Siedziałam na skale
wpatrując się w niebo zmieniające kolor na nieco ciemniejszy.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła już 19. Chrisa nie było już
mniej więcej trzy godziny. Westchnęłam.
- Wróci – zapewniła
mnie już po raz setny Thalia. Spojrzałam na nią i się
uśmiechnęłam.
- Wiem, nic mu nie będzie
– zapewniłam ale chyba bardziej siebie. Ponownie spojrzałam na
niebo zauważając ciemną chmurę zbliżającą się w naszym
kierunku.
- Co to? - zastanawiała
się na głos Thalia gdy także zauważyła tą dziwną chmurę.
Wstałam ze skały i wyprostowałam się przyglądając temu. Gdy
było już całkiem blisko nas wtedy zrozumiałam co to jest.
- Thalia... - odezwałam
się niepewnie.
- Co jest? - zmartwiła
się patrząc w moją stronę.
- To ptaki stymfalijskie.
- Żartujesz?
- Przyjrzyj się –
wskazałam na gromadę ptaków.
- Cholera – dobyła
swoją włócznie oraz Egidę, jej tarczę i stanęła gotowa do
walki. Wzięłam z niej przykład i już po chwili w dłoniach
dzierżyłam Aklassa i Amyne. Czekałyśmy aż podlecą do nas
jeszcze bliżej i wtedy zaatakowałyśmy. Cięłyśmy, dźgałyśmy i
uderzałyśmy je tarczami. Krążyły nad nami jak wygłodniałe sępy
celując w nas swoimi ostrymi piórami. Starałyśmy się osłaniać
siebie nawzajem jednak i tak kilka żelaznych i ostrych jak brzytwy
piór nas dosięgło rozcinając skórę. Ptaków było dużo, około
50 może nawet i więcej nie byłam w stanie ich policzyć. Z Thalią
pozbyłyśmy się już ponad połowy, zostało ich już tylko około
tuzina gdy niespodziewanie zaatakowały bardziej agresywnie, cofnęłam
się i to był mój błąd ponieważ znajdowałam się już bardzo
blisko skraju wulkanu. Zachwiałam się jednak utrzymałam równowagę
odparowując ataki gołębi czy innego paskudztwa. Nawet nie wiem co
to za rodzaj ptaków jest. Moje chwilowe zamyślenie niestety zostało
wykorzystane. Ptaki ostro zapikowały w dół podcinając mi nogi,
straciłam równowagę upuszczając miecz i tarczę.
- Oriana!! - krzyknęła
przerażona Thalia.
W chwili spadania
pomyślałam, że to mój koniec jednak w ostatniej chwili udało mi
się złapać rękoma skraj Lassen Peak. Trzymałam się dzielnie
jednak nie mogłam się oprzeć i spojrzałam w dół, ops wysoko
nawet bardzo. Słyszałam jak Thalia próbuje się do mnie dostać
uderzając w ptaki. Próbowałam się podciągnąć jednak było to
bardzo trudne bo pod moimi stopami nie miałam żadnej skały o która
mogłam oprzeć stopy. Nagle usłyszałam jakiś szum i zobaczyłam
płonące ptaki które spadały w dół.
- Oriana!! - usłyszałam
krzyk Chrisa a następnie zobaczyłam go wyglądającego na mnie z
góry. Szybko złapał moją rękę i zaczął mnie wciągać.
Widziałam że Thalia także chciała to zrobić ale była jakaś
niepewna, stawiała ostrożne kroki podchodząc i starając się nie
patrzeć w dół. Chris pomógł mi wspiąć się i po chwili stałam
już obok niego.
- Nic ci nie jest? -
zapytał zatroskany patrząc mi w oczy.
- Nic – uśmiechnęłam
się – uratowałeś mnie – szepnęłam.
- Zawsze do usług –
odwzajemnił uśmiech.
- Chris czy ty przed
chwilą spaliłeś te ptaki? - zapytała z niedowierzaniem Thalia.
- Udało ci się obudzić
swoją moc, wiedziałam, że dasz radę – przytuliłam się do
niego. Po chwili spojrzałam ponad ramieniem Chrisa i zauważyłam
wielkiego muskularnego mężczyznę. Chris podążył za moim
wzrokiem odwracając się i spoglądając na ojca.
- Ty jesteś... - nie
dokończyłam.
- Hefajstos – uśmiechnął
się do nas – miło mi poznać. Thalia podeszła do nas.
- Nam również miło –
odpowiedziała w moim i swoim imieniu zerkając na muskularnego
mężczyznę – Ja jestem...
- Wiem kim jesteście –
przerwał jej – Thalia Grace, córka Zeusa – skierował swoje
spojrzenie na nią – a ty jesteś Oriana Jackson, córka Posejdona
– teraz otwarcie wpatrywał się we mnie lustrując mnie swoim
wzrokiem od stóp do głów. Z wulkanu doszedł do nas jakby
bulgoczący odgłos lawy, bóg spojrzał w tamtym kierunku –
musicie się już stąd zbierać, wulkan jest niespokojny –
podszedł na skraj, przyklęknął i dotknął jednej z wysuniętych
skał. Po chwili ta rozbłysła czerwonym światłem i pokazały się
schody prowadzące na dół – tylko tyle mogę dla was zrobić –
spojrzał na nas prostując się – powodzenia – zniknął w wirze
ognia.
- To jest ten kwiat
wulkaniczny? - zapytała Thalia wpatrując się w roślinę trzymaną
przez Chrisa.
- Tak...
- Jest śliczny –
powiedziałam, nagle poczuliśmy jakby małe trzęsienie ziemi –
chodźcie musimy iść – skierowałam się w stronę schodów
podnosząc po drodze moją torbę.