Było parę minut po 20,
więc na dworze robiło się już co raz ciemniej. Nam oczywiście to
nie przeszkadzało, szliśmy dalej mijając kilka małych zamkniętych
już sklepików. Zbliżając się do oceanu wzięłam głęboki
wdech. Jak ja kochałam ten zapach. Zeszliśmy na plażę kierując
się w stronę portu.
- Tu jest tak cicho jakby
nikt tutaj nigdy nie mieszkał – Thalia rozejrzała się po plaży.
- Tu jest niesamowicie –
szeroko się uśmiechnęłam.
- Tobie do szczęścia
wystarczy tylko morze – zaśmiał się Chris.
- Tak... - potwierdziłam
– i ty – dodałam czym go zawstydziłam, Thalia na szczęście
tego nie usłyszała bo poszła przodem. Kiedy doszliśmy do portu
rozejrzeliśmy się. Przycumowane były tutaj same małe łódeczki
zapewne mieszkańców miasteczka. Jednak był również olbrzymi
statek podobny do wycieczkowego. Przyglądaliśmy mu się w
zdziwieniu.
- Co taki wielki statek
robi w tak małym porcie? - Thalia wypowiedziała swe myśli na głos.
- Może zabłądził –
zaśmiał się Chris.
- Moment – odezwałam
się z paniką w głosie na co Thalia i Chris spojrzeli na mnie nie
wiedząc o co mi chodzi – ja wiem co to za statek...
- Co takiego?
- Skąd wiesz? - pytali
mnie na zmianę.
- To statek z mojego
snu... To na nim widziałam Luke'a... Wracajmy już... - odwróciliśmy
się z zamiarem powrotu do motelu, niestety nadzialiśmy się na
wycelowane w nas miecze i kusze.
- No proszę, kogo my tu
mamy – odezwała się wysoka cheerleaderka stojąca na przedzie
grupy składającej się z 6 osób, w której skład wchodzili dwaj
niedźwiedzio podobne osobniki, cheerleaderka oraz trzech herosów,
jednego z nich doskonale pamiętałam ze swojego snu...
- Czego chcecie? -
zapytała butnie Thalia, na co „pomponiary” roześmiały się.
Grupa szybko nas otoczyła dalej celując w nas bronią.
- Ohhh, jaka groźna –
wykrzywiła usta w okrutnym uśmieszku – nie radzę – powiedziała
spoglądając na Chrisa, który chciał wyciągnąć miecz, następnie
spojrzała na mnie oblizując się – Luke będzie bardzo szczęśliwy
jak was przyprowadzimy...
- Victor jak mogłeś do
nich dołączyć – odezwałam się wpatrując w jednego z herosów,
ten tylko spojrzał w moja stronę ale nic się nie odezwał.
- Myślisz, że z wami
pójdziemy? - Chris dodał swoje trzy grosze. Dziewczyna zaśmiała
się tylko okrutnie i wskazała na nas palcem.
- Argios, Orios bierzcie
ich – wydała rozkaz dwóm prawie trzymetrowym towarzyszom, którzy
zaczęli iść w nasza stronę. Thalia i Chris od razu wyciągnęli
broń by móc się obronić. Cheerleaderka popatrzyła na nas
rozbawiona.
- Nie poddamy się bez
walki – spojrzałam na Thalię, która celowała swoją włócznią
w dziewczynę.
- Oh jesteś tego pewna? -
zapytała znudzonym głosem patrząc w moją stronę i uśmiechając
się pod nosem. O co jej chodziło, nie wiedziałam ale po chwili
zostałam uświadomiona. Stojąc kilka kroków od moich przyjaciół
nie zauważyłam, że od tyłu skrada się do mnie jeden z herosów
mający przepaskę na oku. Straciłam czujność i to był mój błąd.
Jednooki wyciągnął sztylet zza paska i przyłożył mi go do szyi
dodatkowo łapiąc w pasie. Byłam tym tak zaskoczona, że nie mogłam
wydusić z siebie żadnego słowa. Złapałam go za nadgarstek
próbując odciągnąć ostrze od mojej szyi jednak heros był zbyt
silny.
- Cholera – mruknęłam
siłując się z chłopakiem. Thalia i Chris odwrócili się w moją
stronę dostrzegając co jest grane.
- To może teraz grzecznie
się poddacie – wymruczała najprawdopodobniej przywódczyni tej
całej grupy – rzućcie broń bo każe ją zabić. Moi towarzysze
posłuchali jej rozkazu rzucając broń na ziemię, po chwili byli
już trzymani przez wielkich osiłków. Związali nam ręce za
plecami, zabrali nasze plecaki oraz broń i zaczęli prowadzić w
stronę statku. Na szczęście nie zabrali mi bransoletki, pewnie nie
wiedzieli, że to jest moja broń. Wchodząc na pokład wszystkie
spojrzenia znajdujących się na nim herosów, a także potworów
zostały skierowane na nas. Mijaliśmy dużo smoczych kobiet o
zielonej skórze pokrytej łuskami, dziwnych potworów o psich
pyskach, a także cheerleaderek. Było też wiele innych rodzai
potworów jednak nie przyglądałam się, a właściwie nie byłam w
stanie, ponieważ jednooki popychał mnie ciągle na przód.
Prowadzili nas długimi korytarzami zapewne do miejsca gdzie
znajdował się Luke. Zaraz, moment tymi samymi korytarzami podążałam
za Victorem w moim śnie. Czyli tam gdzie zmierzamy będzie... Nie
dokończyłam myśli, ponieważ zatrzymaliśmy się przed wielkimi
drzwiami, które zostały otwarte przez „pomponiarę”.
- Luke, kochany zobacz
kogo ci przyprowadziłam – odezwała się tak słodkim głosem, że
aż mi się zrobiło nie dobrze. Zostaliśmy wepchnięci do środka,
a drzwi zamknęły się za nami. Osiłki nie weszły z nami do
środka, zapewne zostali na zewnątrz jako straże, nie dobrze, oj
nie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu dostrzegając wysokiego,
dobrze zbudowanego chłopaka, a właściwie już mężczyznę...
Luke'a...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz