Z wygodnej sofy wywabił mnie jednak
dzwonek do drzwi. Spojrzałam tylko na Chrisa, wzruszyłam ramionami
i udałam się w kierunku drzwi wejściowych. Otwierając je
spostrzegłam Marka Browna, prawnika i przyjaciela mojej mamy,
którego bardzo lubiłam. Co on tu robi? Powinien być przecież w
pracy albo we własnym domu, przecież mama wróci dopiero za jakieś
dwie godziny, myślałam.
- Mark, dzień dobry, czy coś się
stało? Mama wróci dopiero za jakieś – spojrzałam na zegarek –
dwie może trzy godziny.
- Właściwie ja w sprawie twojej mamy
– odparł dość smutnym głosem – czy mogę wejść?
- Tak, tak proszę – przepuściłam
go w drzwiach i zaprosiłam do salonu – Co się stało?
- Może lepiej usiądź... mam dla
ciebie przykrą wiadomość... - patrzyłam na niego wyczekująco i
nawet nie wiem kiedy złapałam Chrisa za dłoń – twoja mama miała
wypadek...
- Wypadek – przerwałam mu – jaki
wypadek, co się stało, gdzie ona jest? - zasypałam go gradem
pytań.
- Bardzo mi przykro twoja ma.. to
znaczy Melissa nie żyję, wjechała w drzewo z dużą prędkością,
zginęła na miejscu – oznajmił czekając na moją reakcję.
- Cooo takiego?? - zapytałam drżącym
głosem mocniej ściskając dłoń przyjaciela – ale jak to...
- Bardzo mi przykro, nie wiem jeszcze
dlaczego tak się stało, czemu zjechała z drogi, okoliczności
wypadku jeszcze nie są znane – Mark zaczął szperać po
kieszeniach marynarki – Melissa kilka dni temu spisała testament
bardzo się zdziwiłem dlaczego to zrobiła teraz chyba wiem, że
mogła mieć przeczucia, że nie wróci już do domu... Testament
zostanie odczytany w poniedziałek do tego czasu zadeklarowałem
policji, że się tobą zajmę mam nadzieję, że się zgodzisz... -
spojrzał na mnie wyciągając jakąś kopertę z wewnętrznej
kieszeni marynarki.
- Tak, dobrze – głos wciąż mi
drżał.
- Melissa zostawiła także dla ciebie
list, miałem ci go dać w razie jej śmierci... - podał mi kopertę
– pozwolisz, że do czasu odczytania testamentu zamieszkam z
tobą... Pojadę teraz do domu spakuję kilka potrzebnych rzeczy i
wrócę dobrze?
- Tak, tak dobrze – odpowiedziałam
spoglądając na list, który spoczywał w moich dłoniach.
- W takim razie do zobaczenia, będę
za jakiś czas... - Mark wyszedł z domu, a ja ledwo powstrzymując
łzy spojrzałam na Chrisa.
- Ori bardzo mi przykro... - zaczął
niepewnie obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie –
wszystko będzie dobrze... może... może przeczytaj ten list, ja
wyjdę zostawię cię samą i spokojnie go sobie odczytasz...
- Nie – pokręciłam głową –
zostań ze mną, proszę.
- Dobrze już dobrze zostanę, nie
zostawię cię, a teraz czytaj.
Podniosłam kopertę drżącymi dłońmi
i rozerwałam ją. Ze środka wyjęłam kartkę i zaczęłam czytać
na głos.
Kochana
Oriano!
Jeżeli
czytasz ten list to albo wreszcie zdecydowałam się Ci go dać albo
umarłam i Mark Ci go przyniósł. Na początku chce Ci powiedzieć,
że bardzo cię kocham jednakże wiem, że po tym co Ci tutaj napiszę
znienawidzisz mnie i na pewno przeklniesz. Zacznę więc od początku.
Oriano nie jestem Twoją prawdziwą matką. I niestety nie
adoptowałam Cię, zrobiłam coś znacznie gorszego. Zrozum mnie, ja
bardzo chciałam mieć dziecko, a wtedy w szpitalu byłam w
odwiedzinach u mojej znajomej i zobaczyłam Ciebie jak leżałaś w
łóżeczku. Pokochałam Cię od pierwszego wejrzenia, stwierdziłam,
że muszę Cię mieć, wiem bardzo trudno to sobie wyobrazić, ale
wtedy nie myślałam racjonalnie, myślałam, że Twoja matka
zadowoli się Twoim bratem, tak masz brata bliźniaka. W szpitalu
czekałam na dogodny moment i Cię porwałam, po prostu zabrałam z
łóżeczka, nawet nie płakałaś tak smacznie spałaś. Wiedziałam,
że Twoja matka będzie załamana, że będzie Cię szukać i wcale
się nie pomyliłam, gdy byłaś mała musiałam kilkakrotnie
zmieniać miejsce zamieszkania, aż wreszcie sprawa przycichła.
Jednak Twoja matka się nie poddała, nadal Cię szukała i pewnie w
dalszym ciągu to robi. Wiem, że myślisz teraz jaką okropną
jestem osobą i szczerze przyznaję Ci rację, jestem potworem bo w
końcu jak można porwać dziecko. Naprawdę bardzo chcę Cię
przeprosić. Twoja prawdziwa matka nazywa się Sally Jackson, a Twój
brat Percy. Do Twojej matki także napisałam list z wyjaśnieniami i
przeprosinami, Poprosiłam Marka by go dostarczył. Mam nadzieję, że
mi wybaczysz, ale jeżeli tego nie zrobisz zrozumiem. Tyle lat Cię
okłamywałam, wiedziałam, że domyślałaś się tego, iż nie
jestem Twoją matką. Wybacz mi proszę, naprawdę Cię przepraszam,
gdybym mogła cofnąć czas pewnie zastanowiłabym się dwa razy
zanim zrobiłabym to samo. Zapisałam Ci w testamencie wiele rzeczy
byle tylko wynagrodzić tę krzywdę, którą Ci wyrządziłam. Wiem,
że to nie wiele jako zapłata za mój zły czyn, jednakże nic
więcej zrobić już nie mogę. Spotkasz swoją matkę na odczytaniu
testamentu, jej również zostawiłam coś co mam nadzieję chociaż
w pewnym malutkim stopniu zrekompensuje wyrządzone krzywdy. Do czasu
odczytania mojego testamentu pozostawiam Cię pod opieką Marka,
wiem, że kiedy spotkasz matkę będziesz chciała z nią zamieszkać
i rozumiem to. Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam.
Kocham
Cię.
Melissa.
Skończyłam
czytać list i popatrzyłam w osłupieniu na Chrisa, on także mi się
przyglądał, widziałam, że nie wie co ma powiedzieć.
-
Czyli to prawda, tak jak ci mówiłam, nie byłam jej córką –
powiedziałam w złości – ona mnie porwała rozumiesz to, jak ona
mogła, co ona sobie myślała... - krzyknęłam wybiegając z domu i
pędząc w stronę morza, które zawsze mnie uspokajało.
-
Zaczekaj – zawołał Chris i popędził za mną w stronę plaży.
Byłam
wściekła nie wiedziałam czy mam krzyczeć, płakać, biegać czy
może zacząć kogoś bić. Dobiegłam do wody i od razu wsadziłam
do niej dłonie nie minęła chwila, a poczułam jak woda zaczyna
otulać moje dłonie, wydawała się jakby była moją drugą skórą,
natychmiast poczułam się lepiej tak jakby sam dotyk wody mnie
uspokajał. To było dziwne, jednak zawsze tak miałam gdy się
zezłościłam biegłam do morza, a to jakby mnie rozumiało i
uspokajało delikatnie gładząc moje dłonie. Zauważyłam, że
Chris zdążył do mnie dobiec, popatrzył na mnie i usiadł tuż
obok. Właśnie za to go uwielbiam, nie gada bez potrzeby, zawsze
mnie rozumie kiedy chce pomilczeć i tylko posiedzieć patrząc na
morze. Ułożyłam dłonie w miseczkę i nabrałam do niej trochę
wody. Nagle poczułam jakby w moim żołądku zacieśniał się jakiś
węzeł, popatrzyłam na wodę w moich dłoniach ale jej już tam nie
było za to był konik. Tak w dłoniach miałam małego konika z
wody, który prychał i podskakiwał jakby chciał wyskoczyć z mych
dłoni. Chris przyglądał mi się z niedowierzaniem. Opuściłam
konika na piasek i wypuściłam z dłoni, gdy tylko dotknął podłoża
pogalopował przed siebie zadowolony z chwilowej wolności po czym po
kilku metrach pękł jak bańka mydlana tworząc małą kałuże,
która szybko wsiąkła w piach. Popatrzyłam na Christophera on
także na mnie patrzył ale się nie odzywał.
-
Czy ty widziałeś to samo co ja? - zapytałam niepewnie – czy mi
się tylko wydawało...
-
Widziałem, stworzyłaś konia z wody, który prychał i galopował –
odparł jakby to było normalne. Chociaż po tym co przeszliśmy może
wydawać się to niczym dziwnym, ale nic bardziej mylnego w końcu
jak trzynastolatka może mieć kontrolę nad wodą i miałoby być to
normalne? Wcześniej zauważyłam już że woda czasami jakby mnie
słuchała, ale szczerze myślałam, że jest to tylko moja bujna
wyobraźnia. Chociaż dla mnie i Chrisa nie ma rzeczy dziwnych, w
końcu sami zaliczamy się do tej kategorii. Siedzieliśmy tak w
ciszy aż do zachodu słońca, zawsze lubiłam obserwować wschody i
zachody, one są takie piękne. Nagle odezwał się Chris.
-
Może wracajmy już, jeżeli Mark już przyjechał to pewnie się
martwi, że nie ma cię w domu.
-
Dobrze możemy wracać w końcu jest... - spojrzałam na zegarek i
zobaczyłam, że nie działa – super znowu mi nie działa.
-
Pokaż mi go – wyciągnął rękę po zegarek, zdjęłam go i mu
podałam – Hmmm...
Obserwowałam
go w ciszy, kiedy dorwie się do czegoś co ma naprawić lub jak coś
tworzy jest niesamowicie skupiony dlatego nie chciałam mu
przeszkadzać. Patrzyłam i podziwiałam jak szybko rozbiera mój
zegarek na części i składa go z powrotem uśmiechając się pod
nosem.
- Proszę – powiedział radośnie
podając mi go – nówka sztuka.
- Chris jesteś wspaniały nie wiem
jakim cudem potrafisz robić coś takiego, ale jestem pod wrażeniem
– uśmiechnęłam się do niego zakładając zegarek na rękę –
Chodź wracamy.
Udaliśmy się w kierunku domu numer
333, już jak dochodziliśmy do ogrodu widziałam samochód Marka,
pewnie był w środku i czekał tam na mnie. Dochodząc do furtki
Chris złapał mnie za rękę, obejrzałam się na niego.
- Słuchaj może ja już pójdę,
spotkamy się jutro – uśmiechnął się do mnie i przytulił.
- Dobrze może tak będzie lepiej –
odwzajemniłam uścisk – jutro w tym samym miejscu, tylko się nie
spóźnij – wystawiłam mu język i wbiegłam do domu. Od razu po
przekroczeniu progu usłyszałam głos Marka.
- Oriana? - wychylił się z salonu –
Dobrze, że już wróciłaś właśnie miałem iść cię szukać.
Jesteś głodna? Zrobić ci kolację?
- Nie dziękuję, nie jestem głodna.
Pójdę się położyć mam dość wrażeń na dzisiaj. Chciałabym
po prostu odpocząć.
- Dobrze w takim razie nie będę ci
przeszkadzał. Jeżeli czegoś byś potrzebowała możesz śmiało
wołać. Chwilowo zajmuję sypialnię gościnną mam nadzieję, że
ci to nie przeszkadza?
- Nie pewnie, że nie przeszkadza –
odparłam wchodząc na schody prowadzące na piętro – Dobranoc i
dziękuję, że ze mną tutaj będziesz. Chyba nie wytrzymałabym w
tym domu sama.
- Nie dziękuj, nie zostawiłbym cię
tutaj samej, za bardzo cię lubię. Dobranoc, śpij dobrze. –
posłał mi uśmiech po czym zniknął w salonie.
Weszłam do mojego pokoju, który nie
był ani za duży ani za mały taki w sam raz jak dla mnie. Bardzo
prosto urządzony pod jedną ścianą stało łóżko zaraz obok
szafka nocna, biurko a na nim laptop, książki ze szkoły i jeszcze
kilka innych rzeczy. Nad łóżkiem znajdowało się okno z widokiem
na morze, które tak uwielbiam. Natomiast zaraz przy drzwiach stały
szafy na ubrania i inne drobiazgi. Stwierdziłam, że od razu się
położę. To dziwne ale byłam bardzo zmęczona. Zrobiłam wieczorną
toaletę, przebrałam się i położyłam na łóżku rozmyślając
nad dniem dzisiejszym. Nie byłam ani wściekła ani smutna, to
pewnie dziwne, ale dla mnie nie jest, szczególnie po tym czego się
dzisiaj dowiedziałam. Melissa porwała mnie ze szpitala i
wychowywała jak własne dziecko, a moja mama zamartwiała się i
szukała mnie. Może nadal szuka... Poznam ją w poniedziałek,
ciekawe jaką jest osobą. Jestem bardzo podekscytowana i już nie
mogę się doczekać spotkania z moją prawdziwą mamą. Ale czy ona
będzie mnie chciała po tylu latach?... Z takimi myślami zasnęłam.
Trudna sprawa, Oriana chyba nie była szczęśliwa z Melissą, wydaje mi się, że każde spojrzenie na "córkę" przynosiło jej ból i wyrzuty sumienia. Dobrze, że dziewczyna nie jest sama, ten Christopher jest bardzo opiekuńczy. Musi to przetrwać :)
OdpowiedzUsuń