Bądź niczym bijące źródło,
nie zaś jak staw,
w którym zawsze stoi
ta sama woda. - Paulo Coelho

sobota, 28 czerwca 2014

1. Dzień jak co dzień.

Był piękny słoneczny sobotni poranek. Jak co dzień w wakacyjne dni siedziałam nad brzegiem morza słuchając szumu fal. Kocham morze, od dziecka uwielbiam przy nim przesiadywać, właściwie spędzam tu każdą wolną chwilę. Siedząc tak na piasku i rozmyślając zazwyczaj zawsze czekam na Christophera tak jak i w tej chwili. Chris jest moim przyjacielem już od kilku ładnych lat, często spędzamy ze sobą czas, właściwie zawsze jesteśmy razem. Chodzimy do tej samej szkoły, mieszkamy obok siebie, bawimy się razem, a także razem walczymy. Tak, walczymy. Odkąd pamiętam wokół mnie działy się różne dziwne rzeczy, ale to właśnie kiedy skończyłam dziesięć lat zrobiło się jeszcze dziwniej. A mianowicie zaczęły mnie atakować dziwne stwory. Jak się później okazało mojego przyjaciela też. Z Chrisem mamy pewne podejrzenia co do tej dziwacznej sytuacji i są one chyba jak najbardziej uzasadnione, ponieważ gdy zapytaliśmy o to Panią Lynch, mamę Chrisa, która kiedyś widziała jak zaatakowało nas to coś, zapytana o to czy wie o co w tym wszystkim chodzi zarumieniła się, jąkała i próbowała zmienić temat. Z jej mamrotania mogliśmy wychwycić tylko pojedyncze słówka takie jak bóg, półbóg, heros. Niestety musieliśmy dać za wygraną, ponieważ nic konkretnego z niej nie mogliśmy wyciągnąć, jednakże widzieliśmy, że jest bardzo zmartwiona tą całą sytuacją. Od tej rozmowy minęło już trochę czasu, nie wracaliśmy do niej, stwierdziliśmy, że nie ma sensu. Ataki nie były częste, ale dawałam sobie radę, razem z Chrisem. Wracając do Chrisa, jest on dość wysokim jak na swój wiek dobrze zbudowanym chłopakiem o ciemnobrązowych włosach i bursztynowych oczach. W tym roku skończyliśmy siódmą klasę, a właściwie ledwo skończyliśmy tak jak i poprzednie klasy, ponieważ nie dość, że oboje mamy ADHD to jeszcze dysleksje. Chris jest naprawdę niesamowitym chłopakiem, z niczego potrafi stworzyć coś naprawdę niesamowitego. Uwielbiam spędzać z nim mój wolny czas, a w wakacje mam go bardzo dużo. Zazwyczaj przesiadujemy na plaży lub chodzimy do parku, czasami także biegamy wzdłuż morza. Znudzona rozmyślaniem i siedzeniem na skale wstałam otrzepując moje krótkie spodenki z hawajskim motywem i podeszłam nad sam brzeg morza. Kucając i burząc spokojną taflę wody zaczęłam przyglądać się swojemu odbiciu. Czarne włosy sięgające za łopatki swobodnie opadały mi na ramiona poruszane lekkimi podmuchami ciepłego wiatru, grzywka, którą ścięłam na początku wakacji sięgała mi oczu, które były w kolorze morskiej zieleni okalane gęstą ciemną firanką długich rzęs. Byłam także lekko opalona. Ale to nic dziwnego kiedy przesiaduje się całymi dniami na słońcu. Zastanawiałam się także nad tym, że to dziwne, iż moja mama, która wychowuje mnie sama, a właściwie bardzo rzadko ją widuję bo dużo pracuję jest blondynką o ciemnobrązowych oczach. Na początku myślałam, że może odziedziczyłam geny po ojcu ale kiedy zapytałam o to matkę ta nie odpowiedziała mi na moje pytania ignorując je. Kiedyś przyglądałam się jej bardzo uważnie i stwierdziłam, że wyglądam zupełnie inaczej niż ona, nie jestem do niej podobna nawet w najmniejszym stopniu. Zastanawiałam się wtedy nawet czy nie jestem adoptowana, ale bałam się o to zapytać. Westchnęłam ruszając palcem po tafli wody kreśląc na niej jakieś zawiłe kształty. Z rozmyśleń wyrwał mnie Chris, który skradając się za moimi plecami próbował mnie wystraszyć i wepchnąć do wody. Oczywiście mu się to nie udało, w ostatniej chwili gdy był już blisko dzięki mojemu refleksowi zdążyłam uskoczyć w bok podstawiając mu haka, a Chris potknął się i wpadł twarzą do wody. Śmiejąc się z niego i obserwując jak próbuje się wygramolić z wody potknęłam się i upadłam na piasek, gdy tylko Chris to zauważył zaczął się ze mnie nabijać.
- Nie no Ori ty to potrafisz mnie rozbawić swoją niezdarnością – powiedział próbując powstrzymać śmiech.
- I kto to mówi spójrz na siebie panie niezdarny – odgryzłam mu się z uśmiechem na twarzy.
- No już dobra, dobra. Na początku przepraszam, że się spóźniłem miałem wiesz... no... eee... tego – starał się wytłumaczyć – no musiałem coś zrobić to znaczy rodzicom pomóc.
- Przyznaj się, że zaspałeś a nie próbujesz szukać wymówek na szybko – odparłam wystawiając mu język.
- No dobra masz mnie – także wystawił mi język – to co dzisiaj robimy? - zapytał – to samo co wczoraj czyli włóczymy się po parku i plaży przez cały dzień czy masz jakieś inne plany?
- Sama nie wiem równie dobrze możemy iść do mnie i pooglądać telewizje.
- Cóż telewizja brzmi dobrze – oznajmił i pociągnął mnie w stronę mojego domu.
Mój dom wyglądał jak normalny dom jednorodzinny, białe ściany, ciemnozielony dach i ogród. Wchodząc do salonu i siadając na kanapie przed telewizorem od razu go włączyłam.
- No to co oglądamy?
- Nie mam zielonego pojęcia – powiedział wyciągając mi pilota z dłoni – zaraz coś poszukam.
- Dobra to ty szukaj, a ja przyniosę coś do picia – oznajmiłam po czym skierowałam się w stronę kuchni.
Wchodząc do niej od razu skierowałam się do lodówki wyciągając z niej butelkę schłodzonej coli. Kuchnia urządzona była w bardzo prosty sposób. Znajdowały się w niej kremowe szafki ustawione wzdłuż jednej ze ścian, zlew zaraz obok niego stała lodówka, kuchenka, zmywarka, mikrofalówka oraz na środku pomieszczenia stół z czterema krzesłami. Wychodząc zabrałam jeszcze dwie szklanki z szafki i wróciłam do Chrisa. Salon tak samo jak kuchnia był bardzo prosto urządzony, ogólnie cały domek taki był. Sofa, telewizor, dwa fotele, stół z krzesłami i regały z książkami poustawiane pod ścianami. Książki, obsesja mojej mamy, miała ich naprawdę bardzo dużo. Ja upodobałam sobie mitologię grecką, nie wiem dlaczego bardzo mnie do niej ciągnęło, ale nie tylko mnie Chrisa też. Pomimo dysleksji udawało nam się je przeczytać bo były napisane po starogrecku nie wiem skąd one się tu znalazły ale były bardzo ciekawe. Nie wiem nawet jakim cudem potrafiliśmy zrozumieć starogrecki, ale to jest na razie nie ważne. Czasami nawet z Chrisem przypuszczaliśmy, że jesteśmy dziećmi greckich bogów to by wyjaśniało słowa usłyszane z mamrotania Pani Lynch i te dziwne rzeczy, które dzieją się wokół nas, ale porzuciliśmy w pewnym stopniu ten pomysł, ponieważ nie mieliśmy stuprocentowego potwierdzenia tej tezy. Rozmyślając usiadłam na sofie oraz rozlałam cole do szklanek.
- Patrz znalazłem ciekawy program o mitologii greckiej – odezwał się wskazując na ekran telewizora – mam nadzieję, że ci odpowiada – uśmiechnął się.
- Oczywiście, że mi odpowiada tak jak i tobie.
- Jak ty mnie dobrze znasz – odparł biorąc łyka coli – uuu zimna taka jaką lubię.
Siedząc tak na sofie i oglądając telewizję nawet nie spostrzegliśmy się kiedy minęła godzina siedemnasta. Pewnie dużo osób zastanawiałoby się jakim cudem dwoje nastolatków z ADHD potrafi wysiedzieć pół dnia przed telewizorem. Ja mogłabym nawet ich zapewnić, że się da. Szczególnie podczas tak zwanych spokojnych dni.