Dochodziła godzina 21
kiedy podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Straciłam z oczu
Chrisa, Percy'ego, moją mamę, a także Grovera, Marka i pana
Chejrona. Cóż, pewnie są gdzieś w tym tłumie, westchnęłam w
myślach i zaczęłam przyglądać się zachodzącemu już słońcu.
Z transu wyrwała mnie kobieta, która położyła mi rękę na
ramieniu. Przestraszyłam się i podskoczyła wpędzając ją w
rozbawienie. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
- Oriano – powiedziała
– możemy porozmawiać? Mam ci coś ważnego do powiedzenia na
temat Melissy – ponownie się do mnie uśmiechnęła. Przyjrzałam
się jej. Była piękną, wysoką kobietą o czarnych włosach i
ciemnych prawie czarnych oczach.
- Może pani mówić –
odezwałam się niepewnie patrząc na nią. Nie wiem dlaczego ale w
jej towarzystwie czułam się bardzo dziwnie.
- Wolałabym na osobności
– powiedziała głosem tak słodkim, że tona płynnego lukru to
przy nim zwykła gorzka rzeczka – co powiesz na spacer na plażę?
- Eee, dobrze –
odezwałam się niepewnie odchodząc on okna. Ta przygarnęła mnie
pod ramię i skierowała w stronę drzwi wyjściowych, a następnie
udałyśmy się w kierunku morza. Kiedy doszliśmy już do samej
wody, wyswobodziłam się i odsunęłam od niej. Spojrzałam w
kierunku tej kobiety i się przeraziłam. Wyglądała jeszcze
straszniej niż przed chwilą, nabrała ostrzejszych rysów i
uśmiechnęła się mściwie. Cofnęłam się o kolejne dwa kroki.
Kobieta spojrzała na mnie i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Będziesz smakowitym
kąskiem – wymruczała i się oblizała.
- Że co takiego? - teraz
już nie na żarty się przeraziłam. Kobieta zaśmiała się i
zaczęła zmieniać swoją postać. Po chwili przede mną nie stała
już kobieta, a potwór. Rozpoznałam tego stwora od razu. Echidna,
kobieta o ciele w połowie młodej kobiety, w połowie cętkowanego
węża. Była przerażająca i stale żądna krwi. Żywiła się
ludzkim mięsem.
- No pięknie.
- O tak, pięknie –
zaśmiała się – za to co zrobiłaś mojemu pysiowi rozerwę cię
na strzępy i będę delektować się twoim mięsem.
- Pysiowi? - zapytałam
niepewnie cofając się by zwiększyć dystans między nami. Jednak
moje wysiłki nic nie zdziałały, ponieważ gdy tylko się cofałam
ta pełzła w moim kierunku.
- Mojemu małemu lewkowi,
mojemu pysiowi – i znów ten głos ociekający słodyczą.
- Małemu... lewkowi –
początkowo nie mogłam załapać o co jej chodzi, jednak po chwili
mnie olśniło – Lew nemejski!
- Tak, moje najukochańsze
dzieciątko, a ty go zabiłaś – zawarczała na mnie groźnie –
razem z tym chłopakiem – splunęła na piasek – dorwę go
później – dodała już jakby do siebie – i zasmakuję również
jego mięsa, o tak to będzie uczta – rozpoczęła swój monolog,
który ja wykorzystałam. Odwróciłam się i chciałam uciec jednak
ta zauważyła moją próbę. W jej dłoni zmaterializowała się
włócznia z ostrym grotem i łańcuchem doczepionym do jej końca.
Bardzo szybko nim zarzuciła, a ten szczelnie owinął moje kostki
uniemożliwiając mi zrobienie kroku. Padłam na piasek by po chwili
być pociągniętą w stronę potwora. Echidna wymierzyła we mnie
grot i już chciała mi go wbić w klatkę piersiową, jednak ja
byłam szybsza i przetoczyłam się na bok uciekając od włóczni
jednak nie całkiem bo ta drasnęła mój bok. Syknęłam z bólu,
poczułam, że łańcuch puszcza moje kostki i wstałam trzymając
się za mój bok w miejscu draśnięcia. Stwór spojrzał na grot
zaczerwieniony moją krwią, podniósł go na wysokość głowy a
była ona dość wysoko bo potwór mierzył coś koło 3 metrów i
oblizał go z mojej krwi, mrucząc z przyjemności.
- Twoja krew jest
wyśmienita, już nie mogę się doczekać, aż cię rozszarpię –
wymruczała czule.
- Myślisz, że tak łatwo
dam się pokonać? - znowu zaczęłam się cofać.
- Och, już uciekasz? -
zaśmiała się Echidna wijąc na piasku – zostań, mamy taką
fajną zabawę, a ja dopiero się rozkręcam.
Cholera,
że też złamałam swój sztylet i zostawiłam go w tamtym parku,
pomyślałam. Spróbowałam ponownie wycofać się
jednak Echidna chyba wyczuła co zamierzam i uderzyła mnie swoim
ogonem wrzucając do wody. Wpadłam do niej i poczułam się, że
staje się silniejsza. Usiadłam wypluwając wodę, która zebrała
się w moich ustach. Poczułam mrowienie w zranionym boku, spojrzałam
na nie i zamarłam. Po ranie nie było śladu, ale jak to czyżby
woda mnie wyleczyła? Wstałam i poczułam, że mimo iż wpadłam
cała do wody jestem sucha, bardzo się z tego faktu ucieszyłam.
Echidna stała i patrzyła na mnie, pewnie zastanawiała się jakim
cudem jestem sucha stojąc po kolana w wodzie. Znowu poczułam jakby
w moim żołądku zacieśniał się węzeł. Uniosłam rękę nad
woda tworząc małe tsunami, które pokierowałam w jej stronę. Ta
nie zdążyła się odsunąć przez co po chwili leżała na piachu
plując wściekle słoną morską wodą.
- Ty mała cholero –
syknęła wstając i poruszając się w moją stronę. Spojrzałam na
wodę, która otulała moje nogi. Podniosłam lewą rękę i
pomyślałam, że chciałabym by woda zamieniła się w macki. Na
początku nic się nie działo ale po chwili wystrzeliło ich chyba z
dziesięć szczelnie oplatając ciało Echidny i unosząc je do góry.
Ta wściekle zaczęła się wić upuszczając swoją włócznię na
piach i próbując wyrwać się z macek. Zaczęłam kierować się w
jej stronę kontem oka zauważając, że w moją stronę biegnie
Percy z Chrisem i Groverem. Podeszłam do niej bliżej i spojrzałam
na jej marne próby oswobodzenia się. Uniosłam prawą rękę jakbym
trzymała w niej jakiś kij. Woda jakby wiedziała o co proszę
zaczęła materializować w mojej dłoni trójząb. Spojrzałam na
broń utworzoną z wody a następnie na Echidnę, która zamarła na
ten widok. Zamachnęłam się rzucając w nią trójzębem, który
wbił się w jej klatkę piersiową odrzucając ją i wbijając w
piasek. W tej samej chwili dobiegli do mnie chłopcy.
- Nic ci nie jest? -
zapytał zmartwiony Chris.
- Wszystko dobrze –
odpowiedziałam – Percy masz przy sobie jakiś miecz?
- Mam – powiedział
wyciągając długopis z kieszeni. Odetkał go i po chwili w dłoni
trzymał miecz z niebiańskiego spiżu.
- Zabij ją –
powiedziałam patrząc na jej marne próby wyciągnięcia wodnego
trójzębu. Percy pokręcił głową.
- Ty ją pokonałaś –
podał mi miecz – więc ty ją zabij.
Wzięłam od niego miecz i
podeszłam do wijącej się na piachu Echidny.
- Jeszcze cię dorwę –
wysapała.
- Niedoczekanie twoje, idź
do swojego pysia – wbiłam jej ostrze prosto w klatkę piersiową.
Kiedy miecz dotknął jej piersi trójząb zamienił się w kałużę
a ona rozsypała się i zniknęła. Popatrzyłam jeszcze chwilę na
mokry piasek i odwróciłam się do chłopaków.
- Skąd wiedzieliście? -
zapytałam podchodząc do Percy'ego i oddając mu miecz. Percy
przytknął zatyczkę długopisu do końca ostrza miecza, a ten
ponownie zamienił się w długopis, który wsadził sobie do
kieszeni.
- Grover wyczuł potwora.
- Jak to wyczuł potwora?
- zapytałam Percy'ego i spojrzałam na Grovera.
- Jestem satyrem. Potrafię
wyczuwać potwory. Ale nie no świetna akcja z tymi mackami i
trójzębem. Robiłaś to już kiedyś?
- Nigdy, to był mój
pierwszy raz. Nie wiedziałam, że mam aż taką kontrolę nad wodą.
- Jesteś ranna? - zapytał
wystraszony Chris wpatrując się w mój bok. Reszta także spojrzała
w tamtym kierunku.
- Byłam, ale już nie
jestem – uśmiechnęłam się – woda uleczyła moją ranę.
- Teraz chyba masz już
pewność czyją jesteś córka, co? - Percy uśmiechnął się do
mnie.
- Tak teraz już wiem, że
jest nim Posejdon. Ale do tej pory nie odpowiedzieliście mi skąd
wiedzieliście że tutaj jestem.
- Kiedy Grover powiedział
mi że czuje potwora od razu poszedłem was szukać – tu spojrzał
na mnie i Chrisa – kiedy znalazłem tylko Chrisa zapytałem go
gdzie możesz być ale on także stracił cię z oczu.
- Przeszukaliśmy dom, ale
nigdzie cię nie znaleźliśmy. Pomyślałem wtedy, że może
zmęczyłaś się tym wszystkim i jak zwykle poszłaś nad morze. Cóż
w pewnym stopniu się nie pomyliłem. Nie myślałem tylko, że
dorwie cię ten potwór.
- Echidna sama mnie tutaj
przyprowadziła. Chyba nie wiedziała czyją jestem córką.
- Beee jak to sama cię
przyprowadziła?
- Cóż podeszła do mnie
w domu i powiedziała, że ma mi coś ważnego do powiedzenia na
temat Melissy, wtedy wyglądała jak normalna kobieta. Dopiero kiedy
tutaj doszłyśmy zmieniła się.
- To nie dobrze, że
wlazła nawet do domu – mruknął Grover – no nic wracajmy już.
Mam nadzieję, że nic więcej nas nie zaatakuje.
- Też mam taką nadzieję
– westchnęłam – cholera to już druga bluzka dzisiaj –
warknęłam patrząc na postrzępiony bok.
- Ciesze się, że nic ci
się nie stało – odezwał się Chris i złapał mnie z dłoń –
chodźcie, wracamy.
Ruszyliśmy w stronę
domku, już zbliżając się zauważyłam że przed furtką czeka na
nas Chejron i Sally.
- Nic wam się nie stało?
- zapytała z niepokojem Sally, gdy tylko podeszliśmy do nich.
- Nie, wszyscy cali –
odezwał się Grover.
- No może poza bluzką
Oriany – zaśmiał się Percy.
- Bardzo śmieszne –
odparłam oburzona.
- Oj nie gniewaj się tak,
złość piękności szkodzi – zaniósł się śmiechem Chris.
- Co to był za potwór? -
zapytał przyglądający mi się Chejron.
- Echidna –
odpowiedziałam szybko.
- Można się było tego
spodziewać. Ona przeważnie przebywa razem z lwem nemejskim –
mruknął jakby do siebie Chejron – no już dzieciaki wchodźcie,
musicie się wyspać przed jutrzejszym wyjazdem do obozu.
- Ale ja muszę wracać do
siebie i nie wiem czy moja mama...
- Już rozmawiałem z
twoją mamą i się zgodziła, więc jedziesz jutro z nami. Na
wszelki wypadek ustaliłem z nią także że ja i Grover udamy się
do twojego domu.
- Dobrze w takim razie
chodźmy. Do jutra Ori – oddalił się do swojego domu wraz z
Groverem i Chejronem. Spojrzałam na moją mamę.
- Czyli nie zamieszkam z
tobą, pojadę do obozu?
- To w obecnej sytuacji
najbezpieczniejsze miejsce dla ciebie – odezwała się – nie
przejmuj się kochanie – przytuliła mnie – w trakcie roku
szkolnego zamieszkamy razem. Weszliśmy do domu i rozeszliśmy się
do pokoi. Przed pójściem spać spakowałam jeszcze
najpotrzebniejsze rzeczy do małej torby podróżnej.
Proszę jaka Oriana jest zdolna, trójząb, woda, nieźle sobie poradziła! Nie czekała na księcia na rumaku, coś mi się wydaje, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy swoją dojrzałością i mądrością.
OdpowiedzUsuńHehehe ale ją załatwiła Oriana wymiata :P
OdpowiedzUsuń