Następnego dnia obudziłam
się bardzo wcześnie. Załatwiłam poranną toaletę i ubrałam się
w czarne jeansowe szorty oraz chabrową bokserkę, na nią zarzuciłam
sobie skórę lwa nemejskiego, ta zamieniła się w krótką czarną
katanę z podwiniętymi rękawami, która idealnie pasowała do
stroju. Dobrałam do tego jeszcze czarne trampki, przeczesałam włosy
i jak zwykle zostawiłam je rozpuszczone. Popatrzyłam jeszcze na
swój pokój i zeszłam do kuchni zrobić śniadanie. Kiedy
przygotowywałam składniki na naleśniki do pomieszczenia weszła
Sally.
- Dzień dobry –
powiedziałam gdy tylko ją spostrzegłam.
- Dzień dobry kochanie –
uśmiechnęła się – pomóc ci w czymś?
- Mogłabyś wstawić
czajnik z woda?
- Oczywiście.
Po chwili zeszli do nas
Mark z Percym, a po kolejnych kilku minutach Grover, Chejron i Chris,
który na ramieniu niósł spakowaną małą torbę podróżną.
Postawiłam przed każdym talerz z pachnącymi naleśnikami które
zjedliśmy w ciszy. Po skończonym posiłku pozbierałam talerze
wstawiłam do zmywarki i wszyscy zasiedli w salonie.
- Czyli dzisiaj
wyjeżdżacie? - zapytał po dłuższej chwili Mark.
- Tak, ale nie martw się
będę cię odwiedzać w miarę możliwości – spojrzałam na mamę.
- Oczywiście –
przytaknęła – jeżeli tylko będziesz chciała – uśmiechnęła
się.
Posiedzieliśmy tak
jeszcze trochę aż wreszcie nastała godzina odjazdu. Zapakowałam z
Chrisem nasze torby, uściskałam jeszcze do Marka, który
powiedział, że spakuje moje wszystkie rzeczy, a także książki,
które otrzymałam w spadku oraz wyśle je do apartamentu, który
Melissa zostawiła Sally. Odjeżdżając pomachałam mu jeszcze na
pożegnanie. Podróż minęła nam bardzo szybko, nim spostrzegłam
wjeżdżaliśmy już na Manhattan by odwieźć pani Jackson do domu.
Dojechaliśmy pod jej mieszkanie i Argus zaparkował mini busa na
parkingu. Wysiadając rozejrzałam się po okolicy i spojrzałam na
uśmiechającą się mamę.
- Wiem, że obiecałam ci
iż zamieszkamy razem – podeszła do mnie – ale w obecnej
sytuacji tylko obóz herosów jest dla ciebie najbezpieczniejszy –
przytuliła mnie i pocałowała w czoło – tam dowiesz się
wszystkiego... Percy opiekuj się siostrą... I proszę bądźcie
ostrożni, uważajcie na siebie – powiedziała z zatroskaną miną
– to się tyczy was wszystkich – Sally przytuliła swoje dzieci a
także Chrisa szepcząc mu na ucho – opiekuj się Orianą i uważaj
na siebie.
- Proszę się nie martwić
– spojrzał na Orianę – zaopiekuję się nią.
- Dziękuję.
- No już dzieciaki
wsiadajcie – zawołał Chejron.
- Idźcie już –
powiedziała do nas Sally.
Wsiedliśmy do pojazdu,
pomachaliśmy mamie na pożegnanie i ruszyliśmy w dalszą drogę,
tym razem na Long Island gdzie mieścił się obóz. W czasie jazdy
nie odzywałam się za wiele. Wolałam oglądać zmieniające się
krajobrazy za szybami pojazdu. Mijaliśmy różne sklepy, hotele,
stragany a następnie wjechaliśmy w las i jechaliśmy leśna dróżką
przez około 10 minut, aż dojechaliśmy do wzgórza, na którym
stała olbrzymia sosna. Argus zatrzymał busa z którego po chwili
wysiedliśmy. Z oddali zauważyłam dziwne poruszenie przy owej
sośnie ale nie tylko ja bo reszta również.
- Chejronieee – krzyczał
jakiś chłopak biegnący w nasza stronę.
- Co się stało Lee? Co
to za dziwne poruszenie przy sośnie?
- Chejronie szybko. Ona
tam leży. Musisz to zobaczyć. Szybko – wysapał stając przed
centaurem. Ten zdziwiony szybko oswobodził się z wózka
inwalidzkiego ujawniając swoja prawdziwą postać i pogalopował na
wzgórze. Popatrzyliśmy na siebie i pobiegliśmy za nim. Kiedy
dobiegliśmy do sosny zobaczyłam Chejrona klęczącego przy jakiejś
dziewczynie. Była ubrana w punkowe ciuchy i miała smoliście czarne
włosy.
- Jak to możliwe,
Dionizosie? - zapytał zdziwiony Chejron przyglądając się
dziewczynie.
- Runo zadziałało chyba
aż za dobrze – mruknął mężczyzna nazwany Dionizosem, miał
czarne włosy i fioletowe oczy. W tej właśnie chwili dziewczyna
leżąca na ziemi ocknęła się i rozejrzała. Wyglądała na
zdezorientowaną.
- Co się dzieje? -
zapytała niepewnie próbując podnieść się z ziemi.
- Jak się nazywasz?
Pamiętasz kim jesteś? - zapytał Chejron pomagając jej usiąść.
- Jestem Thalia Grace,
córka Zeusa.
- Thalia – rzuciła się
na nią jasnowłosa dziewczyna.
- Annabeth – przytuliła
ją – ale wyrosłaś, ale to znaczy co się ze mną stało?
Dlaczego ja...
- Wytłumaczymy ci
wszystko w wielkim domu – odezwał się Chejron pomagając wstać
Thalii z ziemi. Wstając dziewczyna otrzepała swoje ciuchy i
spojrzała prosto na mnie i Chrisa. Za jej wzrokiem podążyła
reszta spojrzeń i zdziwione szepty.
- A wy co za jedni? -
zwrócił się do nas Dionizos.
- Dionizosie przecież ci
mówiłem, że siostra Percy'ego się odnalazła a wraz z nią
kolejny heros – odpowiedział za nas Chejron. Szepty obozowiczów
wzmogły się. A ja i Chris poczuliśmy się jak jakieś okazy w zoo.
- Kolejny dzieciak
Posejdona – mruknął Dionizos.
- Ty jesteś... - podeszła
do mnie dziewczyna nazwana Annabeth – siostrą Percy'ego?
- Tak. Jestem Oriana
Jackson. Córka Posejdona. - spojrzałam na Chrisa – A to jest
Christopher Lynch.
- Syn Hefajstosa –
dodał Chris. Pomruki obozowiczów wzmogły się.
- Najpierw musicie zostać
uznani potem możecie się przechwalać kto jest waszym rodzicem –
skomentował ordynarnie jeden z obozowiczów.
Zauważyłam, że Percy
już chce na niego naskoczyć kiedy stało się coś niesamowitego i
zupełnie niespodziewanego.
Jej, przerwałaś w takim momencie! Ukatrupię i mam znowu tak długo czekać! :D Wcale, a wcale mi się ten fakt nie podoba. Oriana pewnie wiele się nauczy w obozie , ciekawe jak się dogada z bratem ;)
OdpowiedzUsuńHej, czytam i bardzo mi się podoba Twój pomysł stworzenia siostry bliźniaczki. Co prawda, przeskakujesz z narracji trzecioosobowej do pierwszoosobowej, co sprawia trudność w czytaniu, ale wciągnęłam się. :)
OdpowiedzUsuń