Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

piątek, 13 lutego 2015

24. Kolejny zdrajca.

Od razu usiadłam na łóżku i wzięłam uspokajający oddech. To na szczęście był tylko sen. Ale czy to faktycznie się stało? Cóż poprzedni miał miejsce wiec czy ten też...? Spojrzałam na zegarek było kilka minut przed 8. Wstałam, zabrałam ubrania na przebranie i udałam się pod prysznic. Czysta i w o wiele lepszym humorze wróciłam do domku gdzie zastałam rozbudzonego Percy'ego.
- O Dzień dobry – uśmiechnęłam się do niego.
- Dobry dobry myślałem, że znowu gdzieś zniknęłaś...
- No wiesz co – udałam, że strzelam focha – nie mam zamiaru już nigdzie znikać.
- To dobrze – wstał z łóżka – idę pod prysznic.
- Ok, ja tu trochę ogarnę.
- Przecież wiesz, że nie musisz...
- Tak, tak wiem.
Percy westchnął tylko i wyszedł. Zabrałam się za lekkie porządki. Poukładałam porozrzucane ubrania, wytarłam kurze, a także umyłam podłogę i to wszystko podczas gdy Percy brał prysznic. Zaśmiałam się kiedy wszedł do domku.
- Co jest? - zapytał zdziwiony powodując że wybuchłam jeszcze większym śmiechem – ej co się stało? - dopytywał.
- Myślałam... myślałam żeś się utopił, tak długo cię nie było – starałam się opanować.
- Co? Przecież wiesz, że nie mogę się utopić... - starał mi się wytłumaczyć na co ja wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem – no ej!!!
- Dobra już, koniec – złapałam się za brzuch – po prostu długo cię nie było...
- Ah spotkałem Annabeth – zarumienił się.
- Poszliście pod prysznic?
- Tak – powiedział szybko ale po chwili gdy zobaczył moją minę dodał – ej no ale nie razem.
- Yhym rozumiem – powiedziałam najspokojniejszym głosem na jaki było mnie stać.
- Oriana!
- Dobrze już spokojnie tylko się droczę – uśmiechnęłam się - zdążyłam już ogarnąć więc możemy iść na śniadanie jak chcesz.
- Pewnie.
Wyszliśmy z domku kierując się w stronę pawilonu. Usiedliśmy przy naszym stole. Rozejrzałam się, była już chyba większość obozowiczów. Spojrzałam na stół Aresa, przy którym odbywała się wrzawa rozmowa. Nie dostrzegłam między nimi Victora czyli mój sen najprawdopodobniej był prawdziwy. Zjadłam śniadanie i już miałam wstawać kiedy do pawilonu wbiegł jeden z satyrów.
- Grupowi wszystkich domków mają udać się do wielkiego domu – ogłosił.
- Idź – powiedziałam do Percy'ego.
- Idziesz ze mną.
- Jak to? Przecież ty jesteś grupowym...
- Jesteśmy bliźniakami a to automatycznie również z ciebie robi grupową naszego domku – posłał mi pogodny uśmiech – chodź. Skierowaliśmy się do wielkiego domu. Zauważyłam, że doszli do nas już wszyscy grupowi. Weszliśmy do salonu gdzie zastaliśmy Chejrona i drzemiącego w fotelu Dionizosa.
- Usiądźcie – odezwał się centaur. Rozsiedliśmy się na wszystkich możliwych miejscach i wpatrywaliśmy w koordynatora zajęć – Słuchajcie jak zapewne niektórzy z was już zauważyli brakuje jednego z obozowiczów – gdy tylko to powiedział rozległy się szepty.
- Oh zamknijcie jadaczki, dajcie spać – mruknął zaspany Dionizos. Wszyscy umilkli.
- Jak to? Chejronie – odezwał się Charles.
- Ale kogo brakuje? - zapytała Silena rozglądając się na boki.
- Kiedy ostatnim razem był widziany? Może się zgubił? - dodała Annabeth.
- Ostatnim razem widziany był w piątek na ognisku. Przeszukaliśmy cały obóz nigdzie go nie ma.
- Kogo? - mój brat zabrał głos. A ja wtedy zdałam sobie sprawę że doskonale wiem kogo.
- Victora Reya, syna Aresa – odpowiedziałam mu na pytanie.
- Co takiego? - wykrzyknęła Clarisse a wszystkie spojrzenia zostały skierowane na mnie.
- Dokładnie tak brakuje Victora – centaur spojrzał na mnie – ale skąd wiedziałaś? Oriano? Przecież nikomu jeszcze nie mówiliśmy.
- Dzisiaj w nocy miałam sen.
- Sen? - Percy popatrzył na mnie.
- Może jest jednak jeszcze w obozie? - odezwała się niepewnie Katie.
- Niee – pokręciłam głową – wczoraj w nocy dołączył do Kronosa i wyrzekł się bogów.
- Chyba żartujesz – Clarisse wstała ze swojego miejsca.
- Mówię tylko to co widziałam w tym śnie – ja również wstałam
- Uspokójcie się – powiedział stanowczym głosem Chejron. Usiadłyśmy na swoich miejscach – jeżeli Victor faktycznie wyrzekł się bogów to...
- Kronos rośnie w siłę – dokończył za niego Lee.
- Tak, to prawda. Czy w tym śnie było coś jeszcze co mogło by być dość istotnym szczegółem?
- Victor opowiedział jeszcze Luke'owi o tym co działo się do tej pory na obozie.
- Rozumiem. Myślę, że na tym musimy zakończyć to spotkanie. Rozejść się.
Grupowi niechętnie ruszyli do wyjścia, a następnie rozeszli się w różnych kierunkach. Reszta dnia minęła bardzo spokojnie. Percy był z Annabeth natomiast ja spędziłam ten dzień z Chrisem z czego bardzo się cieszyłam. Chodziliśmy po plaży, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Czułam się tak dobrze mając go przy sobie. Nie żebym była samolubna tylko, że przy nim czułam się bezpiecznie. Udało mi się nawet z niego wyciągnąć dlaczego przesiaduje tak dużo w kuźni. No może nie całą prawdę na ten temat ale część. Zdołałam dowiedzieć się, że to niespodzianka dla mnie. Gdy to usłyszałam ciepło zrobiło mi się w okolicach serca. Może ja faktycznie uważam go już za kogoś więcej niż tylko mojego przyjaciela? Z uśmiechem na ustach kładłam się do łóżka i zasnęłam spokojnym snem.

3 komentarze: