Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

niedziela, 17 sierpnia 2014

11. Obóz herosów.

Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Załatwiłam poranną toaletę i ubrałam się w czarne jeansowe szorty oraz chabrową bokserkę, na nią zarzuciłam sobie skórę lwa nemejskiego, ta zamieniła się w krótką czarną katanę z podwiniętymi rękawami, która idealnie pasowała do stroju. Dobrałam do tego jeszcze czarne trampki, przeczesałam włosy i jak zwykle zostawiłam je rozpuszczone. Popatrzyłam jeszcze na swój pokój i zeszłam do kuchni zrobić śniadanie. Kiedy przygotowywałam składniki na naleśniki do pomieszczenia weszła Sally.
- Dzień dobry – powiedziałam gdy tylko ją spostrzegłam.
- Dzień dobry kochanie – uśmiechnęła się – pomóc ci w czymś?
- Mogłabyś wstawić czajnik z woda?
- Oczywiście.
Po chwili zeszli do nas Mark z Percym, a po kolejnych kilku minutach Grover, Chejron i Chris, który na ramieniu niósł spakowaną małą torbę podróżną. Postawiłam przed każdym talerz z pachnącymi naleśnikami które zjedliśmy w ciszy. Po skończonym posiłku pozbierałam talerze wstawiłam do zmywarki i wszyscy zasiedli w salonie.
- Czyli dzisiaj wyjeżdżacie? - zapytał po dłuższej chwili Mark.
- Tak, ale nie martw się będę cię odwiedzać w miarę możliwości – spojrzałam na mamę.
- Oczywiście – przytaknęła – jeżeli tylko będziesz chciała – uśmiechnęła się.
Posiedzieliśmy tak jeszcze trochę aż wreszcie nastała godzina odjazdu. Zapakowałam z Chrisem nasze torby, uściskałam jeszcze do Marka, który powiedział, że spakuje moje wszystkie rzeczy, a także książki, które otrzymałam w spadku oraz wyśle je do apartamentu, który Melissa zostawiła Sally. Odjeżdżając pomachałam mu jeszcze na pożegnanie. Podróż minęła nam bardzo szybko, nim spostrzegłam wjeżdżaliśmy już na Manhattan by odwieźć pani Jackson do domu. Dojechaliśmy pod jej mieszkanie i Argus zaparkował mini busa na parkingu. Wysiadając rozejrzałam się po okolicy i spojrzałam na uśmiechającą się mamę.
- Wiem, że obiecałam ci iż zamieszkamy razem – podeszła do mnie – ale w obecnej sytuacji tylko obóz herosów jest dla ciebie najbezpieczniejszy – przytuliła mnie i pocałowała w czoło – tam dowiesz się wszystkiego... Percy opiekuj się siostrą... I proszę bądźcie ostrożni, uważajcie na siebie – powiedziała z zatroskaną miną – to się tyczy was wszystkich – Sally przytuliła swoje dzieci a także Chrisa szepcząc mu na ucho – opiekuj się Orianą i uważaj na siebie.
- Proszę się nie martwić – spojrzał na Orianę – zaopiekuję się nią.
- Dziękuję.
- No już dzieciaki wsiadajcie – zawołał Chejron.
- Idźcie już – powiedziała do nas Sally.
Wsiedliśmy do pojazdu, pomachaliśmy mamie na pożegnanie i ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem na Long Island gdzie mieścił się obóz. W czasie jazdy nie odzywałam się za wiele. Wolałam oglądać zmieniające się krajobrazy za szybami pojazdu. Mijaliśmy różne sklepy, hotele, stragany a następnie wjechaliśmy w las i jechaliśmy leśna dróżką przez około 10 minut, aż dojechaliśmy do wzgórza, na którym stała olbrzymia sosna. Argus zatrzymał busa z którego po chwili wysiedliśmy. Z oddali zauważyłam dziwne poruszenie przy owej sośnie ale nie tylko ja bo reszta również.
- Chejronieee – krzyczał jakiś chłopak biegnący w nasza stronę.
- Co się stało Lee? Co to za dziwne poruszenie przy sośnie?
- Chejronie szybko. Ona tam leży. Musisz to zobaczyć. Szybko – wysapał stając przed centaurem. Ten zdziwiony szybko oswobodził się z wózka inwalidzkiego ujawniając swoja prawdziwą postać i pogalopował na wzgórze. Popatrzyliśmy na siebie i pobiegliśmy za nim. Kiedy dobiegliśmy do sosny zobaczyłam Chejrona klęczącego przy jakiejś dziewczynie. Była ubrana w punkowe ciuchy i miała smoliście czarne włosy.
- Jak to możliwe, Dionizosie? - zapytał zdziwiony Chejron przyglądając się dziewczynie.
- Runo zadziałało chyba aż za dobrze – mruknął mężczyzna nazwany Dionizosem, miał czarne włosy i fioletowe oczy. W tej właśnie chwili dziewczyna leżąca na ziemi ocknęła się i rozejrzała. Wyglądała na zdezorientowaną.
- Co się dzieje? - zapytała niepewnie próbując podnieść się z ziemi.
- Jak się nazywasz? Pamiętasz kim jesteś? - zapytał Chejron pomagając jej usiąść.
- Jestem Thalia Grace, córka Zeusa.
- Thalia – rzuciła się na nią jasnowłosa dziewczyna.
- Annabeth – przytuliła ją – ale wyrosłaś, ale to znaczy co się ze mną stało? Dlaczego ja...
- Wytłumaczymy ci wszystko w wielkim domu – odezwał się Chejron pomagając wstać Thalii z ziemi. Wstając dziewczyna otrzepała swoje ciuchy i spojrzała prosto na mnie i Chrisa. Za jej wzrokiem podążyła reszta spojrzeń i zdziwione szepty.
- A wy co za jedni? - zwrócił się do nas Dionizos.
- Dionizosie przecież ci mówiłem, że siostra Percy'ego się odnalazła a wraz z nią kolejny heros – odpowiedział za nas Chejron. Szepty obozowiczów wzmogły się. A ja i Chris poczuliśmy się jak jakieś okazy w zoo.
- Kolejny dzieciak Posejdona – mruknął Dionizos.
- Ty jesteś... - podeszła do mnie dziewczyna nazwana Annabeth – siostrą Percy'ego?
- Tak. Jestem Oriana Jackson. Córka Posejdona. - spojrzałam na Chrisa – A to jest Christopher Lynch.
- Syn Hefajstosa – dodał Chris. Pomruki obozowiczów wzmogły się.
- Najpierw musicie zostać uznani potem możecie się przechwalać kto jest waszym rodzicem – skomentował ordynarnie jeden z obozowiczów.
Zauważyłam, że Percy już chce na niego naskoczyć kiedy stało się coś niesamowitego i zupełnie niespodziewanego.

2 komentarze:

  1. Jej, przerwałaś w takim momencie! Ukatrupię i mam znowu tak długo czekać! :D Wcale, a wcale mi się ten fakt nie podoba. Oriana pewnie wiele się nauczy w obozie , ciekawe jak się dogada z bratem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, czytam i bardzo mi się podoba Twój pomysł stworzenia siostry bliźniaczki. Co prawda, przeskakujesz z narracji trzecioosobowej do pierwszoosobowej, co sprawia trudność w czytaniu, ale wciągnęłam się. :)

    OdpowiedzUsuń