Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

sobota, 12 lipca 2014

3. Czy to sen czy już jawa?

Przyśnił mi się bardzo dziwny sen tak bardzo realistyczny jakby działo się to naprawdę. Byłam na jakimś wielkim statku właściwie ogromnym przypominającym statek wycieczkowy, jednak nie było na nim turystów za to zauważyłam kogoś kogo bardzo dawno nie widziałam, kogoś kto był dla mnie jak starszy brat. Niedaleko mnie stał on, Luke Castellan, mimo tego, że dawno go nie widziałam to rozpoznałam go. Trzymał w dłoni miecz. Miecz? Celował nim w jakiegoś ciemnowłosego chłopaka, który także miał miecz w dłoni coś do siebie mówili zauważyłam także, że jakieś dziwne niedźwiedziowate stwory trzymają w swoich szponach jeszcze trzy osoby. Jeden z nich trzymał jakąś jasnowłosą dziewczynę i dziwnie wyglądającego chłopaka zaraz obok stał... czy to jest cyklop? Jejku to cyklop, a za nim czaił się ten drugi stwór. Nie wiem co mówili, ale chyba nie była to przyjemna rozmowa. Ale kim oni są i co Luke robi w moim śnie? Nagle zaczęli się pojedynkować, coś krzyczeć nic nie mogłam zrozumieć to było bardzo dziwne, na pokład obok mnie wszedł jakiś koleś z... pegazem??!! Chyba moja wyobraźnia zaczyna się rozkręcać. Sen bardzo szybko przeskakiwał swą akcją, spostrzegłam, że pegaz został uwolniony i odleciał kopiąc osobę, która go trzymała. Jednak zanim zdołał odlecieć na bezpieczną odległość ktoś rzucił w niego włócznią i go zranił. Zanim się przebudziłam zobaczyłam jeszcze, że na pokład statku wbiega stado... centaurów??!! To chyba był najbardziej zwariowany sen jaki kiedykolwiek mi się przyśnił, pomyślałam zaraz po przebudzeniu. Zerknęłam na zegarek i westchnęłam, była dopiero piąta rano no nic i tak pewnie już nie zasnę. Ubrałam się i postanowiłam iść jak zwykle nad morze. Wyszłam po cichu z domu zostawiając kartkę na stole w salonie dla Marka by się o mnie nie martwił jak wstanie i skierowałam się w stronę plaży. Dochodząc do morza spostrzegłam jakiś dziwny kształt na niebie który kierował się... kierował się w moją stronę. Mieszkam w Atlantic City widziałam już bardzo dużo dziwnych rzeczy ale lecącego pegaza z mojego snu to się nie spodziewałam. Koń wylądował zaraz przy brzegu i opadł z wyczerpania ciężko dysząc, od razu do niego podbiegłam, chociaż gdy się zbliżałam odwrócił łeb w moją stronę i prychnął. No nie kolejna, która pomyśli, że widzi zwykłego konia... Usłyszałam w mojej głowie. Zdziwiona spojrzałam na niego, kiedy z powrotem odwracał łeb w stronę morza.
- Ty mówisz? W mojej głowie... ty mówisz... - wyjąkałam.
Pegaz szybko odwrócił głowę i skierował swe spojrzenie na mnie. Ty mnie słyszysz? Przede wszystkim ty widzisz, że nie jestem zwykłym koniem? Pokiwałam niepewnie głową na potwierdzenia. O, to super będzie raźniej. Jak ja dawno z nikim nie rozmawiałem. W ogóle jak się nazywasz? Ja jestem Mroczny. Ponownie usłyszałam w mojej głowie głos pegaza.
- Ja jestem Oriana. Mam takie pytanie czy... eee... czy ty uciekłeś przypadkiem z takiego dużego statku? - zapytałam go niepewnie. Tak, właśnie tak uciekłem, ale skąd ty to wiesz?
- Ja miałam sen widziałam ten statek jakichś ludzi i właśnie ciebie jak uciekałeś, ale to znaczy, że jesteś ranny – powiedziałam szybko – widziałam, ta włócznia cię raniła. Nawet to widziałaś? Uklęknęłam przy nim. Nie musisz się martwić nic mi nie będzie po drodze zwinąłem trochę ambrozji, więc rana już pewnie się zaleczyła. Spojrzałam na jego bok i faktycznie po zranieniu nie było śladu. Więc jeżeli widzisz mnie jako pegaza i potrafisz ze mną rozmawiać to musisz być... Przerwał w połowie wypowiedzi.
- Musze być... kim? - popatrzyłam na niego czekając aż mi odpowie. Nie ważne, nie mogę ci tego powiedzieć, możesz być narażona na niebezpieczeństwo. Gdy tylko wrócę tam gdzie zmierzam od razu postaram się kogoś po ciebie przysłać.
- Przysłać kogoś? Ale kogo i skąd? W ogóle gdzie ty... - nie dokończyłam bo przerwał mi biegnący w moją stronę Chris.
- Oriana... tak myślałem, że będziesz już na plaży... - spojrzał na pegaza, który odpoczywał na piachu – czy to jest to co ja myślę? Czy to jest pegaz? Czy ja dalej śnię? - zapytał niepewnie.
- Tak to jest pegaz i nie, nie śnisz już to się dzieje naprawdę – zaśmiałam się – Chris to jest Mroczny, Mroczny to jest Chris.
- Ty z nim rozmawiasz? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem – jakim cudem?
- Sama jestem ciekawa jakim cudem... On przemawia do mnie w myślach... Ty go nie słyszysz?
- Nie, nie słyszę nic a nic – pokręcił głową – skąd on się tu wziął?
- Uciekł złym ludziom, widziałam to we śnie na początku myślałam, że wyobraźnia płata mi figla, ale on jest prawdziwy, to jego widziałam zresztą sam to potwierdził – spojrzałam na pegaza – on leci gdzieś, no do bezpiecznego miejsca... Nie chce mi właściwie nic konkretnego powiedzieć – spojrzałam na Chrisa – twierdzi, że mogłabym być w niebezpieczeństwie... Jakbyśmy przez ostatnie kilka lat nie byli... W końcu ciągle atakują nas te dziwne stwory... - zaśmiałam się. Atakują was? O kurczę to znaczy że już pachniecie smakowicie...
- Smakowicie pachniemy? Ale... coo?? - zapytałam z głupią miną. Nieważne, muszę już lecieć wystarczająco odpocząłem z reszta zaraz zacznie się schodzić tutaj więcej ludzi, a gdy zobaczą zwykłego konia na plaży może zrobić się... śmiesznie. Postaram się żeby jak najszybciej ktoś was stąd zabrał w bezpieczne miejsce. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. Wstał, rozprostował skrzydła, wzbił się w powietrze i zaczął odlatywać.
- Hmm... To było dziwne, chociaż można też to uznać w granicach naszej normalności – powiedział ze śmiechem Chris.
- Tak masz rację – odparłam z uśmiechem – powiedział, że postara się poinformować kogoś tam gdzie on leci, żeby przysłał tu kogoś by zabrał nas w jakieś bezpieczne miejsce.
- Aha... Ok... No cóż... - widać było, że nie wie co ma powiedzieć – przede wszystkim powiedz mi co ty tu robisz tak wcześnie??
- Miałam ten dziwny sen, obudziłam się i tutaj przyszłam, zobaczyłam tego pegaza no i cóż rozmawialiśmy.
- Aha to wydaje się logiczne – zmarszczył śmiesznie brwi.
- A ty co robisz tak wcześnie zazwyczaj o tej godzinie jeszcze smacznie śpisz – zaśmiałam się.
- Cóż obudziłem się i miałem takie dziwne przeczucie żeby tutaj przyjść no i widzisz jestem – posłał mi promienny uśmiech – To co może najpierw zjemy jakieś śniadanie – popatrzył na mnie maślanymi oczkami. Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę mojego domku. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się prosto do kuchni. Po drodze porwałam jeszcze kartkę do Marka z salonu, ponieważ ten jeszcze spał na górze w pokoju. Posadziłam Chrisa przy stole w kuchni a sama zabrałam się za robienie naleśników. Chris bardzo je uwielbiał dlatego zawsze jak robiłam śniadanie to były to właśnie naleśniki. Gdy skończyłam pracować przy kuchence i zaczęłam nakładać je na talerze do kuchni wszedł zaspany Mark.
- O dzień dobry wam – powiedział zaskoczony – myślałem, że będziesz jeszcze spać, a tu proszę.
- Dzień dobry – odezwaliśmy się razem z Chrisem – Jesteś głodny? Masz ochotę na naleśniki? - zapytałam go wskazując na talerz z ciepłymi puszystymi naleśnikami.
- Jeżeli to nie problem to skorzystam... Takich zapachów narobiłaś, że aż się obudziłem.
- W takim razie smacznego – powiedziałam kładąc przed nimi talerze z pachnącym jedzeniem. W ciszy jedliśmy śniadanie. Kiedy talerze zaczęły świecić pustkami pozbierałam je i wsadziłam do zmywarki.
- Co macie dzisiaj w planach? - zapytał nas Mark.
- Cóż... - odezwałam się – pewnie to samo co zawsze, powłóczymy się po plaży albo pójdziemy do parku...
- Dobrze, ja muszę załatwić pewną sprawę – spojrzał niepewnie na mnie – cóż wrócę pewnie wieczorem... A i jeszcze jedno testament zostanie odczytany jutro po południu, a pogrzeb Melissy jest rano nie wiem czy chcesz... to znaczy iść na niego po tym co zrobiła, ale chciałem cię o tym poinformować...
- Pójdę w końcu to ona mnie wychowywała – spojrzałam na Marka, który pewnie zastanawiał się dlaczego nie smucę się jej śmiercią... Ja po prostu nie mogłam, nie po tym czego się dowiedziałam.
- Dobrze w takim razie ja będę już wychodził, dziękuję za śniadanie, do zobaczenia – podrapał się po głowie i wyszedł z kuchni, następnie zabrał swoje rzeczy i odjechał samochodem. Zostałam w domu sama z Chrisem. Spojrzałam niepewnie na niego.
- Pójdziesz ze mną na....
- Oczywiście, że tak – przerwał szczerząc się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i poszliśmy razem na plaże. Spacerowaliśmy tak przez cały dzień z przerwami na posiłek i odpoczynek. Bardzo szybko nastał wieczór, rozstaliśmy się i umówiliśmy na jutro. Wchodząc do domu nie zauważyłam oznak by Mark już wrócił, więc wdrapałam się na piętro i poszłam od razu spać. Tej nocy nic mi się nie przyśniło.

2 komentarze:

  1. Dobrze, że nic jej się nie śniło, koszmary bywają straszne. I te magiczne naleśniki mmm, narobiłaś mi na nie ochoty, myślę, że ten Chris ma się z nią dobrze, aż za :) Mroczny całkiem sympatyczny to imię do niego nie pasuje, oj nie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mroczny! :D
    No, już ją coś łączy z Percym! Idę czytać dalej! :D

    OdpowiedzUsuń