Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

poniedziałek, 27 czerwca 2016

38. Teraz grzecznie się poddacie.

Było parę minut po 20, więc na dworze robiło się już co raz ciemniej. Nam oczywiście to nie przeszkadzało, szliśmy dalej mijając kilka małych zamkniętych już sklepików. Zbliżając się do oceanu wzięłam głęboki wdech. Jak ja kochałam ten zapach. Zeszliśmy na plażę kierując się w stronę portu.
- Tu jest tak cicho jakby nikt tutaj nigdy nie mieszkał – Thalia rozejrzała się po plaży.
- Tu jest niesamowicie – szeroko się uśmiechnęłam.
- Tobie do szczęścia wystarczy tylko morze – zaśmiał się Chris.
- Tak... - potwierdziłam – i ty – dodałam czym go zawstydziłam, Thalia na szczęście tego nie usłyszała bo poszła przodem. Kiedy doszliśmy do portu rozejrzeliśmy się. Przycumowane były tutaj same małe łódeczki zapewne mieszkańców miasteczka. Jednak był również olbrzymi statek podobny do wycieczkowego. Przyglądaliśmy mu się w zdziwieniu.
- Co taki wielki statek robi w tak małym porcie? - Thalia wypowiedziała swe myśli na głos.
- Może zabłądził – zaśmiał się Chris.
- Moment – odezwałam się z paniką w głosie na co Thalia i Chris spojrzeli na mnie nie wiedząc o co mi chodzi – ja wiem co to za statek...
- Co takiego?
- Skąd wiesz? - pytali mnie na zmianę.
- To statek z mojego snu... To na nim widziałam Luke'a... Wracajmy już... - odwróciliśmy się z zamiarem powrotu do motelu, niestety nadzialiśmy się na wycelowane w nas miecze i kusze.
- No proszę, kogo my tu mamy – odezwała się wysoka cheerleaderka stojąca na przedzie grupy składającej się z 6 osób, w której skład wchodzili dwaj niedźwiedzio podobne osobniki, cheerleaderka oraz trzech herosów, jednego z nich doskonale pamiętałam ze swojego snu...
- Czego chcecie? - zapytała butnie Thalia, na co „pomponiary” roześmiały się. Grupa szybko nas otoczyła dalej celując w nas bronią.
- Ohhh, jaka groźna – wykrzywiła usta w okrutnym uśmieszku – nie radzę – powiedziała spoglądając na Chrisa, który chciał wyciągnąć miecz, następnie spojrzała na mnie oblizując się – Luke będzie bardzo szczęśliwy jak was przyprowadzimy...
- Victor jak mogłeś do nich dołączyć – odezwałam się wpatrując w jednego z herosów, ten tylko spojrzał w moja stronę ale nic się nie odezwał.
- Myślisz, że z wami pójdziemy? - Chris dodał swoje trzy grosze. Dziewczyna zaśmiała się tylko okrutnie i wskazała na nas palcem.
- Argios, Orios bierzcie ich – wydała rozkaz dwóm prawie trzymetrowym towarzyszom, którzy zaczęli iść w nasza stronę. Thalia i Chris od razu wyciągnęli broń by móc się obronić. Cheerleaderka popatrzyła na nas rozbawiona.
- Nie poddamy się bez walki – spojrzałam na Thalię, która celowała swoją włócznią w dziewczynę.
- Oh jesteś tego pewna? - zapytała znudzonym głosem patrząc w moją stronę i uśmiechając się pod nosem. O co jej chodziło, nie wiedziałam ale po chwili zostałam uświadomiona. Stojąc kilka kroków od moich przyjaciół nie zauważyłam, że od tyłu skrada się do mnie jeden z herosów mający przepaskę na oku. Straciłam czujność i to był mój błąd. Jednooki wyciągnął sztylet zza paska i przyłożył mi go do szyi dodatkowo łapiąc w pasie. Byłam tym tak zaskoczona, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Złapałam go za nadgarstek próbując odciągnąć ostrze od mojej szyi jednak heros był zbyt silny.
- Cholera – mruknęłam siłując się z chłopakiem. Thalia i Chris odwrócili się w moją stronę dostrzegając co jest grane.
- To może teraz grzecznie się poddacie – wymruczała najprawdopodobniej przywódczyni tej całej grupy – rzućcie broń bo każe ją zabić. Moi towarzysze posłuchali jej rozkazu rzucając broń na ziemię, po chwili byli już trzymani przez wielkich osiłków. Związali nam ręce za plecami, zabrali nasze plecaki oraz broń i zaczęli prowadzić w stronę statku. Na szczęście nie zabrali mi bransoletki, pewnie nie wiedzieli, że to jest moja broń. Wchodząc na pokład wszystkie spojrzenia znajdujących się na nim herosów, a także potworów zostały skierowane na nas. Mijaliśmy dużo smoczych kobiet o zielonej skórze pokrytej łuskami, dziwnych potworów o psich pyskach, a także cheerleaderek. Było też wiele innych rodzai potworów jednak nie przyglądałam się, a właściwie nie byłam w stanie, ponieważ jednooki popychał mnie ciągle na przód. Prowadzili nas długimi korytarzami zapewne do miejsca gdzie znajdował się Luke. Zaraz, moment tymi samymi korytarzami podążałam za Victorem w moim śnie. Czyli tam gdzie zmierzamy będzie... Nie dokończyłam myśli, ponieważ zatrzymaliśmy się przed wielkimi drzwiami, które zostały otwarte przez „pomponiarę”.
- Luke, kochany zobacz kogo ci przyprowadziłam – odezwała się tak słodkim głosem, że aż mi się zrobiło nie dobrze. Zostaliśmy wepchnięci do środka, a drzwi zamknęły się za nami. Osiłki nie weszły z nami do środka, zapewne zostali na zewnątrz jako straże, nie dobrze, oj nie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu dostrzegając wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka, a właściwie już mężczyznę... Luke'a...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz