Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

sobota, 9 sierpnia 2014

9. Syndrom starszego brata.

Kiedy wyszliśmy spostrzegłam, że miała rację, wszyscy czekali przy mini busie, który stał zaraz obok samochodu Marka. Podeszłam do Chrisa i uśmiechnęłam się do niego.
- Już jesteś – odezwał się – właśnie zastanawialiśmy się w jaki sposób dostaniemy się do domku.
- Mogę pojechać z moją mamą – odezwałam się uśmiechając do niej – jeżeli to nie problem, oczywiście.
- Oczywiście, że to nie jest problem – odezwał się do mnie po raz pierwszy mężczyzna na wózku.
- Czy Chris może pojechać z nami? - zapytałam łapiąc go za rękę.
- Oczywiście skarbie – uśmiechnęła się do mnie Sally i poprowadziła nas do busa.
- Mark spotkamy się na miejscu – powiedziałam tylko i wsiadłam do środka. Usiadłam z Chrisem mniej więcej na środku pojazdu, gdzie zaraz do nas dołączyła moja mama, brat i ten chłopak z kozią bródką, a także mężczyzna na wózku. Za kierownicą siedział jakiś blond włosy mężczyzna i gdy tylko wszyscy usadowili się na swoich miejscach, ten ruszył pod adres, który mu podałam.
- My się chyba jeszcze nie znamy – odezwał się inwalida – Nazywam się Chejron, a to jest Grover Underwood – powiedział wskazując na chłopaka w czapeczce – natomiast kierowca nazywa się Argus... a to Sally i Percy Jackson – powiedział jeszcze wskazując na moją mamę i brata, chociaż ich przedstawiał tylko Chrisowi.
- Ja jestem Oriana Tor... znaczy Jackson – uśmiechnęłam się z zakłopotania, ehh stare przyzwyczajenia – a to jest Christopher Lynch – gdy wypowiadałam jego imię, zarobiłam od niego kuksańca – dobrze już dobrze Chris Lynch – zaśmiałam się i nagle coś sobie uświadomiłam, to ich widziałam w moim śnie – Już wiem...
- Co wiesz kochanie? - odezwała się moja mama.
- To wy byliście w moim śnie...
- We śnie? - zapytał Percy
- Miała sen byłeś tam ty, pan Grover...
- Nie musisz tytułować mnie na pan, wystarczy Grover – przerwał mi z uśmiechem chłopak.
-Dobrze... Grover i pan Chejron, na tym statku... Ale to znaczy, że pan tak naprawdę nie jest inwalidą tylko centaurem.
- Tak jestem centaurem, ale powiedz mi jak to widziałaś...
- Nie wiem nie potrafię tego wyjaśnić ten sen był taki realistyczny na początku myślałam, że wyobraźnia płata mi figla, ale kiedy następnego dnia zobaczyłam tego pegaza na plaży to pomyślałam, że to musiało wydarzyć się naprawdę. Widziałam w nim ciebie Percy jak walczyłeś z Luke'iem...
- Ty znasz Luke'a? - wykrzyknął Percy wpatrując się we mnie.
- Znam go odkąd pamiętam, często się z nim bawiłam był dla mnie właściwie jak starszy brat, mieszkał niedaleko do czasu aż uciekł z domu, gdy miałam siedem lat... Ale co się stało dlaczego z nim walczyłeś, o co w tym wszystkim chodzi?
- To wyjaśnimy później w bezpiecznym miejscu – odezwał się Chejron – chyba jesteśmy już na miejscu. Spojrzałam przez szybę i potwierdziłam. Argus zaparkował mini busa przed domem i wszyscy wysiedliśmy kierując się w stronę drzwi. Zobaczyłam samochód Marka, to znaczy, że musi czekać już w środku. Zaprosiłam gości do salonu gdzie usiedliśmy.
- Czy ktoś ma na coś ochotę do picia? - zapytałam jak na prawdziwą gospodynię przystało. Po chwili usłyszałam sypiące się zamówienia, dwa na kawę, jedno na herbatę i trzy na colę, a właściwie cztery doliczając mnie.
- Pomogę ci – odezwał się Chris i poszedł za mną do kuchni.
- Ładna z nich para – odezwał się Mark gdy tylko wyszliśmy z salonu.
- Para? - zdziwiła się Sally.
- Cóż.. - odparł z zakłopotaniem – szczerze nie wiem czy ze sobą chodzą, ale sprawiają takie wrażenie. Zawsze są razem, codziennie się spotykają i cóż zachowują się jak para – uśmiechnął się.
- Niezwykła kolekcja książek – odezwał się niespodziewanie Chejron patrząc na regały wypełnione księgami.
- Tak, cóż Melissa uwielbiała książki, bardzo długo je zbierała. Większość była także przekazywana z pokolenia na pokolenie...
- Proszę napoje zrobione – odezwałam się wchodząc do pokoju i stawiając przed każdym szklaneczkę z wybranym piciem za który mi podziękowali.
- Przeproszę jeszcze państwa na momencik ale z Chrisem musimy się przebrać, ponieważ nasze ciuchy się trochę zniszczyły po naszej wycieczce przez plac budowy – zaśmiałam się i spojrzałam porozumiewawczo na Chrisa.
- Tak... za momencik wrócimy – poparł mnie i pociągnął w stronę schodów, na które zaczęliśmy się wspinać. Zebrani w salonie popatrzyli za nami i spojrzeli na siebie.
- Faktycznie zachowują się jak para... - zamyślił się Grover.
- Ale ten chłopiec ma tutaj swoje ubrania? - zapytała Sally.
- Oh tak. Cóż, tak jak mówiłem oni przeważnie czas spędzają razem, dlatego znajdą się tutaj także jego ubrania. Często się brudzili dlatego pewnie pomyśleli, że tak będzie lepiej, szczególnie, że zazwyczaj wracali tutaj, a dopiero później Chris wracał do siebie – odpowiedział na pytanie Mark biorąc łyka kawy.
- Cholera... - odezwał się milczący do tej pory Percy i popędził na górę. Wszyscy popatrzyli tylko na niego i zaśmiali się.
- Chyba włączył mu się syndrom starszego brata – skomentowała radośnie pani Jackson, a następnie wszyscy wybuchli śmiechem.
Percy wbiegł po schodach, a następnie skierował się do pokoju, z którego wydobywały się rozbawione głosy, bez ostrzeżenia wszedł do pokoju i wykrzyknął.
- Łapy precz od mojej siostry! - spojrzał na nas i zobaczył, że Chris wpatruje się w niego dziwnie stojąc przy oknie. Ja natomiast stałam przy szafce i szukałam ubrań, w które moglibyśmy się przebrać – yyyy.... - zawahał się speszony. Popatrzyliśmy z Chrisem na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ty myślałeś, że co my tutaj robimy? - zapytałam go ledwo powstrzymując śmiech.
- No znaczy... myślałem... cholera – mruknął – przepraszam myślałem, że robicie tutaj coś dziwnego.
- Dziwnego? - zaśmiał się Chris.
- No wiecie... Coś co robią pary...
- Pary? - zapytałam zdziwiona i popatrzyłam na Chrisa – my nie jesteśmy parą.
- Nie jesteście?
- Nie... Tylko przyjaciółmi – uśmiechnął się chłopak o bursztynowych oczach – jak na razie – dodał już znacznie ciszej.
- W takim razie kamień z serca... uff – wysapał czarnowłosy i popatrzył na rękę Chrisa na której widniała rana po walce z lwem. Pogrzebał w kieszeni i wyciągnął ten sam batonik którym mnie poczęstował w kancelarii.
- Masz – powiedział do Chrisa podając mu batonik – weź małego kęsa, ten batonik zawiera ambrozję która wyleczy twoją ranę. Chris spojrzał na niego tak samo jak ja w kancelarii, zaśmiałam się i powiedziałam.
- Nie martw się Chris, ja też wzięłam gryza i po moich ranach na plecach nie ma śladu – powiedziałam ściągając marynarkę, a właściwie skórę lwa nemejskiego i ukazując im poszarpaną bluzkę na plecach, ale już nie widać było tam żadnych ran. Chris chętnie ugryzł batonika i oddał go Percy'emu spoglądając na swoją rękę gdzie rana zaczęła stopniowo zanikać aż nie zostało po niej śladu.
- Skąd masz ambrozję? - zapytał zdziwiony Chris.
- Z zapasów Obozu Herosów.
- Obozu Herosów? - zapytałam wyciągając ciuchy z szafki.
- Tak to jedyne bezpieczne miejsce dla takich jak my.
- Takich jak my? Czyli jakich? - zapytał Chris odbierając ode mnie ciuchy w które miał się przebrać.
- Jesteśmy herosami. Półbogami, dziećmi półkrwi, różnie nas nazywają.
- Półbogami – zdziwiłam się.
- Tak, w połowie bogami w połowie śmiertelnikami. Jednak nie mogę więcej powiedzieć. Im więcej wiemy o naszym pochodzeniu tym bardziej potwory się nami interesują.
- Tym ładniej dla nich pachniemy – dodałam w zamyśleniu.
- Tak coś w tym stylu – zaśmiał się mój brat – więcej dowiecie się, gdy będziemy już w obozie.
- Jak to będziemy na obozie, przecież... - nie dokończyłam.
- Musicie tam pojechać, uczymy się tam jak walczyć z tymi potworami, po prostu musicie, inaczej będziecie w wielkim niebezpieczeństwie.
- Dobrze, dobrze zresztą musimy dostać odpowiedzi na nasze pytania, a ich mamy sporo – spojrzałam sugestywnie na Chrisa wchodząc do łazienki – zaraz wracam.
- Słuchaj – zaczął Percy wpatrując się w mojego przyjaciela – jeżeli skrzywdzisz Oriane i oną będzie przez ciebie cierpieć to mnie popamiętasz – udawał groźnego ale coś mu chyba nie wyszło.
- Spokojnie nie mam zamiaru jej krzywdzić ani na nic nalegać – uśmiechnął się patrząc w kierunku drzwi za którymi zniknęła Oriana.
- No i tak trzymaj – uśmiechnął się Percy i wyciągnął rękę do Chrisa która ten po chwili uścisnął. Tak ich zastałam. Zdziwiona, aż zatrzymałam się w drzwiach.
- Topór wojenny zakopany? - zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć – mój przyjaciel zaśmiał się i zniknął za drzwiami łazienki. Zostałam sama z Percym. Spojrzałam na niego.
- Świetnie jest mieć siostrę – odezwał się po chwili milczenia – chociaż teraz będę musiał pilnować by żadem chłopak nie zbliżył się do ciebie za blisko, ale to nic, dam radę, taka rola starszego brata.
- Pilnować? - zaśmiałam się – nie martw się nie jestem warta uwagi żadnego chłopaka i tak pewnie nie zwrócą na mnie uwagi.
- I tu się mylisz, jesteś śliczna i mogę się założyć, że Chris będzie miał konkurencję – zaśmiał się z zakłopotania zdając sobie sprawę co powiedział.
- Chris... konkurencję? - zapytałam z głupią miną.
- Cóż...
- Dobra jestem gotowy – odezwał się wychodzący z łazienki Chris – a z wami co się stało? - zapytał spoglądając na nas.
- Nic, nic to co idziemy na dół – ruszyłam w kierunku schodów. Chłopcy podążyli za mną i już po chwili siadaliśmy na kanapie w salonie.
- Tak... - odchrząknął Mark – skoro jesteśmy już wszyscy to możemy zając się najważniejsza sprawą. Mianowicie zamieszkaniem Oriany.
- Oriana zamieszka ze mną i Percym. Oczywiście, jeżeli tego chce – popatrzyła na mnie.
- Oczywiście, że chcę z wami zamieszkać – posłałam jej uśmiech – Ale Chris...
- Nie martw się – przerwał mi – właśnie dzisiaj dowiedziałem się że moja mama została przeniesiona i przeprowadzamy się na Manhattan.
- Czyli nadal będziemy się widywać.
- Oczywiście, kiedy tylko zechcesz – przytuliłam się do niego a po chwili odskoczyłam jak poparzona.
- Yhym – odchrząknęłam – przepraszam – zarumieniłam się.
- Nic się nie stało – śmiał się ze mnie Chris, do którego po chwili dołączył Percy.
- No już chłopcy, uspokójcie się – starał się uciszyć ich Mark – czyli sprawę zamieszkania Oriany mamy z głowy.
- Nie martw się postaram się jak najszybciej wyprowadzić – zaśmiałam się.
- Oriana – oburzył się Mark na co ja odpowiedziała jeszcze większym śmiechem – przecież wiesz że nie o to mi chodziło.
- Wiem wiem ale nie mogłam się powstrzymać.
- Ty i ten twój humor – westchnął Mark. Rozmawialiśmy tak, aż do przyjścia pierwszych gości na tak zwaną stypę. Przybyła właściwie większość osób, które były obecne na pogrzebie. Wchodzili i znowu składali mi kondolencję, to było takie męczące. Kątem oka widziałam współczujące spojrzenie Chrisa, ale nic nie mogłam na to poradzić. Kiedy przybyli już chyba, przynajmniej mam taką nadzieję, że wszyscy, zaczęły się wspomnienia i rozmowy na temat Melissy, w których ja starałam się nie uczestniczyć.

1 komentarz:

  1. No proszę jak Percy szybko się wczuł w rolę brata :), mnie się tam wydaje, że Chris dostał cichą aprobatę do stawania w konkury u jego siostry, robi się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń