Do odjazdu mieliśmy około
dwóch godzin, więc nie musieliśmy się spieszyć. Po zjedzeniu
postanowiliśmy pozwiedzać okolicę. Mijaliśmy dużo różnych
sklepów i małych straganów. Thalia latała jak poparzona między
półkami w każdym sklepie oglądając bardzo dokładnie każdą
rzecz, która jej się spodobała. Nie myślałam, że aż tak
ucieszy ją wizyta w sklepie. Cóż każdy ma swoje wariacje.
Spojrzałam na zegarek.
- Chodźcie musimy już
wracać, zaraz będzie odjeżdżać nasz pociąg – powiedziałam po
czym skierowałam się w drogę powrotną. Do pociągu udało nam się
dotrzeć w sama porę, wsiedliśmy i zajęliśmy miejsca by po chwili
ruszać w dalszą drogę tym razem w kierunku Fresno. Droga mijała
nam bez zakłóceń. Oczywiście pomijając burzę, która rozpętała
się praktycznie w połowie drogi. Jako, że na miejsce mieliśmy
dotrzeć, uwzględniając zmianę czasu... około 24 zarządziłam,
że po kolei będziemy pełnić warty tak by każdy mógł się
chociaż przez chwilę przespać. Ja oczywiście dostałam ostatnią
warte, więc jako pierwsza mogłam się przespać. Na szczęście nic
mi się nie przyśniło. Gdy przyszła moja kolej warty, Thalia
obudziła mnie i sama udała się spać. Usiadłam przy oknie i
wpatrywałam w zmieniające się krajobrazy. Ziewnęłam spoglądając
na smacznie śpiącego Chrisa. Wyglądał tak słodko i niewinnie, aż
chciałoby się go pocało... Zaraz o czym ja myślę. Potrząsnęłam
głową i odwróciłam ją ponownie w stronę okna. Dojeżdżając do
stacji obudziłam przyjaciół oznajmiając, że jesteśmy już
prawie na miejscu. Pociąg zatrzymał się, a my wyszliśmy z niego
udając się na ławki w środku budynku dworca by schronić się
przed deszczem, a właściwie ulewą.
- Trzeba to przeczekać –
powiedziałam siadając na jednej z najbardziej oddalonych ławek.
- Też tak myślę –
poparł mnie Chris siadając tuż obok mnie.
- Niech wam będzie –
westchnęła Thalia i również spoczęła na ławeczce. Siedzieliśmy
tak rozmawiając na różne tematy i śmiejąc się. Kiedy deszcz
przestał padać ruszyliśmy w kierunku najbliższego dworca
autobusowego w poszukiwaniu środka transportu, którym moglibyśmy
dostać się do Yosemite. Mimo nocnej pory dowiedzieliśmy się, że
autobus w tamtym kierunku odjeżdża za godzinę. Kupiliśmy bilety,
mamy szczęście, że przez całą podróż nikt nie zapytał nas
dlaczego jeździmy bez rodziców i to tak późną porą. Kiedy
wsiadaliśmy do pojazdu znowu nawiedziło mnie dziwne przeczucie, że
podczas tej misji coś się stanie... Tylko co? Coś dobrego? Czy
może jednak coś złego? Nie wiem, nie będę się tym zadręczać...
Jak to się mówi? Pożyjemy zobaczymy... Z Thalią i Chrisem
zajęliśmy miejsca na samym końcu autobusu. Mimo tak późnej pory
pojazd był w połowie wypełniony.
- Jaki dzisiaj mamy dzień?
- zapytała niebieskooka.
- Dzisiaj? Hmm, środa...
- westchnęłam.
- Środa? Już? - zapytała
zdziwiona Thalia.
- Yhym – przytaknęłam.
- O której będziemy w
Yosemite? - Chris popatrzył na mnie.
- Czy ja jestem jakąś
informacją? - zaśmiałam się.
- Tak – odpowiedzieli
równocześnie. Westchnęłam tylko i pokręciłam głową.
- Uwzględniając zmianę
czasową... Dojedziemy do Parku około godziny szóstej.
- To chyba całkiem niezły
czas – ucieszyła się punka – czyli co idziemy do wodospadu
zabieramy – rozejrzała się po autobusie ale nikt nie
przysłuchiwał się naszej rozmowie – smoka i się zmywamy?
- Myślę, że to nie
będzie takie proste – brązowowłosy popatrzył na nas.
- Yhym – przytaknęłam
mu – zapewne zajmie nam to o wiele więcej czasu niż myślimy.
- Musicie być takimi
pesymistami? - Thalia wydęła policzki.
- Po prostu myślimy
racjonalnie – spojrzałam na nią i wybuchłam śmiechem.
- Wyglądasz jak chomik –
dołączył do mnie śmiejący się Chris.
- Pewnie śmiejcie się –
Thalia ostentacyjnie odwróciła się w stronę okna.
- No już nie obrażaj się
– starałam się załagodzić sytuację – no ej – Thalia
zaczęła się trząść a po chwili wybuchła niepohamowanym
śmiechem. Reszta podróży minęła nam bardzo spokojnie. Tak jak
obliczyłam gdy wysiadaliśmy z autobusu w Parku było kilka minut po
szóstej.
- To gdzie teraz? -
czarnowłosa odwróciła się w moją stronę.
- Czy ja jestem jakąś
mapą? - burknęłam pod nosem jednak ruszyłam prosto w kierunku
gdzie powinien znajdować się wodospad Ribbon zostawiając tym samym
swoich towarzyszy za sobą.
- Skąd ona wie gdzie co
jest? Gdzie co leży? Gdzie trzeba iść?
- Hmm... uwielbiała
geografię. Lubiła też siedzieć w mapach... Ona jest jak chodzący
GPS – zaśmiał się Chris.
- Idziecie? - krzyknęłam
do nich oglądając się przez ramię.
- Tak, tak – odkrzyknął
chłopak biegnąc w moim kierunku.
Przemierzaliśmy Park nie
odzywając się do siebie, mijaliśmy różne drzewa, rośliny,
kwiaty i krzewy aż doszliśmy do celu naszej podróży... Wodospad
Ribbon najwyższy w Stanach Zjednoczonych.
- No to co teraz? Gdzie te
smoki... - Thalia rozejrzała się po okolicy.
Podeszliśmy pod samą
strugę jednak nie zauważyliśmy żadnych stworzeń, dziwne przecież
gdzieś tu powinni być...
- Chyba nie przyszliśmy
tutaj na darmo – wypowiedział swe myśli na głos Chris i jakby na
zawołanie zza strugi wyłonił się olbrzymi smok i łypnął na nas
swoimi wielkimi złotymi oczami.
- Kim jesteście i
dlaczego zakłócacie nasz spokój? - usłyszałam w swojej głowie
głos.
Od kilku hmmmm... godzin czytam twojego bloga i muszę powiedzieć, że jest zajefajny i proszę!!!! Wstaw rozdział i żeby Oriana oraz Chris się pocałowali!!!! Nie niszcz moich marzeń! !!
OdpowiedzUsuńświetne
OdpowiedzUsuń