Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

poniedziałek, 8 lutego 2016

33. Ptaki stymfalijskie.

Siedziałam na skale wpatrując się w niebo zmieniające kolor na nieco ciemniejszy. Spojrzałam na zegarek, dochodziła już 19. Chrisa nie było już mniej więcej trzy godziny. Westchnęłam.
- Wróci – zapewniła mnie już po raz setny Thalia. Spojrzałam na nią i się uśmiechnęłam.
- Wiem, nic mu nie będzie – zapewniłam ale chyba bardziej siebie. Ponownie spojrzałam na niebo zauważając ciemną chmurę zbliżającą się w naszym kierunku.
- Co to? - zastanawiała się na głos Thalia gdy także zauważyła tą dziwną chmurę. Wstałam ze skały i wyprostowałam się przyglądając temu. Gdy było już całkiem blisko nas wtedy zrozumiałam co to jest.
- Thalia... - odezwałam się niepewnie.
- Co jest? - zmartwiła się patrząc w moją stronę.
- To ptaki stymfalijskie.
- Żartujesz?
- Przyjrzyj się – wskazałam na gromadę ptaków.
- Cholera – dobyła swoją włócznie oraz Egidę, jej tarczę i stanęła gotowa do walki. Wzięłam z niej przykład i już po chwili w dłoniach dzierżyłam Aklassa i Amyne. Czekałyśmy aż podlecą do nas jeszcze bliżej i wtedy zaatakowałyśmy. Cięłyśmy, dźgałyśmy i uderzałyśmy je tarczami. Krążyły nad nami jak wygłodniałe sępy celując w nas swoimi ostrymi piórami. Starałyśmy się osłaniać siebie nawzajem jednak i tak kilka żelaznych i ostrych jak brzytwy piór nas dosięgło rozcinając skórę. Ptaków było dużo, około 50 może nawet i więcej nie byłam w stanie ich policzyć. Z Thalią pozbyłyśmy się już ponad połowy, zostało ich już tylko około tuzina gdy niespodziewanie zaatakowały bardziej agresywnie, cofnęłam się i to był mój błąd ponieważ znajdowałam się już bardzo blisko skraju wulkanu. Zachwiałam się jednak utrzymałam równowagę odparowując ataki gołębi czy innego paskudztwa. Nawet nie wiem co to za rodzaj ptaków jest. Moje chwilowe zamyślenie niestety zostało wykorzystane. Ptaki ostro zapikowały w dół podcinając mi nogi, straciłam równowagę upuszczając miecz i tarczę.
- Oriana!! - krzyknęła przerażona Thalia.
W chwili spadania pomyślałam, że to mój koniec jednak w ostatniej chwili udało mi się złapać rękoma skraj Lassen Peak. Trzymałam się dzielnie jednak nie mogłam się oprzeć i spojrzałam w dół, ops wysoko nawet bardzo. Słyszałam jak Thalia próbuje się do mnie dostać uderzając w ptaki. Próbowałam się podciągnąć jednak było to bardzo trudne bo pod moimi stopami nie miałam żadnej skały o która mogłam oprzeć stopy. Nagle usłyszałam jakiś szum i zobaczyłam płonące ptaki które spadały w dół.
- Oriana!! - usłyszałam krzyk Chrisa a następnie zobaczyłam go wyglądającego na mnie z góry. Szybko złapał moją rękę i zaczął mnie wciągać. Widziałam że Thalia także chciała to zrobić ale była jakaś niepewna, stawiała ostrożne kroki podchodząc i starając się nie patrzeć w dół. Chris pomógł mi wspiąć się i po chwili stałam już obok niego.
- Nic ci nie jest? - zapytał zatroskany patrząc mi w oczy.
- Nic – uśmiechnęłam się – uratowałeś mnie – szepnęłam.
- Zawsze do usług – odwzajemnił uśmiech.
- Chris czy ty przed chwilą spaliłeś te ptaki? - zapytała z niedowierzaniem Thalia.
- Udało ci się obudzić swoją moc, wiedziałam, że dasz radę – przytuliłam się do niego. Po chwili spojrzałam ponad ramieniem Chrisa i zauważyłam wielkiego muskularnego mężczyznę. Chris podążył za moim wzrokiem odwracając się i spoglądając na ojca.
- Ty jesteś... - nie dokończyłam.
- Hefajstos – uśmiechnął się do nas – miło mi poznać. Thalia podeszła do nas.
- Nam również miło – odpowiedziała w moim i swoim imieniu zerkając na muskularnego mężczyznę – Ja jestem...
- Wiem kim jesteście – przerwał jej – Thalia Grace, córka Zeusa – skierował swoje spojrzenie na nią – a ty jesteś Oriana Jackson, córka Posejdona – teraz otwarcie wpatrywał się we mnie lustrując mnie swoim wzrokiem od stóp do głów. Z wulkanu doszedł do nas jakby bulgoczący odgłos lawy, bóg spojrzał w tamtym kierunku – musicie się już stąd zbierać, wulkan jest niespokojny – podszedł na skraj, przyklęknął i dotknął jednej z wysuniętych skał. Po chwili ta rozbłysła czerwonym światłem i pokazały się schody prowadzące na dół – tylko tyle mogę dla was zrobić – spojrzał na nas prostując się – powodzenia – zniknął w wirze ognia.
- To jest ten kwiat wulkaniczny? - zapytała Thalia wpatrując się w roślinę trzymaną przez Chrisa.
- Tak...
- Jest śliczny – powiedziałam, nagle poczuliśmy jakby małe trzęsienie ziemi – chodźcie musimy iść – skierowałam się w stronę schodów podnosząc po drodze moją torbę.

2 komentarze:

  1. Po prostu ŚWIETNE czekan na następną notkę i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno proszę dodaj Nowy rozdziałba ja zaraz chyba szaleje!!!!

    OdpowiedzUsuń