Przedzierałam
się z Orianą i Chrisem między drzewami kiedy nagle usłyszałam
potężny huk, tak to błyskawice.
- Co to? -
usłyszałam pytanie przyjaciela.
- Jesteśmy już
blisko – oznajmiłam i ruszyłam w kierunku wyładowań, słysząc
jak moi towarzysze podążają za mną. Zatrzymałam się dopiero
niedaleko doliny błyskawic gdzie co chwile dało się słyszeć
odgłosy błyskawic przecinających niebo.
- No to
jesteśmy na miejscu – powiedziała Oriana zatrzymując się zaraz
za mną.
- Poczekajcie –
powiedziałam ściągając i kładąc na ziemi swój plecak – za
niedługo wracam.
- Jesteś pewna że chcesz
iść sama? - zapytał mnie Chris, spojrzałam na wyładowania, które
miały miejsce w dolinie.
- Oczywiście, mi
błyskawice nic nie zrobią w przeciwieństwie do was, za niedługo
wracam – zaczęłam schodzić na dół i ruszyłam w drogę
wchodząc między drzewa. Zobaczyłam, że daleko przede mną
wyładowania są częstsze i silniejsze więc postanowiłam tam się
skierować. Brnęłam do przodu przez wysoką trawę, mijałam
różnego rodzaju krzewy i drzewa kierując się najprawdopodobniej
do samego centrum doliny błyskawic. Dobrze, że oni zostali chyba
bym sobie nie wybaczyła jakby coś się im stało, w końcu to moi
przyjaciele... Przyjaciele, uśmiechnęłam się, nadal ciężko było
mi się przyzwyczaić, że nie jestem już drzewem. Czasami stałam w
miejscu bez ruchu rozmyślając jakby to było gdybym nigdy nie
przemieniła się w drzewo. Jakbym dotarła do obozu cała i
zdrowa... Czy udałoby mi się wtedy powstrzymać Luke od zdrady i
odejścia? Nie wiem, ja już nic nie wiem. Może jakby Oriana
przybyła szybciej kiedy Luke jeszcze był to dała by radę go
zatrzymać... Na pewno by dała. Po tym co mi opowiadał... Aż
dziwne, że wszystko pamiętam przed zmianą. W jego opowieściach
Oriana była niesamowitą dziewczyną, nie wierzyłam w to, jednak
kiedy ją poznałam... Ona faktycznie jest niezwykła, pomocna i
życzliwa. Ciesze się, że się z nią zaprzyjaźniłam. Podczas
mojego rozmyślania błyskawice trafiły mnie już trzy razy, mam
szczęście, że jestem córką Zeusa i nic mi nie robią, gdyby nie
to zapewne była bym już przysmażona jak zwykły kurczak. A co do
mojego ojca... Zeus... bóg bogów, niewiarygodne ale właściwie to
dzięki niemu tutaj jestem, on zamienił mnie w sosnę kiedy...
umierałam. Pamiętam to dokładnie, ten ból kiedy nie mogłam
złapać oddechu, czułam się jakby coś mnie przyduszało, płakałam
nie chciałam umierać nie w tak młodym wieku. Ale cieszę się, że
dzięki mojemu poświęceniu chociaż Annabeth i... Luke dotarli
cali. Pamiętam jak przeistaczałam się w drzewo, to było takie
nierealne takie niewiarygodne. A jednak... Ale wróciłam tylko
dzięki runie. Wróciłam, ale nie potrafię się odnaleźć w tej
rzeczywistości. Nawet nie wiem ile mam lat czy liczyć te kiedy
byłam sosną czy też nie. Czasami zastanawiam się nawet czy nie
lepiej by było jakbym nadal była drzewem. Jednak wtedy myślę
sobie, że nigdy nie poznałabym tak wspaniałych ludzi jak Oriana
czy Chris. Ciesze się, że dostałam swoja pierwszą misję właśnie
z nimi. Jestem pewna że nam się powiedzie w końcu każdy z nas ma
indywidualne umiejętności które na każdym kroku nam się
przydają. I Chris obudził w sobie ogień. Jest to niesamowite
osiągnięcie, ponieważ tylko najpotężniejsze dzieci potrafią to
zrobić, a jak dobrze wiem w obozie nie ma nikogo kto by dysponował
ta umiejętnością. No Charles, ale on potrafi wydobyć z siebie
tylko ledwo dostrzegalny mały płomyczek. Czyli teraz Chris jest
najpotężniejszym dzieckiem Hefajstosa, niesamowite. Jak wrócimy do
obozu pewnie będą mu gratulować, uśmiechnęłam się pod nosem.
Błyskawice coraz częściej mnie uderzały co oznacza że zbliżam
się już do celu mojej podróży. Nawet nie wiem dlaczego
postanowiłam iść w tym kierunku, coś mnie tam przyciąga. Tak,
jakby ktoś mi powiedział dokładnie gdzie mam iść. W oddali
widziałam polanę rozświetlaną przez uderzające w tamtym miejscy
pioruny. Skierowałam się w tamtą stronę, przeszłam przez gęste
zarośla i wyszłam na okrągłą łąkę, najprawdopodobniej to
właśnie tutaj było centrum wyładowań. Błyskawice co chwile we
mnie uderzały jednak ja się nimi nie przejmowałam i szłam dalej
Rozejrzałam się po polanie, dostrzegłam to co szukałam, paproć
mieniła się różnymi odcieniami żółci i złota. Zaczęłam się
do niej zbliżać, jednak gdy byłam już blisko pioruny utworzyły
dookoła niej jakby barierę nie do przejścia. O nie, pomyślałam
ja się tak nie będę bawić. Skupiłam się wydobywając z siebie
moc błyskawic. Przywołałam jedną z nich i uderzyłam. Gdy tylko
mój piorun zetknął się z tamtymi, kopuła chroniąca roślinę
rozprysła się dając mi możliwość bliższego podejścia do
paproci. Zrobiłam ledwo trzy kroki do przodu i stanęłam jak wryta
spostrzegając kozę mojego ojca, Amalteję. Wpatrywałam się w nią
zdziwiona, ruszyłam do przodu jednak usłyszałam potężny huk za
moimi plecami, zatrzymałam się jak wryta słysząc twardy, głęboki
głos.
- Thalia? - usłyszałam
za sobą, stanęłam jak wryta.
- Ojcze? - odwróciłam
się powoli spoglądając na potężnego mężczyznę stojącego
kilka kroków ode mnie.
- Co ty tutaj robisz? -
podszedł do mnie bliżej.
- Ja.. - głos uwiązł mi
w gardle – jestem na misji.
- Misji?
- Tak, jesteśmy w trakcie
drugiej próby... musimy odnaleźć smocze dary – postanowiłam nie
ukrywać nic przed moim ojcem, w końcu i tak by się dowiedział.
- Jesteście?
- Tak, jestem z Orianą i
Chrisem, jednak nie ciągnęłam ich tu ze mną sam zapewne ojcze
wiesz dlaczego...
- Rozumiem. Więc musisz
zdobyć smocze dary – zamyślił się jednak bacznie mi się
przyglądał – Pozwolę ci zerwać trzy liście paproci...
- Naprawdę mogę? -
zapytałam dla pewności orientując się, że ten dar należy do
mojego ojca. Zeus kiwnął mi tylko głową na znak potwierdzenia.
Podeszłam do rośliny i wyrwałam dokładnie trzy liście. Były
piękne, miały niesamowicie regularny kształt, każdy z liści był
identyczny. Nawet po zerwaniu wytwarzały dookoła siebie jakby
świetlną barierę. Zeus dalej mi się przyglądał po chwili
odwracając się do mnie plecami.
- Nie zawiedź mnie –
usłyszałam jeszcze nim zniknął wraz z uderzeniem błyskawicy w
miejscy gdzie stał. Wow, to była chyba najdłuższa i właściwie
pierwsza rozmowa z moim ojcem, cóż nie poszło tak źle jak
myślałam. Spojrzałam na moją dłoń w której spoczywały trzy
liście złotej paproci, smoczego daru. Uśmiechnęłam się i
ruszyłam w drogę powrotną do moich przyjaciół, zapewne martwią
się co tak długo, chociaż właściwie nawet nie wiem ile tutaj
spędziłam czasu. Zaczęłam oddalać się od polany, przemierzając
dolinę. Mijałam różne drzewa i rośliny. W dłoni nadal trzymałam
liście, nie chciałam ich zgubić. Po dość intensywnym marszu
wyszłam w miejscu skąd zaczynałam moją wędrówkę. Popatrzyłam
w górę i zauważyłam Orianę i Chrisa siedzących pod jednym z
drzew, gdy tylko mnie zauważyli wstali z miejsca i podeszli bliżej.
Zaczęłam się wspinać w ich kierunku.
Od niedawna czytam to opowiadanie i uważam, że jest super:) Gratuluje autorce weny i talentu do pisania takiej świetnej historyjki:) Powodzenia w tworzeniu:) Pozdrawiam:D
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńCUD MIÓD I MALINY <3
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie i czekam na next
OdpowiedzUsuńA gdzie ciąg dalszy?
OdpowiedzUsuńNadal czeka na nexta !!!!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie czekam na next
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wrócisz do tego opowiadania:3
OdpowiedzUsuń