Kiedy wyszliśmy
spostrzegłam, że miała rację, wszyscy czekali przy mini busie,
który stał zaraz obok samochodu Marka. Podeszłam do Chrisa i
uśmiechnęłam się do niego.
- Już jesteś – odezwał
się – właśnie zastanawialiśmy się w jaki sposób dostaniemy
się do domku.
- Mogę pojechać z moją
mamą – odezwałam się uśmiechając do niej – jeżeli to nie
problem, oczywiście.
- Oczywiście, że to nie
jest problem – odezwał się do mnie po raz pierwszy mężczyzna na
wózku.
- Czy Chris może pojechać
z nami? - zapytałam łapiąc go za rękę.
- Oczywiście skarbie –
uśmiechnęła się do mnie Sally i poprowadziła nas do busa.
- Mark spotkamy się na
miejscu – powiedziałam tylko i wsiadłam do środka. Usiadłam z
Chrisem mniej więcej na środku pojazdu, gdzie zaraz do nas
dołączyła moja mama, brat i ten chłopak z kozią bródką, a
także mężczyzna na wózku. Za kierownicą siedział jakiś blond
włosy mężczyzna i gdy tylko wszyscy usadowili się na swoich
miejscach, ten ruszył pod adres, który mu podałam.
- My się chyba jeszcze
nie znamy – odezwał się inwalida – Nazywam się Chejron, a to
jest Grover Underwood – powiedział wskazując na chłopaka w
czapeczce – natomiast kierowca nazywa się Argus... a to Sally i
Percy Jackson – powiedział jeszcze wskazując na moją mamę i
brata, chociaż ich przedstawiał tylko Chrisowi.
- Ja jestem Oriana Tor...
znaczy Jackson – uśmiechnęłam się z zakłopotania, ehh stare
przyzwyczajenia – a to jest Christopher Lynch – gdy wypowiadałam
jego imię, zarobiłam od niego kuksańca – dobrze już dobrze
Chris Lynch – zaśmiałam się i nagle coś sobie uświadomiłam,
to ich widziałam w moim śnie – Już wiem...
- Co wiesz kochanie? -
odezwała się moja mama.
- To wy byliście w moim
śnie...
- We śnie? - zapytał
Percy
- Miała sen byłeś tam
ty, pan Grover...
- Nie musisz tytułować
mnie na pan, wystarczy Grover – przerwał mi z uśmiechem chłopak.
-Dobrze... Grover i pan
Chejron, na tym statku... Ale to znaczy, że pan tak naprawdę nie
jest inwalidą tylko centaurem.
- Tak jestem centaurem,
ale powiedz mi jak to widziałaś...
- Nie wiem nie potrafię
tego wyjaśnić ten sen był taki realistyczny na początku myślałam,
że wyobraźnia płata mi figla, ale kiedy następnego dnia
zobaczyłam tego pegaza na plaży to pomyślałam, że to musiało
wydarzyć się naprawdę. Widziałam w nim ciebie Percy jak walczyłeś
z Luke'iem...
- Ty znasz Luke'a? -
wykrzyknął Percy wpatrując się we mnie.
- Znam go odkąd pamiętam,
często się z nim bawiłam był dla mnie właściwie jak starszy
brat, mieszkał niedaleko do czasu aż uciekł z domu, gdy miałam
siedem lat... Ale co się stało dlaczego z nim walczyłeś, o co w
tym wszystkim chodzi?
- To wyjaśnimy później
w bezpiecznym miejscu – odezwał się Chejron – chyba jesteśmy
już na miejscu. Spojrzałam przez szybę i potwierdziłam. Argus
zaparkował mini busa przed domem i wszyscy wysiedliśmy kierując
się w stronę drzwi. Zobaczyłam samochód Marka, to znaczy, że
musi czekać już w środku. Zaprosiłam gości do salonu gdzie
usiedliśmy.
- Czy ktoś ma na coś
ochotę do picia? - zapytałam jak na prawdziwą gospodynię
przystało. Po chwili usłyszałam sypiące się zamówienia, dwa na
kawę, jedno na herbatę i trzy na colę, a właściwie cztery
doliczając mnie.
- Pomogę ci – odezwał
się Chris i poszedł za mną do kuchni.
- Ładna z nich para –
odezwał się Mark gdy tylko wyszliśmy z salonu.
- Para? - zdziwiła się
Sally.
- Cóż.. - odparł z
zakłopotaniem – szczerze nie wiem czy ze sobą chodzą, ale
sprawiają takie wrażenie. Zawsze są razem, codziennie się
spotykają i cóż zachowują się jak para – uśmiechnął się.
- Niezwykła kolekcja
książek – odezwał się niespodziewanie Chejron patrząc na
regały wypełnione księgami.
- Tak, cóż Melissa
uwielbiała książki, bardzo długo je zbierała. Większość była
także przekazywana z pokolenia na pokolenie...
- Proszę napoje zrobione
– odezwałam się wchodząc do pokoju i stawiając przed każdym
szklaneczkę z wybranym piciem za który mi podziękowali.
- Przeproszę jeszcze
państwa na momencik ale z Chrisem musimy się przebrać, ponieważ
nasze ciuchy się trochę zniszczyły po naszej wycieczce przez plac
budowy – zaśmiałam się i spojrzałam porozumiewawczo na Chrisa.
- Tak... za momencik
wrócimy – poparł mnie i pociągnął w stronę schodów, na które
zaczęliśmy się wspinać. Zebrani w salonie popatrzyli za nami i
spojrzeli na siebie.
- Faktycznie zachowują
się jak para... - zamyślił się Grover.
- Ale ten chłopiec ma
tutaj swoje ubrania? - zapytała Sally.
- Oh tak. Cóż, tak jak
mówiłem oni przeważnie czas spędzają razem, dlatego znajdą się
tutaj także jego ubrania. Często się brudzili dlatego pewnie
pomyśleli, że tak będzie lepiej, szczególnie, że zazwyczaj
wracali tutaj, a dopiero później Chris wracał do siebie –
odpowiedział na pytanie Mark biorąc łyka kawy.
- Cholera... - odezwał
się milczący do tej pory Percy i popędził na górę. Wszyscy
popatrzyli tylko na niego i zaśmiali się.
- Chyba włączył mu się
syndrom starszego brata – skomentowała radośnie pani Jackson, a
następnie wszyscy wybuchli śmiechem.
Percy wbiegł po schodach,
a następnie skierował się do pokoju, z którego wydobywały się
rozbawione głosy, bez ostrzeżenia wszedł do pokoju i wykrzyknął.
- Łapy precz od mojej
siostry! - spojrzał na nas i zobaczył, że Chris wpatruje się w
niego dziwnie stojąc przy oknie. Ja natomiast stałam przy szafce i
szukałam ubrań, w które moglibyśmy się przebrać – yyyy.... -
zawahał się speszony. Popatrzyliśmy z Chrisem na siebie i
wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ty myślałeś, że co
my tutaj robimy? - zapytałam go ledwo powstrzymując śmiech.
- No znaczy... myślałem...
cholera – mruknął – przepraszam myślałem, że robicie tutaj
coś dziwnego.
- Dziwnego? - zaśmiał
się Chris.
- No wiecie... Coś co
robią pary...
- Pary? - zapytałam
zdziwiona i popatrzyłam na Chrisa – my nie jesteśmy parą.
- Nie jesteście?
- Nie... Tylko
przyjaciółmi – uśmiechnął się chłopak o bursztynowych oczach
– jak na razie – dodał już znacznie ciszej.
- W takim razie kamień z
serca... uff – wysapał czarnowłosy i popatrzył na rękę Chrisa
na której widniała rana po walce z lwem. Pogrzebał w kieszeni i
wyciągnął ten sam batonik którym mnie poczęstował w kancelarii.
- Masz – powiedział do
Chrisa podając mu batonik – weź małego kęsa, ten batonik
zawiera ambrozję która wyleczy twoją ranę. Chris spojrzał na
niego tak samo jak ja w kancelarii, zaśmiałam się i powiedziałam.
- Nie martw się Chris, ja
też wzięłam gryza i po moich ranach na plecach nie ma śladu –
powiedziałam ściągając marynarkę, a właściwie skórę lwa
nemejskiego i ukazując im poszarpaną bluzkę na plecach, ale już
nie widać było tam żadnych ran. Chris chętnie ugryzł batonika i
oddał go Percy'emu spoglądając na swoją rękę gdzie rana zaczęła
stopniowo zanikać aż nie zostało po niej śladu.
- Skąd masz ambrozję? -
zapytał zdziwiony Chris.
- Z zapasów Obozu
Herosów.
- Obozu Herosów? -
zapytałam wyciągając ciuchy z szafki.
- Tak to jedyne bezpieczne
miejsce dla takich jak my.
- Takich jak my? Czyli
jakich? - zapytał Chris odbierając ode mnie ciuchy w które miał
się przebrać.
- Jesteśmy herosami.
Półbogami, dziećmi półkrwi, różnie nas nazywają.
- Półbogami –
zdziwiłam się.
- Tak, w połowie bogami w
połowie śmiertelnikami. Jednak nie mogę więcej powiedzieć. Im
więcej wiemy o naszym pochodzeniu tym bardziej potwory się nami
interesują.
- Tym ładniej dla nich
pachniemy – dodałam w zamyśleniu.
- Tak coś w tym stylu –
zaśmiał się mój brat – więcej dowiecie się, gdy będziemy już
w obozie.
- Jak to będziemy na
obozie, przecież... - nie dokończyłam.
- Musicie tam pojechać,
uczymy się tam jak walczyć z tymi potworami, po prostu musicie,
inaczej będziecie w wielkim niebezpieczeństwie.
- Dobrze, dobrze zresztą
musimy dostać odpowiedzi na nasze pytania, a ich mamy sporo –
spojrzałam sugestywnie na Chrisa wchodząc do łazienki – zaraz
wracam.
- Słuchaj – zaczął
Percy wpatrując się w mojego przyjaciela – jeżeli skrzywdzisz
Oriane i oną będzie przez ciebie cierpieć to mnie popamiętasz –
udawał groźnego ale coś mu chyba nie wyszło.
- Spokojnie nie mam
zamiaru jej krzywdzić ani na nic nalegać – uśmiechnął się
patrząc w kierunku drzwi za którymi zniknęła Oriana.
- No i tak trzymaj –
uśmiechnął się Percy i wyciągnął rękę do Chrisa która ten
po chwili uścisnął. Tak ich zastałam. Zdziwiona, aż zatrzymałam
się w drzwiach.
- Topór wojenny zakopany?
- zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć –
mój przyjaciel zaśmiał się i zniknął za drzwiami łazienki.
Zostałam sama z Percym. Spojrzałam na niego.
- Świetnie jest mieć
siostrę – odezwał się po chwili milczenia – chociaż teraz
będę musiał pilnować by żadem chłopak nie zbliżył się do
ciebie za blisko, ale to nic, dam radę, taka rola starszego brata.
- Pilnować? - zaśmiałam
się – nie martw się nie jestem warta uwagi żadnego chłopaka i
tak pewnie nie zwrócą na mnie uwagi.
- I tu się mylisz, jesteś
śliczna i mogę się założyć, że Chris będzie miał konkurencję
– zaśmiał się z zakłopotania zdając sobie sprawę co
powiedział.
- Chris... konkurencję? -
zapytałam z głupią miną.
- Cóż...
- Dobra jestem gotowy –
odezwał się wychodzący z łazienki Chris – a z wami co się
stało? - zapytał spoglądając na nas.
- Nic, nic to co idziemy
na dół – ruszyłam w kierunku schodów. Chłopcy podążyli za
mną i już po chwili siadaliśmy na kanapie w salonie.
- Tak... - odchrząknął
Mark – skoro jesteśmy już wszyscy to możemy zając się
najważniejsza sprawą. Mianowicie zamieszkaniem Oriany.
- Oriana zamieszka ze mną
i Percym. Oczywiście, jeżeli tego chce – popatrzyła na mnie.
- Oczywiście, że chcę z
wami zamieszkać – posłałam jej uśmiech – Ale Chris...
- Nie martw się –
przerwał mi – właśnie dzisiaj dowiedziałem się że moja mama
została przeniesiona i przeprowadzamy się na Manhattan.
- Czyli nadal będziemy
się widywać.
- Oczywiście, kiedy tylko
zechcesz – przytuliłam się do niego a po chwili odskoczyłam jak
poparzona.
- Yhym – odchrząknęłam
– przepraszam – zarumieniłam się.
- Nic się nie stało –
śmiał się ze mnie Chris, do którego po chwili dołączył Percy.
- No już chłopcy,
uspokójcie się – starał się uciszyć ich Mark – czyli sprawę
zamieszkania Oriany mamy z głowy.
- Nie martw się postaram
się jak najszybciej wyprowadzić – zaśmiałam się.
- Oriana – oburzył się
Mark na co ja odpowiedziała jeszcze większym śmiechem – przecież
wiesz że nie o to mi chodziło.
- Wiem wiem ale nie mogłam
się powstrzymać.
- Ty i ten twój humor –
westchnął Mark. Rozmawialiśmy tak, aż do przyjścia pierwszych
gości na tak zwaną stypę. Przybyła właściwie większość osób,
które były obecne na pogrzebie. Wchodzili i znowu składali mi
kondolencję, to było takie męczące. Kątem oka widziałam
współczujące spojrzenie Chrisa, ale nic nie mogłam na to
poradzić. Kiedy przybyli już chyba, przynajmniej mam taką
nadzieję, że wszyscy, zaczęły się wspomnienia i rozmowy na temat
Melissy, w których ja starałam się nie uczestniczyć.
No proszę jak Percy szybko się wczuł w rolę brata :), mnie się tam wydaje, że Chris dostał cichą aprobatę do stawania w konkury u jego siostry, robi się ciekawie.
OdpowiedzUsuń