- To gdzie oni są? - zapytała Thalia.
- Jak ich ostatni raz widziałem szli z Tysonem na plażę.
- Na plażę? - zapytał zdziwiony Chris.
- Chodźcie idziemy – oznajmiła Thalia i zaczęła iść w stronę plaży. Chris i Annabeth podążyli za nią.
- Nie radzę – powiedział jeszcze Chejron nim zdołali od niego odejść.
- Dlaczego? - zapytała podejrzliwie Annabeth jednak nie uzyskała odpowiedzi. Dochodząc do plaży w oddali zauważyli na niej cztery postacie. Cyklopa, Percy'ego, Orianę oraz jakiegoś mężczyznę. Annabeth zatrzymała się. Pozostali spojrzeli na nią.
- Co jest? - zapytał Chris.
- Chejron miał rację. Nie powinniśmy tu przychodzić.
- Co? Dlaczego? - zapytała Thalia.
- To Posejdon.
Chłopak i punkowa dziewczyna spojrzeli jeszcze raz w stronę plaży. Stali tak przyglądając się jak Percy i Tyson odchodzą zostawiając Orianę i Posejdona, którzy przez chwile rozmawiają a następnie Posejdon znika z Tysonem.
- Chodźcie wracamy – odezwała się nagle Thalia i zaczęła odchodzić. Annabeth i Chris podążyli za nią wracając na ognisko. Chłopak całą drogę zastanawiał się o czym Oriana rozmawiała z ojcem jednak nie chciał być wścibski, dlatego postanowił o to nie pytać. Cała trójka podeszła do ławki niedaleko ogniska i usiadła.
- To teraz czekamy... Zaraz powinni tu być – odezwał się Chris.
- Tak – przytaknęła zamyślona Thalia.
***
Kiedy doszliśmy już na miejsce zauważyłam, że Chris siedzi przy Thalii i Annabeth.
- Chodź tam - pociągnęłam Percy'ego do stolika.
- Hej – przywitałam się – stało się coś?
- Hej, nie nic – odpowiedział mi Chris.
- Siadajcie – Thalia spojrzała na nas zamyślona natomiast Annabeth zmierzyła mnie wzrokiem wstała i odeszła.
- A tej co znowu? - zapytałam sama siebie. Po chwili do naszego stoliku przysiadło się jeszcze kilka osób. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się aż usłyszeliśmy dźwięk konchy. Obserwowałam Annabeth i postanowiłam jutro z nią porozmawiać. Muszę się dowiedzieć o co jej chodzi. Wróciłam z bratem do domku. Było w nim tak pusto bez Tysona. Przebrałam się, odświeżyłam i położyłam na łóżku spoglądając w stronę okna.
- Dobranoc Percy.
- Branoc – odpowiedział i po chwili usłyszałam jak cicho pochrapuje. Uśmiechnęłam się. Wspaniale jest mieć brata. Zasnęłam.

niedziela, 21 września 2014

18. Spotkanie z Posejdonem.

Weszłam do domku razem z Percy'm gdzie zastaliśmy siedzącego na łóżku Tysona.
- Tyson – odezwałam się – cały dzień cię nie widziałam gdzieś się podziewał – podeszłam do niego.
- Ja... ja muszę wam coś powiedzieć.
- Co takiego? Co się stało? - zapytał zaniepokojony Percy.
- Rozmawiałem z tatą... on chce bym przybył do jego królestwa by pobierać nauki płatnerstwa u moich braci cyklopów.
- To wspaniale – uśmiechnęłam się. Percy spojrzał na mnie.
- Pewnie, że wspaniale... nauczysz się wielu nowych rzeczy – poklepał Tysona po ramieniu.
- Tak myślicie? Ale będę musiał odejść i was zostawić...
- Nie martw się pewnie jeszcze nie raz się spotkamy – przytuliłam go.
- To kiedy masz zamiar wyruszać? - zapytał Percy siadając obok Tysona.
- Za jakąś godzinę z plaży...
- To się dobrze składa – powiedziałam z uśmiechem – odświeżymy się z Percym i odprowadzimy cię nad brzeg.
- Oczywiście – Percy wstał i podszedł do szafy szukając ubrań – poczekaj zaraz wrócimy.
- Ok – powiedział tylko Tyson i spojrzał przez okno.
Wybrałam ubrania z szafy i poszliśmy do toalet by odświeżyć się przed odejściem Tysona.
Czyści i pachnący wróciliśmy do domku zastając smutnego Tysona. Podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Nie martw się, będzie dobrze – powiedziałam uśmiechając się ciepło do niego. Tyson popatrzył na mnie i uściskał mnie mocno.
- Będę za wami tęsknić – powiedział smutnym zapłakanym głosem.
- Tyson ale pomyśl ile się tam nauczysz, ilu nowych znajomych poznasz – Percy starał się go pocieszyć – ile przydatnych rzeczy wyprodukujesz...
- A właśnie – wykrzyknął nagle Tyson grzebiąc po kieszeniach – przez ostatnie dni coś dla was robiłem...
- Co takiego? - zapytałam przyglądając się jego poczynaniom.
- Tutaj są – oznajmił z uśmiechem na ustach wyciągając z kieszeni dwie rzeczy – może nie są to najlepszej jakości rzeczy ale... - zagryzł wargę.
- Co to jest? - zapytał spokojnie Percy.
- Zegarek jest dla ciebie – powiedział – a zawieszka dla Oriany – podał nam wymienione przedmioty. Przyjrzałam się zawieszce. Była w kształcie małej tarczy z wygrawerowanym trójzębem na środku. Zegarek Percy'ego natomiast był czarny ze skórzanym paskiem i elektronicznym wyświetlaczem z malutkim przyciskiem z boku. Przypiełam zawieszkę do bransoletki, a Percy założył zegarek.
- Jest super – powiedział przyglądając się zegarku.
- Jest piękna, dziękuję Tyson.
- To nie są zwykłe ozdoby – powiedział niepewnie. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
- Nie są? - zapytałam.
- To tak naprawdę tarcze – ponownie zagryzł wargę – Percy'emu wystarczy, że przyciśnie ten guzik po boku, natomiast ty – tu zwrócił się do mnie – musisz wypowiedzieć jej nazwę.
- Nazwę?
- Nazwałem ją Amyna – niepewnie spojrzał na mnie.
- Obrona – powiedziałam z uśmiechem – Amyna – po chwili trzymałam w dłoni piękną tarczę wykonaną ze spiżu. Percy nacisnął przycisk i także w jego dłoni pojawiła się tarcza. Tarcze miały różne wzory jednak obie były solidnie i dokładnie wykonane.
- Dziękuję Tysona – powiedzieliśmy jednocześnie i wybuchnęliśmy śmiechem. Schowaliśmy prezenty do ich pierwotnego wyglądu i usiedliśmy na łóżkach. Wykorzystaliśmy pozostały nam czas na rozmowę w międzyczasie widząc obozowiczów zmierzających na ognisko, które dzisiejszego dnia odbywało się później niż normalnie. Tyson również ich spostrzegł.
- Może jednak chcecie...
- Nie – przerwałam mu – mówiliśmy, że cię odprowadzimy to to zrobimy prawda Percy?
- Oczywiście, że z tobą pójdziemy. Zauważyłam jak Tysonowi zaszkliło się oko.
- No, Tyson nie płacz – poczochrałam go po włosach.
- Ale, tak świetnie jest mieć rodzeństwo... jesteście super... jesteście najlepsi – wyszeptał powstrzymując łzy. Posiedzieliśmy jeszcze tak około dziesięciu minut po czym ruszyliśmy w kierunku plaży.
- W jaki sposób masz się dostać do pałacu ojca? - zapytał Percy gdy dochodziliśmy już do plaży.
- Sam nie wiem... ktoś ma po mnie przyjść – odezwał się i podbiegł do wody.
Stanęliśmy za nim patrząc jak bawi się piaskiem niczym pięcioletnie dziecko. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nagle poczułam ciepły powiew wiatru za sobą i odwróciłam się spostrzegając stojącego za nami mężczyznę w średnim wieku. Był ubrany w hawajską koszulę i szorty. Miał czarne włosy, morskozielone oczy i ciepły przyjazny uśmiech. Przyjrzałam mu się i uświadomiłam sobie, że to mój ojciec, Posejdon. Percy i Tyson także odwrócili się spoglądając na przybysza.
- Tatuś – wykrzyknął Tyson i rzucił się na Posejdona by go przytulić.
- No już, już Tyson spokojnie – bóg uwolnił się z objęć cyklopa.
- Posejdon – wyszeptałam – to znaczy ojcze – poprawiłam się szybko.
- Oriano – podszedł do mnie – ciesze się, że mogę cie zobaczyć... - spojrzał na Percy'ego – witaj Percy.
- Cześć tato – mój brat posłał Posejdonowi pogodny uśmiech – chodź Tyson – zwrócił się do cyklopa.
- Ale czemu? - zdziwił się.
- Chodź widziałem chyba tęczusia...
- Tęczuś – wykrzyknął i pognał przed siebie, Percy podążył tuż za nim zostawiając mnie sam na sam z naszym ojcem.
- Naprawdę cieszę się, że się odnalazłaś – powiedział spoglądając na morzę – już myślałem że nigdy cię nie zobaczę, nie poznam...
- Ja... - nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa – ja nigdy nie sądziłam, że moim ojcem możesz być... ty...
Posejdon spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- To źle, że jestem twoim ojcem?
- Nie, nie o to mi chodziło to znaczy...ehh... nigdy nie myślałam, że moim tatą może być bóg...
- Gratuluję pokonania Lwa nemejskiego i Echidny – powiedział po dłuższej ciszy – niestety muszę już iść. Na pewno jeszcze nie raz się spotkamy – uśmiechnął się do mnie. Tyson z Percy'm już do nas wracali.
- Posejdonie – powiedziałam do niego – znaczy tato... - spojrzał na mnie – dziękuję za prezent.
- Nie ma za co – uśmiechnął się. Tyson podszedł do niego i po chwili oboje zniknęli zostawiając po sobie tylko ciepłą bryzę. Percy spojrzał na mnie.
- Wszystko dobrze?
- Bardzo dobrze – uśmiechnęłam się do niego – idziemy na ognisko?
- Pewnie czemu nie – uśmiechnął się i ruszył w stronę pawilonu. Popatrzyłam jeszcze raz w stronę morza i ruszyłam za nim.

sobota, 13 września 2014

17. Bitwa o sztandar.

Dni w obozie mijały mi bardzo szybko, poznałam już chyba wszystkich obozowiczów, a także zaprzyjaźniłam się z Thalią co chyba nie spodobało się pewnej dziewczynie. Codziennie odbywały się różne zajęcia i turnieje, podczas których czułam na sobie wzrok niektórych chłopców, ci bardziej odważni nawet do mnie podchodzili. Percy był bardzo uczulony na tym punkcie zawsze ich ode mnie odganiał, a Chris mu w tym pomagał... Nawet mi to nie przeszkadzało, w pewnym sensie nawet się z tego cieszyłam. Nareszcie nadszedł dzień bitwy o sztandar, na który tak niecierpliwie czekałam. Percy wyjaśnił mi na czym ta bitwa polega. Trzeba po prostu obronić własny sztandar, a ukraść wrogi. Obozowicze dzielili się na dwie drużyny. Czerwoną i niebieską. Ich skład za każdym razem był inny. W tym starciu do niebieskiej drużyny należał domek Posejdona, Zeusa, Apolla, Hefajstosa i Dionizosa. Natomiast do czerwonej domek Demeter, Aresa, Ateny, Afrodyty i Hermesa. Moją drużyną dowodził Charlie z domku Hefajstosa natomiast przeciwną Clarisse z domku Aresa. Odziani w zbroje i uzbrojeni w miecze a także łuki w przypadku dzieci Apolla udaliśmy się do południowego lasu zmierzając w kierunku pięści Zeusa by tam rozdzielić zadania. Doszliśmy do sterty kamieni i stanęliśmy dookoła Charliego czekając na rozkazy.
- Słuchajcie – odezwał się po chwili grupowy domku dziewiątego – do obrony sztandaru zostaje Lee, Mitchel, Will i reszta z domu Apolla a także Kastor i Pollux, zrozumiano?
- Jasne – odezwali się wymienieni.
- Po sztandar idę ja i Percy, natomiast do ataku rusza reszta. Nie pozwólcie im przekroczyć rzeki i dostać się do sztandaru. Atakujcie z całej siły i nie dajcie się. Ares będzie atakował ostro dlatego uważajcie. Mają także Atenę więc pewnie coś wymyślą. Musicie być przygotowani na wszystko, czy to jasne?
- Tak – wykrzyknęliśmy.
- No to idziemy. Na pozycję! - Charles pobiegł razem z Percym przed siebie w głąb lasu. Podeszłam do Chrisa a zaraz do nas dołączyła Thalia.
- Idziemy razem? - zapytała.
- Pewnie – odpowiedziałam – będzie raźniej.
- Czemu nie – powiedział tylko Chris i ruszyliśmy w las. Cała nasza drużyna rozbiegła się w różnych kierunkach. Rozbrzmiał dźwięk konchy ogłaszający początek bitwy.
***
Drużyna czerwonych zmierzała do najbardziej odległego punktu w północnym lesie. Dochodząc do wielkiej polany otoczonej gęstymi krzewami przystanęli i wbili sztandar w ziemię.
- Drużyna niebieskich to słabeusze – zaczęła swą przemowę ciemnowłosa dziewczyna o brązowych oczach – nie ma u nich nikogo godnego uwagi...
- Na tej Orianie można zawiesić wzrok... - wyszeptał jeden z synów Hermesa na co niektóre osobniki płci męskiej przytaknęli.
- Słuchajcie – warknęła Clarisse – obroną zajmą się domki Demeter i Afrodyty...
- Ale jak to? - zapytała przerażona Silena z domku Afrodyty.
- Spokojnie i tak pokonamy ich w ataku. Nie przepuścimy do was nikogo – uspokajała ją Annabeth.
- Po sztandar idą Connor i Travis Hood, jasne?
- Jak słońce – odpowiedzieli bliźniacy z łobuzerskim uśmiechem.
- Do ataku idzie cała reszta... Acie ich zgnieść jak mrówki czy to jasne?
- Tak!! - wykrzyknęli.
- Na pozycje – powiedziała usłyszawszy dźwięk konchy.
***
Przemierzałam las wraz z Chrisem i Thalią cicho rozmawiając aż usłyszeliśmy szelest w krzakach nie daleko nas, a po chwili odgłosy uderzających mieczy o siebie. Bitwa się rozpoczęła. Doszliśmy do rzeki dzielącej las jednocześnie będącej naszą granicą. Wystarczyło przenieść sztandar przeciwnej drużyny na naszą stronę i byśmy wygrali. W duszy modliłam się do bogów by Charlie i Percy przemknęli niepostrzeżenie i zabrali sztandar czerwonych. Staliśmy tak chwilę, aż doszły nas odgłosy kroków zbliżających się w naszą stronę. Spojrzeliśmy w stronę drzew by po chwili ujrzeć wyłaniających się Annabeth i Malcolna z domku Ateny oraz Clarisse i Shermana z domku Aresa. Gdy tylko nas dojrzeli ruszyli w nasza stronę przechodząc przez rzekę na naszą stronę.
- Już po was – wysyczała groźnie Clarisse i rzuciła się na mnie razem z Annabeth. Thalia i Chris instynktownie chcieli mi pomóc jednak oni również zostali zaatakowani. Chris przez Shermana, a Thalia przez Malcolma. Walka rozgorzała na dobre. Broniliśmy się jak mogliśmy. Chris z Thalia zostali ode mnie odciągnięci. Zostałam sama z Annabeth i Clarisse, którym z oczu biła żądza mordu. Ciemnowłosa zaatakowała mnie swoją włócznią jednak odparowałam jej atak unikając w tej samej chwili cięcia Annabeth, która zaszła mnie od tyłu. Dziewczyny nieźle ze sobą współpracowały co dawało im nade mną lekką przewagę. Jednak dawałam radę obronić większość ataków skierowanych przez nie w moją stronę. Po kilku minutach intensywnej walki każda z nas posiadała mniejsze lub większe rany na niezasłoniętej zbroją skórze. Z boku nagle usłyszałam huk i spojrzałam w tamta stronę. To Thalia przywołała piorun, który skierowała na Malcolma jednak ten zwinnie przed nim uskoczył. Z drugiej strony Chris dzielnie przeciwstawiał się Shermanowi, który ledwo stał na nogach. Spojrzałam ponownie na moje przeciwniczki dostrzegając rzekę, która była od nas oddzielona o około 5 metrów. Rzeka... Woda... Natarłam niespodziewanie na nie odpychając je od siebie i kierując w stronę naszej granicy. Zdziwione odparowywały moje ataki jednak cofały się. Dostrzegłam w oddali Percy'ego i Charliego ze sztandarem czerwonych. Uśmiechnęłam się i dalej popychałam dziewczyny do rzeki. 2 metry, metr, tak są w wodzie. Skupiłam się, pomyślałam o mackach tych samych które złapały Echidnę. Chciałam by złapały za nogi dziewczyny i uniosły na kilka metrów. Nagle poczułam zacieśniający się węzeł w moim żołądku. Chłopaki ze sztandarem byli już co raz bliżej granicy. Nagle zaszumiało i z wody wystrzeliły dwie macki łapiące niczego nie spodziewające się moje przeciwniczki za kostki i unoszące je w górę. Ze zdziwienia upuściły swoje bronie i zaczęły się szamotać próbując uwolnić swoje nogi z wodnych kajdan. Stanęłam i przyglądałam się im z uśmiechem. Zobaczyłam, że Chris i Thalia podchodzą do mnie ze śmiechem zostawiając swoich przeciwników leżących na ziemi.
- No ładnie – powiedział powstrzymując śmiech Chris.
- Ładnie, ładnie – poparła go Thalia głośno się śmiejąc – teraz już nie są takie waleczne.
Po chwili podbiegli do nas Charlie i Percy niosący sztandar. Gdy tylko przeszli przez rzekę rozbrzmiał dźwięk konchy kończący bitwę. Charlie spojrzał na zwisające dziewczyny i zrobił minę jakby chciał się jednocześnie roześmiać i tego nie robić. Clarisse spojrzała na niego i warknęła.
- Śmiało śmiej się, a skopię ci tyłek.
Na tą deklarację Charli roześmiał się głośno i łapał za brzuch. Percy również do niego dołączył. Po chwili zbiegła się reszta obozowiczów. Niebiescy wiwatowali natomiast czerwoni byli wściekli. Jednak gdy tylko spostrzegli uwięzione nad ziemią dziewczyny stanęli jak wryci by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem. W naszym kierunku zmierzał Chejron powstrzymujący śmiech.
- Możesz już je puścić myślę że już im wystarczy.
- Nie ma sprawy – powiedziałam wzruszając ramionami. Macki ponownie zamieniły się w zwykłą wodę wpadając do rzeki a niespodziewające się tego dziewczyny wpadły do rzeki. Uniosły się na łokciach wściekle plując wodą.
- Jeszcze cię dorwę – zagroziła Clarisse wstając i odchodząc zapewne w stronę domku. Wściekła Annabeth popatrzyła tylko w moją stronę nic się nie odzywając i odeszła wraz z innymi obozowiczami zmierzającymi do swoich domków.
- To było niezłe – pochwalił mnie Charlie.
- Zasłużyły na to – odezwała się Thalia – we dwie zaatakowały Orianę...
- To była nierówna walka – poparł ją Chris kiwając głowa.
- No już cieszcie się wygraną – Chejron poklepał każdego z nas po plecach i pogalopował przeciwnym kierunku.
- Dobra no to wracamy – odezwał się Charles po czym ruszyliśmy w stronę domków.

sobota, 6 września 2014

16. Pojedynek.

Wchodząc spostrzegłam, że moi bracia już nie śpią.
- Dzień dobry – podeszłam do szafy i włożyłam ubrania do środka.
- Dobry – powiedział zaspany Tyson.
- Bry. Czy w nocy była u nas jakaś ekipa sprzątająca? - zapytał rozglądając się po pokoju. Zaśmiałam się.
- To moje przeprosiny za obudzenie was w środku nocy. Trzeba jeszcze pozamiatać podłogę ale to zrobię za chwilę.
- Ja to zrobię – wykrzyknął cyklop wyskakując z łóżka i łapiąc za miotłę i zaczynając zamiatać.
- Nie musiałaś tego robić – podrapał się z zakłopotania Percy po głowie wygrzebując się z kołdry – mogliśmy ci pomóc.
- I tak nie mogłam zasnąć.
Percy westchnął i spojrzał na mnie.
- Niech ci będzie ale jutro sprzątamy wszyscy razem nie chce byś robiła to za nas. Prawda Tyson?
- Pewnie. Sprzątajmy razem.
- Dobrze, dobrze widzę, że z wami nie wygram – uśmiechnęłam się pogodnie odsuwając od siebie wspomnienia o koszmarze. Tyson skończył zamiatać podłogę i odłożył miotłę na miejsce.
- Gotowe - powiedział podskakując w miejscu.
- Świetnie się spisałeś Tyson – pochwalił go Percy szukając ubrań w szafie.
- Zaraz przyjdę – powiedział wychodząc zapewne do toalety.
- Poczekaj – krzyknął cyklop, porwał pierwsze ubranie z szafy i wybiegł za nim.
Siedziałam na łóżku czekając na ich powrót i wpatrując się w bransoletkę.
- Chris coś planuje – wyszeptałam do siebie i uśmiechnęła się. Po chwili wrócili moi bracia do domku i udaliśmy się razem na śniadanie. Tak jak wczoraj czułam na sobie wzrok innych obozowiczów i słyszałam, że zawzięcie coś między sobą szepczą. Podczas śniadania również złożyłam z braćmi ofiarę dla ojca. Zjedliśmy wyśmienite tosty i wróciliśmy do domku czekając na inspekcję, którą dzisiaj prowadziła grupowa domku Ateny, Annabeth. Siedziałam z chłopakami wesoło rozmawiając kiedy przerwało nam pukanie do drzwi.
- To pewnie Annabeth – powiedział Percy podchodząc i otwierając drzwi.
- Hej – powiedziała blondynka wchodząc do domku i rozglądając się po nim. Doszła na środek i rozejrzała się z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy – jakim cudem jest tutaj tak czysto?
- To akurat zasługa Oriany – powiedział Tyson.
- Oriany? - spojrzała na mnie.
- Cóż – wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się – nie mogłam spać.
- To przez ten koszmar – cyklop pokiwał głową w górę i w dół. Annabeth spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Koszmar?
- To nic takiego – uśmiechnęłam się – czasami tak mam, wiesz, nowe miejsce i tak dalej – starałam się zręcznie ominąć ten temat.
- Ah tak – powiedziała tylko i zapisała coś w swoim notatniku – 5 na 5. Pierwszy raz odkąd jesteś na obozie – tym razem zwróciła się do Percy'ego po czym wyszła z domku. Od 9 zaczynały się pierwsze zajęcia, a była to starożytna greka, którą prowadził Chejron wraz z Annabeth. Greka była bardzo ciekawie prowadzona w różnych formach. Siedziałam obok Chrisa. Na szczęście wszystkie zajęcia miałam z nim. Czas bardzo szybko minął i już szliśmy w kierunku stajni pegazów by wyczyścić ich zagrody. Weszłam z Chrisem do stajni, w której od razu podbiegł do mnie jeden z pegazów gdy tylko mnie zauważył. Oriana wiedziałem, że się jeszcze spotkamy. O i nawet Chris jest.
- Cześć Mroczny – pogłaskałam go po grzywie – znowu się spotykamy.
- Mroczny – zagadnął Chris – jak się masz chłopie?
Jest świetnie ,wprost cudownie. Przekazałam odpowiedź Chrisowi po czym pegaz odbiegł od nas wracając do innych ze swojej rasy. Wysprzątaliśmy szybko stajnie udając się na kolejne zajęcia a mianowicie szermierkę. Jak się dowiedziałam przed zdrada prowadził je Luke. Teraz niestety nie było konkretnego nauczyciela. Na tych zajęciach każdy mógł wyzwać każdego było to ponoć pomocne w rozstrzyganiu sporów. Tak przynajmniej wspominał Percy. Idąc na Arenę byłam bardzo ciekawa jak one wyglądają. Dochodząc zauważyłam już pojedynkujących się obozowiczów. Percy pomógł mi założyć zbroje i po kilku minutach wyzwał go Charles, grupowy domku Hefajstosa. Oglądałam przez chwilę jak się atakują. Chris również odszedł do jednego ze swoich braci i zaczął pojedynek, a do mnie podeszła blond włosa córka Ateny. Spojrzałam na nią.
- Annabeth...
- Wyzywam cię na pojedynek Oriano Jackson – oznajmiła donośnym głosem. Wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do niej przywołując miecz na co ona spojrzała zdziwiona, jednak szybko jej twarz zobojętniała. Katem oka zauważyłam przyglądającemu nam się Chejrona. Obozowicze zrobili nam miejsce przerywając swoje pojedynki i wpatrując się w nas. Stanęłam przed Annabeth i czekałam na jej ruch, nie chciałam atakować pierwsza. Blondynka zaatakowała mnie szybko odgórnym cięciem, które bardzo zręcznie odparowałam i natarłam na nią. Zręcznie się broniła i wyprowadzała ataki jednak ja nie pozostawałam jej dłużna. Okręcałam się wokół własnej osi co chwilę odparowując jej ataki. Spostrzegłam, że wszyscy na Arenie patrzą już w naszą stronę, nikt poza nami się nie pojedynkował. Annabeth wyraźnie była na mnie wściekła jednak nie miałam pojęcia dlaczego. W pewnym momencie zagapiłam się, a dziewczyna zręcznie to wykorzystała rozcinając mi przedramię. Syknęłam cicho i wyprowadziłam kilka ciosów w jej stronę również rozcinając jej ramię. Pojedynkowałyśmy się już jakąś długa chwilę obie dyszałyśmy już ze zmęczenia jednak żadna z nas nie chciała przegrać. Chejron kierował się w naszą stronę przeciskając między obozowiczami. Złączyłyśmy się mieczami patrząc w swoją stronę po czym odskoczyłyśmy i szybko wycelowałyśmy własnymi mieczami w serce przeciwnika. Już miałyśmy atakować się ponownie kiedy przerwał nam centaur.
- Stop!! - wykrzyknął – koniec pojedynku.
- Ale Chejronie... - zaczęła Annabeth.
- Remis – oznajmił twardo – i tak ma zostać. Przynajmniej na razie.
Popatrzyłyśmy na siebie i opuściłyśmy broń odchodząc w przeciwnych kierunkach.
- Walczyłyście jakbyście chciały się pozabijać – stwierdził podchodzący do mnie Chris – co się stało?
- Nie wiem... - spojrzałam na niego wzruszając ramionami. Odeszłam w stronę domku by się przebrać i odświeżyć przed następnymi zajęciami. Kolejnymi zajęciami była mitologia grecka, coś co bardzo lubię dlatego bardzo się na niej udzielałam. Chris także. Do końca dnia unikałyśmy się z Annabeth. Po wieczornych śpiewach wróciłam do domku od razu rzucając się na łóżko. To był dzień pełen wrażeń, pomyślałam i zasnęłam. Tej nocy nie przyśnił mi się żaden koszmar.

15. Koszmar.

Przyśnił mi się straszny sen. Stałam nad jakaś przepaścią, z której wydobywała się fioletowo złota poświata, a wokół mnie panował mrok. Po chwili usłyszałam głęboki mroczny głos. Oriana Jackson. Rozejrzałam się, ale nic nie dostrzegłam. Usłyszałam jedynie mrożący krew w żyłach śmiech. Jestem tutaj... na dole... chodź do mnie. Gdy tylko głos zamilkł poczułam jakby niewidzialna siła ciągnęła mnie w stronę przepaści.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - wykrzyknęłam w mrok usiłując wbić stopy w ziemię. Jesteś o wiele lepsza niż twój brat... Ciebie wykorzystam w moim planie.
- Jakim planie? Kim ty do cholery jesteś? - zaparłam się bardziej. Nie domyślasz się? Jestem tutaj w tej dziurze... Domyśl się gdzie jesteś. Usłyszałam ponownie ten głos. Rozejrzałam się.
- To jest... zejście do Tartaru – wyszeptałam przerażona i wtedy mnie olśniło – Kronos. Jesteś nawet mądrzejsza od brata. Doskonale się nadasz. Ciągle byłam unieruchomiona i wciągana przez niewidzialne macki oplatające moje ciało. Zapierałam się ile sił w nogach jednak moje wysiłki na niewiele się zdały, macki ciągły mnie coraz mocniej do Tartaru. Usłyszałam ponownie ten przerażający śmiech, kiedy byłam już bardzo blisko przepaści, w której spoczywały szczątki tytana.
- Nieeeeeeeeee – wykrzyknęłam przerażona. Jeszcze nie teraz. Usłyszałam i z krzykiem obudziłam się siadając na łóżku. Rozejrzałam się przerażona po pomieszczeniu i westchnęłam z ulgą zauważając, że nie jestem już w Podziemiu.
- Oriana... krzyczałaś – powiedział niepewnie podchodząc do mnie Percy.
- Wszystko ok? - zapytał Tyson. Spojrzałam na nich.
- Wszystko dobrze... to tylko... koszmar – wykrzywiłam usta w parodii uśmiechu – przepraszam, że was obudziłam.
- Nic się nie stało – odpowiedział cyklop przytulając mnie. Odwzajemniłam uścisk.
- Już dobrze wracajcie spać, jest dopiero – spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej przy moim łóżku – 3 nad ranem, jeszcze raz przepraszam, że wyrwałam was ze snu. Percy popatrzył na sceptycznie.
- Jesteś pewna...?
- Tak Percy wszystko dobrze. Nie martw się. Wiesz nowe miejsce i tak dalej... Czasami tak mam, przepraszam.
- Ok skoro tak twierdzisz... Dobranoc – powiedział i wrócił do łóżka. Tyson siedzący na moim łóżku popatrzył jeszcze na mnie, wstał i również wrócił do swojego łóżka. Po chwili słyszałam już tylko ich miarowy oddech. Zasnęli, pomyślałam i spojrzałam w sufit, który błyszczał w świetle księżyca. Leżałam w łóżku nie mogąc zasnąć po tym koszmarze. Wierciłam się z boku na bok szukając dogodnej pozycji jednak takowej nie znalazłam. Spojrzałam na zegarek, była 5.
- I tak już nie zasnę – mruknęłam do siebie i wstałam z łóżka. Przebrałam się w wygodne ciuchy i wyszłam z domku kierując się w stronę plaży. Kiedy do niej dotarłam podeszłam nad sam brzeg i kucnęłam kreśląc zawiłe szlaczki na tafli wody. Morze było spokojne a poranna bryza bardzo przyjemna. Zatopiłam się w swoich myślach i nawet nie zauważyłam jak ktoś się do mnie zbliża.
- Skąd ja wiedziałem, że ciebie tutaj znajdę – usłyszałam nad sobą głos Chrisa wyrywający mnie z rozmyśleń. Wystraszona wpadłam kolanami w wodę i spojrzałam za siebie.
- Chris – popatrzyłam na niego, przyglądał mi się podejrzliwie.
- Wszystko w porządku? - pomógł mi wstać – przydatna umiejętność – powiedział spoglądając na moje suche spodnie.
- W porządku – uśmiechnęłam się do niego – co tutaj robisz?
- Nie mogłem spać i widzę, że ty także nie mogłaś – złapał mnie za rękę – jesteś pewna że wszystko w porządku? Wiesz przecież, że możesz mi wszystko powiedzieć – spojrzał na mnie z zatroskaną miną.
- Nic się przed tobą nie ukryje co? - zapytałam ze śmiechem.
- Za dobrze cię znam – zarobiłam kuksańca w bok – no mów co jest.
- Miałam... koszmar.
- Koszmar? O czym? Jesteś w stanie mi go opisać?- spojrzałam w kierunku morza.
- Stałam nad przepaścią... Słyszałam głos... - spojrzałam na niego – głos Kronosa.
- Kronosa? Ale... masz pewność, że to był on?
- Tak... Mówił, że jestem lepsza niż mój brat, że nadam się do jego planu.
- Jakiego planu?
- Nie wiem... - przytuliłam się do Chrisa, który gładził mnie po plecach – Jakaś niewidzialna siła wciągała mnie do Tartaru do niego, kiedy byłam już blisko obudziłam się...
- Czego on od ciebie może chcieć – zastanawiał się na głos Chris. Staliśmy tak w uścisku kilka minut po czym oderwaliśmy się od siebie.
- To co biegamy? - zapytałam z zadziornym uśmieszkiem.
- Z tobą zawsze – uśmiechnął się i pognał przed siebie.
- Ej to nie fair – śmiejąc się ruszyłam za nim. Ganialiśmy się po całej plaży aż padliśmy na piasek z wyczerpani intensywnym bieganiem. Chris usiadł na piasku i zaczął wpatrywać się we mnie. Zarumieniłam się pod naporem jego wzroku.
- Coś nie tak? - zapytałam i spostrzegłam że Chris wpatruje się w moją dłoń a dokładniej w bransoletkę. Uniosłam rękę.
- Ładna bransoletka... od kogo?
- Prezent od ojca – gdy to powiedziałam zauważyłam ulgę, która pojawiła się na jego twarzy.
- Tylko ozdoba? - zaśmiał się.
- Niee – pokręciłam głową – Aklass – w mojej dłoni pojawił się piękny miecz a z bransoletki zniknął charms. Chris przyglądał się temu z zaciekawieniem i błyskiem w oku.
- Miecz ukryty jest w zawieszce – wywnioskował na co ja przytaknęłam.
- Tak, jego pełna nazwa to Akrothalassa.
- Ostrze morza – wyszeptał uśmiechając się.
- Tak – schowałam miecz i spojrzałam na zegarek – już po 6 – wstałam z piasku – muszę wracać, moi bracia to straszni bałaganiarze, a po śniadaniu jest inspekcja domków.
- No tak inspekcja, kurcze też muszę posprzątać – podrapał się po głowie – chodźmy.
Udaliśmy się w kierunku domków.
- Do zobaczenia na śniadaniu – powiedziałam i udałam się w kierunku trzeciego domku.
- Jasne – Chris odszedł do dziewiątki.
Weszłam po cichu do domku by nikogo ponownie nie obudzić. Spojrzałam na na moich braci, na szczęście smacznie jeszcze spali. W ramach przeprosin za zbudzenie ich w środku nocy postanowiłam posprzątać w domku sama. Zabrałam się do pracy. Zbierałam z ziemi ubrania składając je w równą kostkę i wkładając do szaf. Powycierałam kurze, pościeliłam moje łóżko a także przetarłam okna na błysk. Zostało mi już tylko pozamiatać podłogę. Spojrzałam na zegarek była za dziesięć siódma. Postanowiłam najpierw pójść się odświeżyć a następnie pozamiatać. Udałam się do toalety i pod prysznic zabierając wcześniej czyste ciuchy na przebranie. Po skończonej toalecie wróciłam do domku.

sobota, 30 sierpnia 2014

14. Uczta powitalna.

Percy i Tyson poprowadzili mnie do pawilonu gdzie odbywać miała się kolacja. Gdy tam doszliśmy większość już siedziała przy swoich stołach i wesoło rozmawiała. Podeszliśmy do trzeciego stołu i usiedliśmy przy nim. Rozejrzałam się po zebranych i zauważyłam Chrisa rozmawiającego z grupowym swojego domku. Gdy tylko mnie spostrzegł uśmiechnął się do mnie szeroko. Siedzieliśmy tak wesoło rozmawiając aż do przyjścia Chejrona i Dionizosa, który zasiadł pośrodku stołu należącego do tak zwanej kadry obozu. Chejron uderzył kilkakrotnie kopytem w ziemię uciszając wszystkich obozowiczów. Spojrzeliśmy na niego, a od stołu niechętnie wstał Dionizos i spojrzał po zebranych.
- Chejron kazał mi się przywitać tak więc witam was wszystkich na uczcie powitalnej nowych obozowiczów... a mianowicie Taida Green, Otyllia Johnson i Chryzant Loent – powiedział znudzonym głosem, a na stołach pojawiły się puchary z napojami i talerze z jedzeniem.
Chejron spojrzał na niego i wyszeptał mu coś na ucho.
- Aha, jednak są to Thalia Grace, Oriana Jackson i Christopher Lynch – powiedział po czym z westchnieniem ulgi usiadł na swoim miejscu i napił się dietetycznej coli z puszki.
- Wznieśmy teraz toast – powiedział Chejron unosząc puchar do góry – Zdrowie bogów!
Unieśliśmy własne puchary i wykrzyknęliśmy.
- Zdrowie bogów! - po czym napiliśmy się. Obozowicze zaczęli nakładać sobie jedzenie na talerze i podchodzić do ogniska. Popatrzyłam na Percy'ego.
- Ofiara dla bogów. Zazwyczaj dla własnych rodziców – odpowiedział mi na nieme pytanie. Nałożyłam sobie na talerz trochę pieczonego mięsa z grilla. To samo zrobił Percy i Tyson po czym ruszyliśmy do ogniska. Oderwałam kawałek od mojej porcji i wrzuciłam do ogniska tak jak zrobili to moi bracia.
- To dla ciebie Posejdonie... - powiedzieliśmy po czym wróciliśmy do swojego stołu i zaczęliśmy jeść. Podczas całego posiłku czułam na sobie wzrok innych. Percy powiedział mi bym się nie przejmowała, że oni tak zawsze robią gdy tylko do obozu dołączają nowi. Cóż może i miał rację, że tylko o to im chodzi. Po skończonym posiłku ponownie odezwał się Dionizos.
- Za tydzień w piątek odbędzie się bitwa o sztandar. W sumie mnie to nawet nie obchodzi – przemknął wzrokiem po obozowiczach – a teraz idźcie już na to swoje głupie ognisko i śpiewy. Obozowicze zaczęli wstawać ze swoich miejsc i podchodzić do ogniska przy którym zasiadali na ułożonych dookoła ławeczkach. Dzieci Apolla zaczęły wygrywać melodię na instrumentach i śpiewać obozowe piosenki. Do nich dołączali pozostali herosi śpiewając wesoło. Niektórzy próbowali nawet przekrzykiwać się nawzajem. Uśmiechnęłam się na ten widok. Wstałam ze swojego miejsca i już ruszałam za Percym i Tysonem gdy jakaś ręka złapała mnie za ramie. Odwróciłam się i spostrzegłam Thalię. Popatrzyłam na nią zdziwiona nie wiedząc czego może ode mnie chcieć.
- Możemy porozmawiać? - zapytała.
- Jasne – odezwałam się niepewnie i podążyłam za nią w kierunku drzew. Stanęłyśmy pod jednym z nich. Wpatrywałam się w nią nie wiedząc co powiedzieć.
- Słuchaj przepraszam, że odciągnęłam cię od reszty ale ja muszę się czegoś dowiedzieć – zaczęła wpatrując się we mnie.
- Nie ma sprawy – powiedziałam lekko zakłopotana tą cała sytuacją – czego chcesz się dowiedzieć?
- Ja... - zaczęła niepewnie – muszę wiedzieć jak było między wami... znaczy między tobą a Luke'm.
- Między mną a Luke'm? – zapytałam zdziwiona.
- Ja długo byłam przemieniona w sosnę – zaczęła spoglądając na wzgórze – nie wiem co się działo kiedy byłam drzewem – spojrzała na mnie – ale pamiętam wszystko przed przemianą. Pamiętam jak przemierzałam kraj z Luke'm. On bardzo wiele o tobie opowiadał.
- Naprawdę?
- Tak. Zawsze się wtedy uśmiechał. Ciepło ciebie wspominał. Żałował tego, że musiał cię opuścić. Mówił, że kiedyś po ciebie wróci. Dlatego chce się dowiedzieć jakie były między wami relacje. Proszę powiedz mi. Może wtedy zrozumiem dlaczego dołączył do Kronosa.
- Relacje? Traktowałam go jak starszego brata. Mieszkaliśmy niedaleko siebie i odkąd pamiętałam zawsze z nim byłam, on się mną opiekował. Kochałam go... ale tylko jak starszego brata. Sama chciałabym dowiedzieć się dlaczego to zrobił. On nigdy taki nie był. Nie sądziłam, że kiedyś zdradzi przyjaciół. Myślę, że nie zrobił tego z własnej woli.
- Musze się dowiedzieć dlaczego. Ja także myślę, że nie zrobił tego z własnej woli, ale mogę się mylić. Jesteś taka sama jak opowiadał. Miła, uśmiechnięta, pomocna – uśmiechnęła się do mnie – dziękuję ci za ta rozmowę. Jesteś spoko – poklepała mnie po ramieniu.
- Nie ma sprawy. Ty również jesteś w porządku.
- Jeżeli czegoś dowiesz się na ten temat proszę daj mi znać.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niej – chodź wracajmy do ogniska. Chyba nas szukają – spojrzałam w stronę zebranych obozowiczów zauważając rozglądających się moich braci, Chrisa i Annabeth. Thalia spojrzała w tamtą stronę i potknęła. Ruszyłyśmy w ich stronę.
***
Śpiewy przy ognisku rozbrzmiały już na całego. Chris podążył ze swoim rodzeństwem z domku w stronę ogniska. Rozglądał się po drodze dość intensywnie w poszukiwaniu przyjaciółki jednak nie znalazł jej. Spostrzegł jednak jej brata, który również kierował się w stronę ogniska. Podszedł do niego.
- Hej Percy.
- O cześć Chris. Co jest?
- Gdzie jest Oriana? Chciałem z nią porozmawiać.
- No jak to gdzie – obejrzał się i zamarł – przecież szła za mną.
- Percy – odezwała się blond włosa dziewczyna podchodząc do nich – widziałeś Thalię?
- Thalię? Nie, nie widziałem.
- A ty? - zapytała Chrisa.
- Niestety nie. A ty może widziałaś Orianę?
- Orianę? Nie niestety nie widziałam jej – zaczęli się rozglądać ale niestety nigdzie nie zauważyli poszukiwanych dziewczyn.
- Gdzie one mogą być? - zapytał Percy.
- Kogo szukacie? - zapytał podchodzący do nich satyr.
- O Grover. Szukamy Thalii i Oriany – odezwała się blondynka.
- Przecież stoją pod tamtym drzewem – wskazał na niedaleko stojącą brzozę. Wszyscy obejrzeli się w tamtą stronę i zauważyli dwie rozmawiające ze sobą dziewczyny.
- O czym one rozmawiają? - zastanawiała się na głos Annabeth patrząc w stronę drzewa.
- Cóż chyba nic groźnego – odezwał się Grover – obie jeszcze żyją.
- Czemu miały by się zabijać? - zapytał zdziwiony Chris.
- No po tym co słyszałem to tak wywnioskowałem – podrapał się zakłopotany po głowie.
- Słyszałeś? Co słyszałeś? - zapytała Annabeth.
- No podsłuchiwałem rozmowy w wielkim domu.
- Podsłuchiwałeś? - zaśmiał się Percy – No mogłem się tego po tobie spodziewać.
- Wracają – powiedział Chris. I rzeczywiście gdy tylko spojrzeli w ich stronę dziewczyny kierowały się w ich stronę.
***
Podeszłam z Thalią do nich i spojrzałam na Chrisa.
- Hej. Jak tam w dziewiątym domku?
- Świetnie, Charles pokazał mi kuźnię jest niesamowita.
- Cieszę się, że jesteś zadowolony – uśmiechnęłam się do niego.
- A u ciebie wszystko ok? - zapytał z zatroskaną miną.
- Oczywiście... - odpowiedziałam i spojrzałam na Tysona – a właśnie... to mój brat... Tyson – Chris spojrzał na cyklopa i zdziwiony ponownie przeniósł wzrok na mnie.
- Cyklop?
- Pamiętasz co czytaliśmy o Posejdonie? - zapytałam go szeptem.
- Tak pamiętam, faktycznie – wyszeptał – miło mi jestem Chris – podszedł do cyklopa podając mu rękę.
- Mi też miło – odezwał się uradowany cyklop potrząsając ręką Chrisa.
- Coś się stało? - zapytałam Percy'ego, Annabeth i Grovera, którzy nadal wpatrywali się we mnie i Thalię.
- Szukaliśmy was – powiedział Percy.
- Szukaliście? - zapytała dziewczyna w punkowych ciuchach – Musiałyśmy porozmawiać – spojrzała na mnie.
- Cały czas stałyśmy pod tamtym drzewem – dodałam od siebie.
- O czym rozmawiałyście? - zapytała wścibska Annabeth.
- O niczym ważnym – Thalia popatrzyła na mnie sugestywnie. Annabeth spojrzała na nas podejrzliwie , ale po chwili uśmiechnęła się i zaczęła śpiewać z resztą obozowiczów. Po kilku piosenkach usłyszeliśmy dźwięk konchy, który nakazywał iść już do swoich domków. Pożegnałam się z Chrisem i Thalią, a następnie skierowałam do domku numer trzy. Wykonałam wieczorną toaletę, przebrałam się i położyłam spać.
- Dobranoc – powiedziałam do braci, którzy odpowiedzieli mi tym samym. Po chwili już smacznie spałam w moim nowym tymczasowym domu.

sobota, 23 sierpnia 2014

13. Drogocenny prezent.

Stałam w miejscu i obserwowałam jak ludzie wpatrują się we mnie, Chrisa i tą Thalię szeroko otwartymi oczami. A właściwie nie w nas a w to co pojawiło się nad nami. A mianowicie nade mną rozbłysło niebieskie światło, z którego wyłonił się trójząb. Nad Chrisem światło zaświeciło już czerwone ukazując młot, natomiast nad Thalią ze srebrzystego światła wyłoniła się błyskawica. Gdy tylko symbole zniknęły spojrzałam na Chejrona.
- Co to było? - zapytałam zdziwiona.
- Właśnie zostaliście uznani przez swoich boskich rodziców, gratuluję – odparł Dionizos znudzonym tonem i ziewnął przeciągle.
- Czyli wy naprawdę... - wyjąkał ten sam obozowicz, który rzucił wrednym komentarzem.
- Tak oni naprawdę – Chejron zabrał głos i spojrzał na na mnie i Chrisa – chodźmy do wielkiego domu tam wyjaśnimy wam wszystko. Thalio ty również jak i grupowi wszystkich domków.
- Chejronie mam nadzieje, że się tym zajmiesz... sam – zabrał głos przyglądający mi się Dionizos.
- Tak oczywiście, ty i tak jesteś już chyba spóźniony.
- Oh no tak wiedziałem, że gdzieś muszę iść – bóg wina ziewnął jeszcze raz po czym oddalił się.
Chejron popatrzył na zgromadzonych.
- Rozejść się, wracać do swoich zajęć. Wieczorem odbędzie się uczta powitalna nowych obozowiczów – powiedział do herosów zebranych na wzgórzu po czym udaliśmy się za nim do wielkiego domu. Po chwili marszu stanęliśmy przed trzypiętrowym domem pomalowanym na pastelowy błękit z białymi wykończeniami. Chejron wprowadził nas do środka zapraszając do salonu gdzie wszyscy przybyli rozsiedli się na sofach i fotelach.
- Tak – zaczął Chejron rozglądając się po zebranych – zebraliśmy się tutaj by poinformować nowych – tu wyraźnie spojrzał na mnie, Chrisa i Thalie - co miało tutaj miejsce i jak wygląda życie w obozie. Na początek jednak myślę, że najlepiej byłoby gdybyście się wszyscy przedstawili.
- Percy Jackson, syn Posejdona, domek numer 3 – zaczął mój brat.
- Katie Gardner, córka Demeter, grupowa domku numer 4 – odezwała się brązowowłosa dziewczyna o tego samego koloru oczach wpatrująca się w okno.
- Clarisse La Rue, córka Aresa, grupowa piątego domku – powiedziała groźnie ciemnowłosa dziewczyna o brązowych oczach, które świdrowały mnie chyba na wylot.
- Annabeth Chase, córka Ateny, grupowa domku szóstego – oznajmiła blond włosa dziewczyna, która wpatrywała się we mnie swoimi szarymi oczami.
- Lee Fletcher, syn Apolla, grupowy domku numer 7 – tym razem zabrał głos przystojny chłopak o intensywnie niebieskich oczach i ciemnych włosach.
- Charlie Backendorf, syn Hefajstosa, grupowy dziewiątego domku – odezwał się czarnowłosy umięśniony chłopak o bursztynowych oczach otwarcie wpatrując się w Chrisa.
- Silena Beauregard, córka Afrodyty, grupowa domku dziesiątego – powiedziała piękna dziewczyna o hebanowych włosach i niebieskich oczach bawiąc się włosami.
- Ja jestem Connor Hood, a to mój brat Travis Hood – powiedział z uśmiechem na twarzy brązowowłosy chłopak wskazując na siebie a po chwili swojego brata. Obaj mieli intensywnie niebieskie oczy – jesteśmy synami Hermesa i grupowymi domku o numerze 11.
- Ja jestem Kastor, a to Pollux, jesteśmy synami Dionizosa oraz grupowymi domku dwunastego – przedstawił siebie i swojego brata czarnowłosy chłopak o fioletowych oczach. Jego brat wyglądał identycznie, zastanawiam się jak ich odróżniają. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Chejrona.
- A to są jak już słyszeliście Oriana Jackson, Chris Lynch i Thalia Grace – przedstawił nas centaur.
- To naprawdę jest siostra Percy'ego? - zapytał wskazując na mnie grupowy dziewiątego domku.
- Tak to moja siostra, bliźniaczka – odpowiedział za mnie Percy.
- Ale jak to możliwe nic nie mówiłeś, że masz siostrę. Czemu nie przybyła z tobą do obozu za pierwszym razem? - zapytała Silena przerywając zabawę własnymi włosami.
- No właśnie to trochę dziwne jak... - nie dokończył syn Apolla.
- Zostałam porwana zaraz po urodzeniu. Sama dopiero niedawno dowiedziałam się że mam brata i kim jestem – oznajmiłam najspokojniejszym głosem na jaki w tej sytuacji było mnie stać.
- Co takiego? - odezwała się wpatrująca się we mnie córka Ateny
- To nie jest teraz najważniejsze – wtrącił się Chejron spoglądając na zebranych – musimy wprowadzić ich w życie obozu. Zacznę więc od początku Thalio – tu zwrócił się do punkowej dziewczyny – ty jako że jesteś córką zeusa zamieszkasz w domku numer 1. Ty Oriano zamieszkasz w domku Posejdona z Percym. Natomiast jako że ty jesteś synem Hefajstosa – popatrzył na Chrisa – zamieszkasz w dziewiątym domku. Czy to jest dla was jasne? - zapytał nas na co przytaknęliśmy – od jutra także zaczniecie uczestniczyć w zajęciach obozowych – zaczął swój monolog Chejron po chwili wymieniając zasady panujące w obozie, co nam wolno, a czego nie. Jednak cały czas miałam wrażenie, że bardzo zręcznie próbuje ominąć najważniejszy temat. A przecież obiecał mi odpowiedzi. Kiedy Chejron zakończył swa wypowiedź odezwałam się.
- Chejronie – wszystkie spojrzenia zostały skierowane w moją stronę – obiecałeś mi odpowiedzi. Mówiłeś, że opowiesz co stało się z Lukem.
- Ty znasz Luke? – wykrzyknęła blond włosa Annabeth.
- Luke... Gdzie jest Luke? – zapytała zebranych Thalia – Ale... moment – spojrzała na mnie – To o tobie Luke ciągle opowiadał – wskazała na mnie palcem.
- Luke o mnie opowiadał? - zapytałam się jej.
- Bardzo dużo o tobie mówił praktycznie cały czas.
- Ale co mówił?
- Że byłaś jego przyjaciółką z dzieciństwa i, że... - nie dokończyła bo jej przerwałam.
- Czekaj, czekaj to ciebie opisał mi w liście.
- W jakim liście?
- Raz, po ucieczce Luke'a z domu dostałam od niego list opisywał mi w nim, że spotkał dziewczynę o imieniu Thalia i, że uciekacie razem.
- Co takiego? Gdzie jest Luke?
- Luke'a tutaj nie ma – odezwała się wpatrująca się w nas Annabeth.
- Co się z nim stało? - zapytałam – Chejronie obiecałeś...
- Luke zdradził nas i przeszedł na stronę Kronosa – odpowiedział.
- Zdradził was... - wyszeptałam.
- Ale jak to się stało? - zapytała Thalia wpatrując się we mnie.
- Zacznijmy więc od początku – zaczął wyjaśnienia Chejron i po chwili dowiedzieliśmy się wszystkiego co działo się od przybycia Percy'ego do obozu – tak to wygląda – zakończył monolog centaur.
- Ale dlaczego zdradził? - zastanawiałam się na głos.
- On chce zniszczyć swojego ojca Hermesa i wszystkich innych bogów. To jego zemsta – odpowiedział mi Percy. Spojrzałam na niego zastanawiając się nad jego słowami. Zemsta, ale Luke by nie mógł... A może by mógł? Czy ja go tak naprawdę znałam? I co takiego opowiadał o mnie Thalii? W ogóle kim był dla mnie Luke? Moje wewnętrzne rozterki przerwał Chejron.
- Na dzisiaj już koniec wyjaśnień. Wszystko co powinniście wiedzieć zostało już powiedziane. Za niedługo rozpocznie się uczta. Rozejść się – oznajmił centaur wyganiając nas z wielkiego domu. Zebrani wyszli na zewnątrz by po chwili rozejść się w różnych kierunkach. Przed wielkim domem został tylko Charles, Annabeth, Percy, Chris, Thalia i ja.
- Chodź Chris przedstawię cię w naszym domku zapewne wszyscy chcą cię poznać – odezwał się z uśmiechem na twarzy grupowy dziewiątego domku zagarniając mojego przyjaciela pod ramię i prowadząc go w stronę jednego z domków.
- Do zobaczenia później – powiedział jeszcze do mnie i odszedł.
- Thalia chodź oprowadzę cie po obozie – oznajmiła córka Ateny ciągnąc czarnowłosą za rękaw – mam ci tyle do opowiedzenia. Odeszły w kierunku boiska do siatkówki jednak ciągle czułam wzrok Thalii na sobie.
- Oriana – odezwał się do mnie brat – wiem że to może wydawać się dla ciebie trudne zrozumieć tą całą sytuacje odnośnie Luke w końcu nie takiego go znałaś ale...
- Nie martw się – uśmiechnęłam się do niego – poradzę sobie.
- Jesteś pewna? - zapytał zatroskany.
- Tak, wszystko dobrze – muszę przyzwyczaić się do tego, że mam brata - pokaż mi nasz domek.
Percy spojrzał na mnie przelotnie.
- Chodź domek numer trzy, domek Posejdona – poprowadził mnie w kierunku małych budynków. Po chwili dotarliśmy na miejsce. Spojrzałam na domek był niski, długi i mocny. Jego okna wychodziły na morze co bardzo mi się spodobało. Ściany zewnętrzne zrobione były z szarego, szorstkiego kamienia z wtopionymi w nie kawałkami muszli i koralowców co wyglądało jak dno oceanu i było niesamowite. Percy otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Domek był bardzo skromnie urządzony, znajdowały się w nim tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Dwie duże szafy, trzy łóżka zaraz obok nich szafki nocne, dwa biurka i krzesła.
- Ten domek jest świetny – powiedziałam rozglądając się po domku.
- Percyyyy – wykrzyknął jakiś głos – bracie gdzie byłeś tak się martwiłem – zobaczyłam biegnącego w naszą stronę cyklopa, który gdy tylko dobiegł do nas uściskał mojego brata.
- Tyson spokojnie chłopie – poklepał cyklopa po plecach i oswobodził się z jego ramion – Tyson to jest Oriana – powiedział wskazując na mnie – moja siostra bliźniaczka.
- Oriana – Tyson spojrzał na mnie – twoja siostra bliźniaczka – zamyślił się po chwili szeroko się uśmiechając – siostrzyczka – dopadł do mnie łapiąc w ramiona i okręcając wokół własnej osi. Ze zdziwienia nie zdołałam wypowiedzieć ani słowa do momentu aż cyklop wypuścił mnie ze swoich objęć.
- Percy? - tylko to zdołałam wykrztusić.
- To jest Tyson... - podrapał się po głowie – nasz brat...
- Brat?
- No wiesz nasz ojciec lubi... eee...
- Rozumiem – doskonale wiedziałam co Percy ma na myśli – miło cię poznać Tyson – uśmiechnęłam się do mojego... brata.
- Jak fajnie – odezwał się pogodnym głosem – teraz nie dość, że mam brata to jeszcze siostrę super – uśmiechnął się do nas.
Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Morze... Uwielbiam je...
- Jakiś czas temu pojawiło się na tamtym łóżku pudełeczko to chyba do ciebie – cyklop wskazał na mały kartonik leżący na posłanym łóżku, które na pierwszy rzut oka wyglądało na nieużywane.
- To dla mnie? - zapytałam.
- Na pewno, ponieważ leży na twoim łóżku – oznajmił Percy – no już otwieraj – uśmiechnął się.
Podeszłam do łóżka, które od teraz należało do mnie i podniosłam pudełeczko z łóżka. Przyjrzałam się mu i zdjęłam wieczko. W środku leżała piękna bransoletka z niebiańskiego spiżu do której doczepiony był charms w kształcie miecza. Wyciągnęłam ją z opakowanie dostrzegając małą karteczkę. Podniosłam ją i zaczęłam czytać.
Noś ją zawsze przy sobie.
Miecz nosi nazwę Akrothalassa.
Kiedy będziesz go potrzebować, pojawi się w twojej dłoni.
Korzystaj mądrze.
Cieszę się, że się odnalazłaś.
Spojrzałam jeszcze raz na bransoletkę, a następnie na Percy'ego, który uśmiechał się do mnie.
- To jest od...
- Tak, od Posejdona – podszedł do mnie Percy i wyciągnął mi z ręki bransoletkę – ładna – powiedział oglądając ją – daj rękę.
Podałam mu prawą dłoń, na której po chwili zawisł prezent od ojca.
- Akrothalassa – powiedziałam – ostrze morza – popatrzyłam na zawieszkę – Aklass – uśmiechnęłam się.
- Aklass? - zapytał Tyson.
- Cóż... pełna nazwa jest zbyt długa. Bardziej odpowiada mi Aklass.
- Ciekawe jak wygląda – zastanawiał się na głos cyklop. Spojrzałam na niego i pomyślałam, że chciałabym zobaczyć ten miecz. Po chwili ostrze pojawiło się w mojej dłoni. Było idealnie wyważone i piękne. Na ostrzu przy samej rękojeści wyryty był trójząb, który połyskiwał w świetle.
- Piękny – zachwycał się Tyson przyglądając się ostrzu.
- Tak – poparł go Percy.
- Jest idealnie wyważony, ale jak to możliwe? - zapytałam oglądając miecz.
- Ojciec wie wszystko – roześmiał się Percy. Po chwili miecz zniknął z mojej dłoni pojawiając się ponownie jako zawieszka bransoletki.
- Niesamowite – powiedziałam uśmiechając się.
- Tak – przytaknął cyklop. Usiedliśmy na łóżkach i rozmawialiśmy tak jeszcze na różne tematy aż nadszedł czas uczty.