Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

sobota, 19 lipca 2014

4. Niespodziewany gość.

- Sally Jackson mieszka na Manhattanie – mruknął Mark wsiadając do samochodu – no cóż komu w drogę temu... - zaśmiał się. Odpalił samochód i ruszył w trasę. Dojazd i poszukanie adresu zajęło mi kilka godzin, gdy wreszcie go znalazł zaparkował samochód na parkingu i poszedł pod podany adres. Zapukał do drzwi i czekał aż ktoś mu otworzy. Po chwili drzwi uchyliły się ukazując kobietę z długimi lekko falowanymi brązowymi włosami i niebieskimi oczami.
- Dzień dobry czy mogę w czymś panu pomóc? - zapytała z pogodnym uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry nazywam się Mark Brown, czy pani Sally Jackson?
- Tak to ja czy coś się stało? - zapytała już nieco zaniepokojona.
- Czy mogę wejść? Mam dla pani bardzo ważny list, który dotyczy pani córki.
- Mojej córki? - zapytała opanowując zdziwienie i próbując powstrzymać łzy napływające jej do oczu – proszę niech pan wejdzie – przepuściła go w drzwiach i zaprosiła do skromnego salonu – niech pan siądzie.
Mark przełknął gulę, która powstała mu w gardle, usiadł na wskazanym miejscu i przemówił.
- Tak, jak już wspominałem mam dla pani list – wyciągnął kopertę z kieszeni marynarki i podał ją Sally, ta przyjęła ją drżącymi rękami – ten list mam nadzieję, że wyjaśni pani co się właściwie stało z pani córką...
- Ale... ale ona żyje prawda? Nic jej nie jest? - zapytała drżącym głosem.
- Tak, nic jej nie jest, aczkolwiek ta osoba która ją porwała – skrzywił się wypowiadając ostatnie słowo – zginęła wczoraj w wypadku zostawiając ten list – wskazał na kopertę trzymaną przez Sally - który trzyma pani w rękach. Oriana otrzymała i przeczytała już swój i jestem pewny, że chciałaby panią poznać. Proszę żeby pani go przeczytała, myślę, że on wyjaśni jak nie wszystko to większość odnośnie tej sprawy. Została pani także wpisana do testamentu, który zostanie odczytany jutro o 15 w Atlanta City mam nadzieję że jest pani w stanie się tam pojawić. Tam też pozna pani Orianę i mam nadzieję, że ją pani uzna jako swoją córkę pomimo tych lat podczas których została pani z nią rozdzielona.
- Oczywiście, oczywiście pojawię się. Oriana... ja – odezwała się nie będąc w stanie powstrzymać łez – oczywiście, że ją uznam. Tak długo ją szukałam, cały czas, nigdy nie straciłam nadziei, że się odnajdzie. Ale wpisanie w testament, dlaczego?
- Cóż myślę, że Melissa chce pani chociaż w pewnym stopniu wynagrodzić to co zrobiła. Bardzo panią przepraszam, ale już niestety muszę się zbierać – powiedział wstając z kanapy – dziękuję za gościnę proszę przeczytać list i oczekuję pani jutro o 15 – wyciągnął kartkę z kieszeni – pod tym adresem. Do widzenia – skierował się w stronę drzwi.
- Do widzenia – odezwała się zapłakanym głosem pani Jackson. Spojrzała na kopertę, która spoczywała w jej dłoniach. Rozerwała ją, wyciągnęła ze środka kartkę i zaczęła czytać.
Pani Jackson!
Na pewno zastanawia się Pani dlaczego piszę do Pani list. Zacznę więc może od początku, nazywam się Melissa Torann, nie zna mnie Pani, ale ja znam Panią. Postaram się powiedzieć to wprost, choć nie jest to proste, jestem tą kobieta, która porwała Pani córkę ze szpitala. Bardzo Panią przepraszam i wiem, że moje przeprosiny niestety nie wynagrodzą tych lat, podczas których poszukiwała Pani swojej córki, Oriany. Proszę o wybaczenie, chociaż wiem, że nie mam nawet prawa o nie prosić. Powodem, przez który porwałam Orianę, jest fakt, że sama nie mogłam mieć dzieci, a w niej zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Wiem, to żadne wytłumaczenie mojego haniebnego czynu. Podczas odwiedzin w szpitalu, gdzie Pani przebywała zobaczyłam ją jak leżała w łóżeczku i po prostu musiałam ją zabrać ze sobą. Wtedy myślałam, że skoro ma Pani jeszcze synka to nie będzie nic złego, jednak bardzo się myliłam, wtedy byłam młoda i głupia. Z całego serca przepraszam. Podczas tych lat, w których Oriana przebywała ze mną, ja mądrzałam i zdawałam sobie sprawę, że źle postąpiłam jednakże nie mogłam zdobyć się na odwagę by spotkać się z Panią i wyjaśnić całą tą sprawę. Starałam się ją wychować najlepiej jak potrafiłam, zapewnić wszystko czego sama nie miałam. Mam nadzieję, że choć w małym stopniu udało mi się sprostać temu zadaniu tak jakby zrobiła to Pani. Mark Brown zapewne już powiadomił Panią o tym, że uwzględniłam Panią w moim testamencie. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu zrekompensuje to całe cierpienie, przez które Pani przechodziła. Chciałabym poprosić tylko o jedno, by uznała Pani Orianę jako swoją córkę, to ja popełniłam błąd odbierając ją Pani, ona jest niewinna. Jeszcze raz bardzo przepraszam, żadne słowa nie zdołają ukazać mojego poczucia winy i żalu.
Z wyrazami szacunku.
Melissa Torann
Po skończonej lekturze listu zamrugała z niedowierzania.
- Moja córka, moja Oriana, myślałam że już nigdy jej nie odzyskam – wypowiedziała swoje myśli na głos – jutro ją zobaczę, moją Orianę – uśmiechnęła się pomimo lecących łez. Chejron, pomyślała, muszę zadzwonić do Chejrona. Rozejrzała się po salonie w poszukiwaniu komórki, podniosła ją i wykręciła jeden z numerów znajdujący się w kontaktach. Podniosła aparat do ucha i czekała wsłuchując się w sygnał połączenia.
***
- Obóz herosów wygląda dobrze, Runo pomogło... - odezwał się czarnowłosy chłopak.
- Oczywiście, Runo leczy sosnę Thalii, ale może to zająć jeszcze jakiś czas do pełnej odnowy bariery chroniącej nasze granice – powiedział brązowowłosy mężczyzna w średnim wieku. Jednak nie był to normalny mężczyzna a centaur o białej maści. W połowie mężczyzna w połowie koń. - Wszystko co musimy teraz robić to czekać, więc... - nie dokończył wypowiedzi, ponieważ przerwał mu nadlatujący pegaz, który po chwili przed nim wylądował. Chejron jak dobrze, że ciebie znalazłem.
- Mroczny, chłopie gdzieś ty się podziewał. Byłem przetrzymywany na tym cholernym statku. Ale to nie ważne słuchaj lecąc tutaj zatrzymałem się na odpoczynek w... czekaj gdzie to było... a tak Atlanta City na plaży i spotkałem tak bardzo ciekawą dwójkę, są herosami. Dziewczyna i chłopak, ona nawet mnie rozumiała chwile z nią porozmawiałem i obiecałem, że postaram się kogoś po nich przysłać, mówiła, że co jakiś czas są atakowani... Pegaz wyrzucał z siebie informację na jednym tchu.
- Poczekaj, poczekaj rozmawiała z tobą? - zapytał i spojrzał w stronę Percy'ego stojącego zaraz obok niego i wpatrującego się w latającego konia.
- Chejronie ja go słyszę... jak to możliwe – zapytał z nie dowierzaniem chłopak.
- Percy rozumiesz go ponieważ jesteś synem Posejdona, a on stworzył konie z piany morskiej.
- Aha, no tak, załapałem, mam zaległości...
Pegaz podczas tej wymiany zdań przyglądał się intensywnie czarnowłosemu. Czekaj, czekaj ta dziewczyna wyglądała bardzo podobnie do ciebie. Jesteście praktycznie tacy sami, no ona miała dłuższe włosy, nie masz przypadkiem siostry? Miała na imię Oriana.
Wypowiedzenie tego imienia podziałało na Percy'ego i Chejrona jak porażenie piorunem Zeusa.
- Powiedziałeś Oriana... i podobna do Percy'ego... czyli to musi być... - nie dokończył, ponieważ w tej samej chwili zadzwoniła jego komórka, którą wyjął z kabury przy pasku, spojrzał na wyświetlacz, zamrugał zdziwiony i odebrał.
- Sally, bardzo dobrze że dzwonisz, mam ci coś ważnego do powie...
- Chejronie, znalazła się, Oriana moja córka, siostra Percy'ego. Właśnie odwiedził mnie mężczyzna przyniósł mi list od tej kobiety, która ją zabrała. Ona właśnie zmarła, zostałam wpisana do jej testamentu i jutro zostanie odczytany o 15 w Atlanta City, wtedy też poznam Orianę, proszę Cię musisz przyjechać do mnie jutro rano z Percym – wyrzuciła z siebie kobieta na jednym oddechu.
- Właśnie chciałem ci powiedzieć, że chyba się znalazła... Czyli teraz mamy pewność, to na pewno ona... To nie może być pomyłka...
- Proszę, powiedz Percy'emu i przyjedźcie jutro z rana wtedy pojedziemy tam razem...
- Dobrze zjawimy się rano... Do zobaczenia – zakończył połączenie i spojrzał na chłopaka – Percy jutro rano musimy jechać do twojej mamy, a następnie do Atlanta City... Twoja siostra się odnalazła...
- Jutro...wow, tak szybko.. nie ma sprawy... Nareszcie się odnalazła, już nie mogę się doczekać spotkania z nią... - uśmiechnął się uradowany i trochę zmieszany całą tą sytuacją - Ale jak moja mama się dowiedziała, przecież dopiero co...
- Dostała list od kobiety, która uprowadziła twoja siostrę, nie wiem co dokładnie w nim było... Wiem tylko, że Sally została wpisana do jej testamentu i ma się stawić jutro o 15 w Atlanta City.
- Do testamentu, ale jak to, przecież....
- Nie wiem Percy, wiem tylko tyle, że tamta kobieta zmarła... Wyruszamy jutro o 7, nie spóźnij się...
- Oczywiście... Na pewno się nie spóźnię – odparł szczęśliwy.
- No Percy, wracaj teraz do innych obozowiczów, w ty Mroczny leć do stajni, wypocznij... - powiedział po czym udał się w stronę wielkiego domu. Chłopiec jeszcze chwilę stał i patrzył jak pegaz o imieniu Mroczny odlatuje w stronę stajni, a następnie udał się w kierunku areny do reszty obozowiczów.

1 komentarz:

  1. Matka odzyska zaginiona córkę, niezły zwrot akcji. Percy ma słodką siostrzyczkę, mam nadzieję, że uda im się dostać bezpiecznie do obozu. Posejdon był mądry, skoro stworzył coś tak pięknego jak pegazy, mimo, że facet miał do tego smykałkę, hehe. Chcę więcej...

    OdpowiedzUsuń