Przyśnił mi się bardzo dziwny sen
tak bardzo realistyczny jakby działo się to naprawdę. Byłam na
jakimś wielkim statku właściwie ogromnym przypominającym statek
wycieczkowy, jednak nie było na nim turystów za to zauważyłam
kogoś kogo bardzo dawno nie widziałam, kogoś kto był dla mnie jak
starszy brat. Niedaleko mnie stał on, Luke Castellan, mimo tego, że
dawno go nie widziałam to rozpoznałam go. Trzymał w dłoni miecz.
Miecz? Celował nim w jakiegoś ciemnowłosego chłopaka, który
także miał miecz w dłoni coś do siebie mówili zauważyłam
także, że jakieś dziwne niedźwiedziowate stwory trzymają w
swoich szponach jeszcze trzy osoby. Jeden z nich trzymał jakąś
jasnowłosą dziewczynę i dziwnie wyglądającego chłopaka zaraz
obok stał... czy to jest cyklop? Jejku to cyklop, a za nim czaił
się ten drugi stwór. Nie wiem co mówili, ale chyba nie była to
przyjemna rozmowa. Ale kim oni są i co Luke robi w moim śnie? Nagle
zaczęli się pojedynkować, coś krzyczeć nic nie mogłam zrozumieć
to było bardzo dziwne, na pokład obok mnie wszedł jakiś koleś
z... pegazem??!! Chyba moja wyobraźnia zaczyna się rozkręcać. Sen
bardzo szybko przeskakiwał swą akcją, spostrzegłam, że pegaz
został uwolniony i odleciał kopiąc osobę, która go trzymała.
Jednak zanim zdołał odlecieć na bezpieczną odległość ktoś
rzucił w niego włócznią i go zranił. Zanim się przebudziłam
zobaczyłam jeszcze, że na pokład statku wbiega stado...
centaurów??!! To chyba był najbardziej zwariowany sen jaki
kiedykolwiek mi się przyśnił, pomyślałam zaraz po przebudzeniu.
Zerknęłam na zegarek i westchnęłam, była dopiero piąta rano no
nic i tak pewnie już nie zasnę. Ubrałam się i postanowiłam iść
jak zwykle nad morze. Wyszłam po cichu z domu zostawiając kartkę
na stole w salonie dla Marka by się o mnie nie martwił jak wstanie
i skierowałam się w stronę plaży. Dochodząc do morza
spostrzegłam jakiś dziwny kształt na niebie który kierował
się... kierował się w moją stronę. Mieszkam w Atlantic City
widziałam już bardzo dużo dziwnych rzeczy ale lecącego pegaza z
mojego snu to się nie spodziewałam. Koń wylądował zaraz przy
brzegu i opadł z wyczerpania ciężko dysząc, od razu do niego
podbiegłam, chociaż gdy się zbliżałam odwrócił łeb w moją
stronę i prychnął. No nie kolejna, która pomyśli, że widzi
zwykłego konia... Usłyszałam w mojej głowie. Zdziwiona
spojrzałam na niego, kiedy z powrotem odwracał łeb w stronę
morza.
- Ty mówisz? W mojej głowie... ty
mówisz... - wyjąkałam.
Pegaz szybko odwrócił głowę i
skierował swe spojrzenie na mnie. Ty mnie słyszysz? Przede
wszystkim ty widzisz, że nie jestem zwykłym koniem? Pokiwałam
niepewnie głową na potwierdzenia. O, to super będzie
raźniej. Jak ja dawno z nikim nie rozmawiałem. W ogóle jak się
nazywasz? Ja jestem Mroczny. Ponownie
usłyszałam w mojej głowie głos pegaza.
- Ja
jestem Oriana. Mam takie pytanie czy... eee... czy ty uciekłeś
przypadkiem z takiego dużego statku? - zapytałam go niepewnie. Tak,
właśnie tak uciekłem, ale skąd ty to wiesz?
- Ja
miałam sen widziałam ten statek jakichś ludzi i właśnie ciebie
jak uciekałeś, ale to znaczy, że jesteś ranny – powiedziałam
szybko – widziałam, ta włócznia cię raniła. Nawet to
widziałaś? Uklęknęłam przy
nim. Nie musisz się martwić nic mi nie będzie po drodze
zwinąłem trochę ambrozji, więc rana już pewnie się zaleczyła.
Spojrzałam na jego bok i
faktycznie po zranieniu nie było śladu. Więc jeżeli
widzisz mnie jako pegaza i potrafisz ze mną rozmawiać to musisz
być... Przerwał w połowie
wypowiedzi.
- Musze być... kim? - popatrzyłam na
niego czekając aż mi odpowie. Nie ważne, nie mogę ci tego
powiedzieć, możesz być narażona na niebezpieczeństwo. Gdy tylko
wrócę tam gdzie zmierzam od razu postaram się kogoś po ciebie
przysłać.
- Przysłać kogoś?
Ale kogo i skąd? W ogóle gdzie ty... - nie dokończyłam bo
przerwał mi biegnący w moją stronę Chris.
- Oriana... tak myślałem, że
będziesz już na plaży... - spojrzał na pegaza, który odpoczywał
na piachu – czy to jest to co ja myślę? Czy to jest pegaz? Czy ja
dalej śnię? - zapytał niepewnie.
- Tak to jest pegaz i nie, nie śnisz
już to się dzieje naprawdę – zaśmiałam się – Chris to jest
Mroczny, Mroczny to jest Chris.
- Ty z nim rozmawiasz? - spojrzał na
mnie z niedowierzaniem – jakim cudem?
- Sama jestem ciekawa jakim cudem... On
przemawia do mnie w myślach... Ty go nie słyszysz?
- Nie, nie słyszę nic a nic –
pokręcił głową – skąd on się tu wziął?
- Uciekł złym ludziom, widziałam to
we śnie na początku myślałam, że wyobraźnia płata mi figla,
ale on jest prawdziwy, to jego widziałam zresztą sam to potwierdził
– spojrzałam na pegaza – on leci gdzieś, no do bezpiecznego
miejsca... Nie chce mi właściwie nic konkretnego powiedzieć –
spojrzałam na Chrisa – twierdzi, że mogłabym być w
niebezpieczeństwie... Jakbyśmy przez ostatnie kilka lat nie byli...
W końcu ciągle atakują nas te dziwne stwory... - zaśmiałam się.
Atakują was? O kurczę to znaczy że już pachniecie
smakowicie...
- Smakowicie pachniemy? Ale... coo?? -
zapytałam z głupią miną. Nieważne, muszę już lecieć
wystarczająco odpocząłem z reszta zaraz zacznie się schodzić
tutaj więcej ludzi, a gdy zobaczą zwykłego konia na plaży może
zrobić się... śmiesznie. Postaram się żeby jak najszybciej ktoś
was stąd zabrał w bezpieczne miejsce. Mam nadzieję, że się
jeszcze zobaczymy. Wstał,
rozprostował skrzydła, wzbił się w powietrze i zaczął
odlatywać.
- Hmm... To było
dziwne, chociaż można też to uznać w granicach naszej normalności
– powiedział ze śmiechem Chris.
- Tak masz rację – odparłam z
uśmiechem – powiedział, że postara się poinformować kogoś tam
gdzie on leci, żeby przysłał tu kogoś by zabrał nas w jakieś
bezpieczne miejsce.
- Aha... Ok... No cóż... - widać
było, że nie wie co ma powiedzieć – przede wszystkim powiedz mi
co ty tu robisz tak wcześnie??
- Miałam ten dziwny sen, obudziłam
się i tutaj przyszłam, zobaczyłam tego pegaza no i cóż
rozmawialiśmy.
- Aha to wydaje się logiczne –
zmarszczył śmiesznie brwi.
- A ty co robisz tak wcześnie
zazwyczaj o tej godzinie jeszcze smacznie śpisz – zaśmiałam się.
- Cóż obudziłem się i miałem takie
dziwne przeczucie żeby tutaj przyjść no i widzisz jestem –
posłał mi promienny uśmiech – To co może najpierw zjemy jakieś
śniadanie – popatrzył na mnie maślanymi oczkami. Uśmiechnęłam
się i pociągnęłam go w stronę mojego domku. Weszliśmy do środka
i skierowaliśmy się prosto do kuchni. Po drodze porwałam jeszcze
kartkę do Marka z salonu, ponieważ ten jeszcze spał na górze w
pokoju. Posadziłam Chrisa przy stole w kuchni a sama zabrałam się
za robienie naleśników. Chris bardzo je uwielbiał dlatego zawsze
jak robiłam śniadanie to były to właśnie naleśniki. Gdy
skończyłam pracować przy kuchence i zaczęłam nakładać je na
talerze do kuchni wszedł zaspany Mark.
- O dzień dobry wam – powiedział
zaskoczony – myślałem, że będziesz jeszcze spać, a tu proszę.
- Dzień dobry – odezwaliśmy się
razem z Chrisem – Jesteś głodny? Masz ochotę na naleśniki? -
zapytałam go wskazując na talerz z ciepłymi puszystymi
naleśnikami.
- Jeżeli to nie problem to
skorzystam... Takich zapachów narobiłaś, że aż się obudziłem.
- W takim razie smacznego –
powiedziałam kładąc przed nimi talerze z pachnącym jedzeniem. W
ciszy jedliśmy śniadanie. Kiedy talerze zaczęły świecić
pustkami pozbierałam je i wsadziłam do zmywarki.
- Co macie dzisiaj w planach? - zapytał
nas Mark.
- Cóż... - odezwałam się – pewnie
to samo co zawsze, powłóczymy się po plaży albo pójdziemy do
parku...
- Dobrze, ja muszę załatwić pewną
sprawę – spojrzał niepewnie na mnie – cóż wrócę pewnie
wieczorem... A i jeszcze jedno testament zostanie odczytany jutro po
południu, a pogrzeb Melissy jest rano nie wiem czy chcesz... to
znaczy iść na niego po tym co zrobiła, ale chciałem cię o tym
poinformować...
- Pójdę w końcu to ona mnie
wychowywała – spojrzałam na Marka, który pewnie zastanawiał się
dlaczego nie smucę się jej śmiercią... Ja po prostu nie mogłam,
nie po tym czego się dowiedziałam.
- Dobrze w takim razie ja będę już
wychodził, dziękuję za śniadanie, do zobaczenia – podrapał się
po głowie i wyszedł z kuchni, następnie zabrał swoje rzeczy i
odjechał samochodem. Zostałam w domu sama z Chrisem. Spojrzałam
niepewnie na niego.
- Pójdziesz ze mną na....
- Oczywiście, że tak – przerwał
szczerząc się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i poszliśmy razem
na plaże. Spacerowaliśmy tak przez cały dzień z przerwami na
posiłek i odpoczynek. Bardzo szybko nastał wieczór, rozstaliśmy
się i umówiliśmy na jutro. Wchodząc do domu nie zauważyłam
oznak by Mark już wrócił, więc wdrapałam się na piętro i
poszłam od razu spać. Tej nocy nic mi się nie przyśniło.
Dobrze, że nic jej się nie śniło, koszmary bywają straszne. I te magiczne naleśniki mmm, narobiłaś mi na nie ochoty, myślę, że ten Chris ma się z nią dobrze, aż za :) Mroczny całkiem sympatyczny to imię do niego nie pasuje, oj nie :)
OdpowiedzUsuńMroczny! :D
OdpowiedzUsuńNo, już ją coś łączy z Percym! Idę czytać dalej! :D