Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

piątek, 17 czerwca 2016

35. Dolina Błyskawic.

Przedzierałam się z Orianą i Chrisem między drzewami kiedy nagle usłyszałam potężny huk, tak to błyskawice.
- Co to? - usłyszałam pytanie przyjaciela.
- Jesteśmy już blisko – oznajmiłam i ruszyłam w kierunku wyładowań, słysząc jak moi towarzysze podążają za mną. Zatrzymałam się dopiero niedaleko doliny błyskawic gdzie co chwile dało się słyszeć odgłosy błyskawic przecinających niebo.
- No to jesteśmy na miejscu – powiedziała Oriana zatrzymując się zaraz za mną.
- Poczekajcie – powiedziałam ściągając i kładąc na ziemi swój plecak – za niedługo wracam.
- Jesteś pewna że chcesz iść sama? - zapytał mnie Chris, spojrzałam na wyładowania, które miały miejsce w dolinie.
- Oczywiście, mi błyskawice nic nie zrobią w przeciwieństwie do was, za niedługo wracam – zaczęłam schodzić na dół i ruszyłam w drogę wchodząc między drzewa. Zobaczyłam, że daleko przede mną wyładowania są częstsze i silniejsze więc postanowiłam tam się skierować. Brnęłam do przodu przez wysoką trawę, mijałam różnego rodzaju krzewy i drzewa kierując się najprawdopodobniej do samego centrum doliny błyskawic. Dobrze, że oni zostali chyba bym sobie nie wybaczyła jakby coś się im stało, w końcu to moi przyjaciele... Przyjaciele, uśmiechnęłam się, nadal ciężko było mi się przyzwyczaić, że nie jestem już drzewem. Czasami stałam w miejscu bez ruchu rozmyślając jakby to było gdybym nigdy nie przemieniła się w drzewo. Jakbym dotarła do obozu cała i zdrowa... Czy udałoby mi się wtedy powstrzymać Luke od zdrady i odejścia? Nie wiem, ja już nic nie wiem. Może jakby Oriana przybyła szybciej kiedy Luke jeszcze był to dała by radę go zatrzymać... Na pewno by dała. Po tym co mi opowiadał... Aż dziwne, że wszystko pamiętam przed zmianą. W jego opowieściach Oriana była niesamowitą dziewczyną, nie wierzyłam w to, jednak kiedy ją poznałam... Ona faktycznie jest niezwykła, pomocna i życzliwa. Ciesze się, że się z nią zaprzyjaźniłam. Podczas mojego rozmyślania błyskawice trafiły mnie już trzy razy, mam szczęście, że jestem córką Zeusa i nic mi nie robią, gdyby nie to zapewne była bym już przysmażona jak zwykły kurczak. A co do mojego ojca... Zeus... bóg bogów, niewiarygodne ale właściwie to dzięki niemu tutaj jestem, on zamienił mnie w sosnę kiedy... umierałam. Pamiętam to dokładnie, ten ból kiedy nie mogłam złapać oddechu, czułam się jakby coś mnie przyduszało, płakałam nie chciałam umierać nie w tak młodym wieku. Ale cieszę się, że dzięki mojemu poświęceniu chociaż Annabeth i... Luke dotarli cali. Pamiętam jak przeistaczałam się w drzewo, to było takie nierealne takie niewiarygodne. A jednak... Ale wróciłam tylko dzięki runie. Wróciłam, ale nie potrafię się odnaleźć w tej rzeczywistości. Nawet nie wiem ile mam lat czy liczyć te kiedy byłam sosną czy też nie. Czasami zastanawiam się nawet czy nie lepiej by było jakbym nadal była drzewem. Jednak wtedy myślę sobie, że nigdy nie poznałabym tak wspaniałych ludzi jak Oriana czy Chris. Ciesze się, że dostałam swoja pierwszą misję właśnie z nimi. Jestem pewna że nam się powiedzie w końcu każdy z nas ma indywidualne umiejętności które na każdym kroku nam się przydają. I Chris obudził w sobie ogień. Jest to niesamowite osiągnięcie, ponieważ tylko najpotężniejsze dzieci potrafią to zrobić, a jak dobrze wiem w obozie nie ma nikogo kto by dysponował ta umiejętnością. No Charles, ale on potrafi wydobyć z siebie tylko ledwo dostrzegalny mały płomyczek. Czyli teraz Chris jest najpotężniejszym dzieckiem Hefajstosa, niesamowite. Jak wrócimy do obozu pewnie będą mu gratulować, uśmiechnęłam się pod nosem. Błyskawice coraz częściej mnie uderzały co oznacza że zbliżam się już do celu mojej podróży. Nawet nie wiem dlaczego postanowiłam iść w tym kierunku, coś mnie tam przyciąga. Tak, jakby ktoś mi powiedział dokładnie gdzie mam iść. W oddali widziałam polanę rozświetlaną przez uderzające w tamtym miejscy pioruny. Skierowałam się w tamtą stronę, przeszłam przez gęste zarośla i wyszłam na okrągłą łąkę, najprawdopodobniej to właśnie tutaj było centrum wyładowań. Błyskawice co chwile we mnie uderzały jednak ja się nimi nie przejmowałam i szłam dalej Rozejrzałam się po polanie, dostrzegłam to co szukałam, paproć mieniła się różnymi odcieniami żółci i złota. Zaczęłam się do niej zbliżać, jednak gdy byłam już blisko pioruny utworzyły dookoła niej jakby barierę nie do przejścia. O nie, pomyślałam ja się tak nie będę bawić. Skupiłam się wydobywając z siebie moc błyskawic. Przywołałam jedną z nich i uderzyłam. Gdy tylko mój piorun zetknął się z tamtymi, kopuła chroniąca roślinę rozprysła się dając mi możliwość bliższego podejścia do paproci. Zrobiłam ledwo trzy kroki do przodu i stanęłam jak wryta spostrzegając kozę mojego ojca, Amalteję. Wpatrywałam się w nią zdziwiona, ruszyłam do przodu jednak usłyszałam potężny huk za moimi plecami, zatrzymałam się jak wryta słysząc twardy, głęboki głos.
- Thalia? - usłyszałam za sobą, stanęłam jak wryta.
- Ojcze? - odwróciłam się powoli spoglądając na potężnego mężczyznę stojącego kilka kroków ode mnie.
- Co ty tutaj robisz? - podszedł do mnie bliżej.
- Ja.. - głos uwiązł mi w gardle – jestem na misji.
- Misji?
- Tak, jesteśmy w trakcie drugiej próby... musimy odnaleźć smocze dary – postanowiłam nie ukrywać nic przed moim ojcem, w końcu i tak by się dowiedział.
- Jesteście?
- Tak, jestem z Orianą i Chrisem, jednak nie ciągnęłam ich tu ze mną sam zapewne ojcze wiesz dlaczego...
- Rozumiem. Więc musisz zdobyć smocze dary – zamyślił się jednak bacznie mi się przyglądał – Pozwolę ci zerwać trzy liście paproci...
- Naprawdę mogę? - zapytałam dla pewności orientując się, że ten dar należy do mojego ojca. Zeus kiwnął mi tylko głową na znak potwierdzenia. Podeszłam do rośliny i wyrwałam dokładnie trzy liście. Były piękne, miały niesamowicie regularny kształt, każdy z liści był identyczny. Nawet po zerwaniu wytwarzały dookoła siebie jakby świetlną barierę. Zeus dalej mi się przyglądał po chwili odwracając się do mnie plecami.
- Nie zawiedź mnie – usłyszałam jeszcze nim zniknął wraz z uderzeniem błyskawicy w miejscy gdzie stał. Wow, to była chyba najdłuższa i właściwie pierwsza rozmowa z moim ojcem, cóż nie poszło tak źle jak myślałam. Spojrzałam na moją dłoń w której spoczywały trzy liście złotej paproci, smoczego daru. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w drogę powrotną do moich przyjaciół, zapewne martwią się co tak długo, chociaż właściwie nawet nie wiem ile tutaj spędziłam czasu. Zaczęłam oddalać się od polany, przemierzając dolinę. Mijałam różne drzewa i rośliny. W dłoni nadal trzymałam liście, nie chciałam ich zgubić. Po dość intensywnym marszu wyszłam w miejscu skąd zaczynałam moją wędrówkę. Popatrzyłam w górę i zauważyłam Orianę i Chrisa siedzących pod jednym z drzew, gdy tylko mnie zauważyli wstali z miejsca i podeszli bliżej. Zaczęłam się wspinać w ich kierunku.

9 komentarzy:

  1. Od niedawna czytam to opowiadanie i uważam, że jest super:) Gratuluje autorce weny i talentu do pisania takiej świetnej historyjki:) Powodzenia w tworzeniu:) Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super opowiadanie czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję że wrócisz do tego opowiadania:3

    OdpowiedzUsuń