Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

poniedziałek, 27 czerwca 2016

37. Trinidad.

Pomogliśmy Thalii wejść na górę i ponownie usiedliśmy na ziemi pod drzewem. Dziewczyna wyciągnęła rękę pokazując nam trzy liście spoczywające na jej dłoni.
- Są niesamowite – przyglądałam się im.
- I mają identyczne kształty – dodał Chris.
- Tak – potwierdziła dziewczyna – ojciec pozwolił mi je zabrać.
- Ojciec?
- Zeus? - zapytałam – spotkałaś go?
- Tak, cóż mieliśmy krótką pogawędkę, wyjaśniłam mu po co mi one i otrzymałam pozwolenie.
- To dobrze – postanowiłam nie naciskać na nią z pytaniami o czym rozmawiali. Właściwie to była ich prywatna sprawa – słuchajcie jest dopiero – spojrzałam na zegarek – 16 więc może przed dalszą droga zjemy coś?
- Pewnie.
- Jestem za – wykrzyknęła Thalia wkładając dar do plecaka. Wyciągnęłam z torby kilka kanapek i rozdałam je byśmy po chwili mogli napełnić swoje brzuchy.
- To gdzie teraz mamy iść? - punka ugryzła kolejny kawałek kanapki z szynką.
- Myślę, że najlepiej byłoby udać się do Trinidad jest tam mały port – zaśmiałam się.
- Trinidad? Pierwsze słyszę – zamyślił się Chris.
- To nie daleko stąd, jakieś 2 może 3 godziny drogi...
- Ale w nocy do oceanu cię nie puszcze zapomnij – Thalia pogroziła mi palcem. Zaśmiałam się.
- Tak ja też cię nie puszczę, przenocujemy w tym miasteczku i z samego rana pójdziemy nad ocean.
- Dobrze, dobrze – podniosłam ręce w geście poddania. Dokończyliśmy jeść, pozbieraliśmy się z ziemi i ruszyliśmy w kierunku Trinidad.
- Dzisiaj jest czwartek, jakby na to nie spojrzeć to codziennie zdobywamy po 1 darze do zdobycia mamy 4 czyli wszystkie powinniśmy mieć w sobotę, chyba że będziemy musieli gdzieś daleko podróżować – zamyśliłam się – no ale w najlepszym wypadku w obozie powinniśmy być w środę.
- A Chejron mówił, że najdłużej może zająć nam to tydzień – prychnęła Thalia.
- Pewnie nie wiedział, że będziemy musieli przechodzić próby...
- Pan D. zapewne nic mu nie powiedział, tak jak i nam – mruknęłam.
- Mam ochotę go zamordować – burknęła pod nosem Thalia na co z Chrisem się zaśmialiśmy.
- Ale spójrz na to z tej strony... Dzięki temu mogliśmy wyrwać się z obozu na dłużej i więcej czasu spędzić razem.
- O to prawda – poparł mnie brązowowłosy.
- Może i macie rację – ożywiła się punka. Ruszyliśmy w dalszą drogę, szczęście nam dopisywało bo szybko złapaliśmy stopa. Kobieta w średnim wieku prowadząca auto była bardzo miła i podwiozła nas do głównej drogi, Redwood Highway. Wysiadając grzecznie pożegnaliśmy się z nią i udaliśmy na południe, prosto do miasteczka. Kiedy dotarliśmy już do miejsca docelowego było kilka minut po 18. Znaleźliśmy mały motelik, w którym wynajęliśmy pokój by się odświeżyć, całe szczęście, że mieliśmy przy sobie dość sporą sumę pieniędzy i mogliśmy sobie pozwolić na wynajmy. Właścicielka wypytywała nas gdzie są nasi rodzice jednak zbyliśmy ją twierdząc, że pozwolili nam zrobić samotną wycieczkę do tego miasteczka. Weszliśmy na piętro i skierowaliśmy się do pierwszego z lewej pokoju. Po wejściu Thalia udała się jako pierwsza pod prysznic, a ja z Chrisem usiedliśmy na fotelach czekając na zwolnienie pomieszczenia. Wykąpani i przebrani rozsiedliśmy się w pokoju oraz zamówiliśmy z motelowej kuchni gorący posiłek, którego nie jedliśmy od kilku dni. Kelner, który przyniósł nam posiłek przyglądał nam się podejrzliwie aczkolwiek nie odezwał się ani jednym słowem. Rozstawiliśmy talerze na małym stoliku i zabraliśmy się za jedzenie.
- Tego mi było trzeba – zamruczał Chris wygodniej rozsiadając się w fotelu.
- Bardzo dobre to jedzenie.
- Tak całkiem niezłe – odezwałam się w trakcie jedzenia swojej porcji. Resztę posiłku zjedliśmy już w milczeniu. Poskładałam talerze na kupkę i postawiłam na wózek, który stał zaraz za drzwiami. Wracając do pokoju zobaczyłam że moi towarzysze wylegują się na łóżkach.
- No ładnie – zaśmiałam się – co to, leżakowanie po posiłku jak w przedszkolu?
- Oj czepiasz się – Thalia przewróciła się na brzuch – uch... to był zły pomysł – wróciła na poprzednią pozycję. Zaczęłam się z niej śmiać, po chwili dołączył do mnie Chris.
- No wiecie co – oburzyła się – ja tu cierpię a wy co.
- Yhym, tak z przejedzenia – usiadłam na fotelu i wpatrywałam w ciemniejące z każdą minuta niebo. Chris włączył malutki telewizor i ustawił kanał z wiadomościami. Zerknęłam na obraz. Dziennikarz stał niedaleko wulkanu i zawzięcie coś mówił.
- Przecież to Lassen Peak – powiedziałam – Chris zwiększ troszkę głośność.
- Wulkan Lassen Peak od wczoraj jest niespokojny, nikt nie wie co się stało tyle lat był uśpiony, są już nawet różne teorie dotyczące ufo, które przebudziło wulkan...
- Jaja sobie robią? - mruknęła Thalia.
- No Chris jesteś ufo – zaśmiałam się.
- Pff – prychnął pod nosem i skrzyżował ramiona na piersi.
- Na szczęście wulkan znajduje się w Parku Narodowym Lassen Volcanic więc nie było potrzeby ewakuacji ludności z zagrożonego obszaru...
- Bla, bla, bla pewnie i tak nie wybuchnie – powiedziałam. Pooglądaliśmy jeszcze chwilę telewizję, jednak i ona nam się znudziła. Wpadłam na pewien pomysł.
- Chodźcie przejdziemy się na plażę, zobaczymy co i jak – zaproponowałam.
- Dobry pomysł, już zaczynało mi się nudzić – Thalia wstała z łóżka i się przeciągnęła.
- Lepsze to niż siedzenie i nic nie robienie – dodał swoją opinie, Chris. Ogarnęliśmy się pozbieraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z motelu kierując się w stronę małego portu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz