Thalia ruszyła na
poszukiwanie liści, a ja skierowałam się pod jedno z drzew ciągnąc
za sobą Chrisa by tam usiąść i cierpliwie czekać na jej powrót.
- Mam nadzieję, że
dzisiaj nic nas nie zaatakuje tak jak was wczoraj – zagadnął
chłopak siadając na ziemi.
- Też mam taką nadzieję
– zamyśliłam się i usiadłam – wczoraj gdyby nie ty, nie wiem
co by się stało...
- Na szczęście nic ci
się nie stało – przysunął się bliżej mnie.
- Tak... - mruknęłam –
ale skąd te ptaki tam się wzięły?
- Nie mam zielonego
pojęcia... Możliwe, że były tam przypadkowo...
- Albo i nie.
- Albo i nie – powtórzył
po mnie – nie ma się co teraz tym zamartwiać – uśmiechnął
się do mnie.
- Ciekawe jak tam idzie
Thalii.
- Da sobie radę.
- Tak wiem, chociaż
zauważyłam, że ma jeszcze problemy z odnalezieniem się wśród...
żywych.
- Tak zapewne ciężko
jest jej się przyzwyczaić do tego, że już nie jest drzewem.
- Nie mogę sobie nawet
wyobrazić jak to jest być sosną – spojrzałam na błękitne
niebo.
- Mam nadzieję, że nigdy
nie zamienisz się w drzewo – zaśmiał się nerwowo spoglądając
na mnie.
- Też mam taką nadzieję
– między nami zapadła cisza. Przymknęłam na chwilę oczy i
wzięłam głęboki oddech – Więc poznałeś swojego tatę... -
Chris spojrzał na mnie.
- Tak, jest cóż...
bogiem – zaśmiał się – mimo tego, że spotkałem go po raz
pierwszy mogę stwierdzić że jest całkiem fajny...
- Całkiem fajny? -
spojrzałam w kierunku doliny ciągnącej się przed nami.
- Yhym, powiedział, że
mnie obserwował jednak nie mógł podejść z powodu zakazu Zeusa.
- Zakazu Zeusa? -
zdziwiłam się.
- Tak ponoć bogowie nie
mogą spotykać się ze swoimi dziećmi spłodzonymi ze
śmiertelnikami, dziwne nie?
- Okropne, ale czekaj twój
ojciec spotkał się z tobą...
- Złamał zakaz –
uśmiechnął się pod nosem – cieszę się, że mogłem go
poznać... Ty swojego ojca też spotkałaś.
- Skąd wiesz? - zaskoczył
mnie.
- Cóż – podrapał się
po głowie – widzieliśmy was wtedy na plaży.
- Rozumiem – zaśmiałam
się zerkając na jego minę zbitego psiaka – też się cieszę że
mogłam poznać mojego ojca... Chociaż przez chwile...
- Wiesz cieszę się, że
na swoją pierwszą misję mogłem iść z tobą – Chris zręcznie
zmienił temat.
- Hmm... - spojrzałam na
niego – ja się ciesze że mogłam iść z tobą – uśmiechnęłam
się promiennie.
- Jak ja lubię ten twój
uśmiech – mruknął pod nosem.
- Mówiłeś coś? -
zapytałam go.
- Co? A...dobrze, że nie
pada – skłamał jej.
- Ah tak... Jutro kolejny
dar coś czuje, że dzisiaj już nie zdążymy – spojrzałam na
zegarek.
- Też tak myślę –
zamyślił się – algi koralowe tak?
- Tak, czyli jutro jest
mój dzień – zaśmiałam się.
- Ale gdzie ich trzeba
szukać?
- Hmm... sprawdźmy –
wyciągnęłam zwój z plecaka i rozwinęłam go – koralowe algi –
powiedziałam by po chwili pokazała mi się podpowiedź – To czego
pragniesz w największym, najgłębszym i najstarszym oceanie
znajdziesz...
- Mówiłem już, że nie
lubię tych podpowiedzi? - zaśmiałam się na to pytanie.
- Chodzi o Ocean Spokojny
– oświeciłam go – czyli daleko nie mamy.
- Mówiłem już, że
bardzo się cieszę, że tak bardzo uwielbiałaś geografię? -
ponownie się zaśmiałam.
- Mówiłeś... - zwinęłam
zwój i schowałam go do torby.
- Ale ocean jest wielki a
ty jedna...
- Będę musiała
najprawdopodobniej znaleźć koralowce, gdzieś niedaleko nich
powinny być też koralowe algi.
- Tak myślisz? - zamyślił
się patrząc na szeleszczące liście drzew.
- Tak – przytaknęłam
kiwając głową.
- Wiesz... - Chris
wyglądał jakby podjął jakąś trudną decyzję.
- Hmm? - spojrzałam na
niego.
- Pamiętasz jak dałem ci
zawieszkę? - zapytał lekko speszony.
- Taaak – wiedziałam,
że chce mi coś ważnego powiedzieć. Tylko co?
- Nie podałem ci wtedy
nazwy...
- Jeżeli nie chcesz nie
musisz mi jej na razie podawać – nie chciałam go do niczego
zmuszać.
- Nie... ja postanowiłem
że w końcu ci ją powiem – nieśmiało na mnie spojrzał.
- Więc... jak się
nazywa? - zerknęłam na zawieszkę.
- Agapo – wyszeptał
lekko się rumieniąc.
- Agapo – powtórzyłam
po chwili przypominając sobie co to słowo znaczy – Miłość –
wyszeptałam spoglądając w niebo.
- Ja... tego, no...
- Dziękuję, że mi
powiedziałeś – przytuliłam się do niego.
- Nie ma za co... nie
jesteś zła?
- Oczywiście, że nie
głuptasie – wtuliłam się w niego mocniej i spojrzałam w jego
piękne bursztynowe oczy.
- Oriana... - nie
dokończył swojej wypowiedzi ponieważ go pocałowałam. Pierwszy
raz pocałowałam Chrisa w usta i nie był to zwykły przyjacielski
buziak tylko prawdziwy pocałunek. Chris objął mnie przyciągając
bliżej do siebie. Całowaliśmy się zapominając o całym świecie.
W jego ramionach było mi tak dobrze, ciepło i bezpiecznie. Po
chwili odsunęliśmy się od siebie jednak nadal trzymaliśmy się w
objęciach.
- Jeszcze raz ci dziękuję.
- Naprawdę, nie masz za
co – uśmiechnął się do mnie pogodnie. Już był co raz bardziej
pewniejszy, a rumieniec zawstydzenia schodził z jego policzków –
przywołaj go – wypuścił mnie ze swych objęć. Poprawiłam się
na trawie i spojrzałam na bransoletkę, gdzie doczepiony był charms
od Chrisa.
- Agapo – powiedziałam
wyciągając rękę, w której po chwili pojawił się piękny
sztylet. Miał około 30 może 40 centymetrów włącznie z
rękojeścią, wykonany był z dokładnie wypolerowanego i
naostrzonego niebiańskiego spiżu. Rękojeść sztyletu miała
piękny bursztynowy wpadający w bordowy kolor, natomiast gdy
dokładniej przyjrzałam się ostrzu zauważyłam, że coś na nim
jest wyżłobione. Podniosłam sztylet wyżej tak by znajdował się
dokładnie przed moimi oczami i wtedy dojrzałam co tam jest. Na
ostrzu zaraz przy rękojeści wygrawerowane były dwie literki, duże
„O” oraz duże „C”, które nachodziły na siebie tworząc
jedną spójną całość. Poczułam jak Chris spina się obok mnie
gdy przyglądałam się sztyletowi.
- Jest śliczny –
spojrzałam na niego – dziękuje ci jeszcze raz, widzę, że długo
przy nim siedziałeś.
- Teraz możesz już go do
woli używać – uśmiechnął się do mnie, a ja schowałam sztylet
– Oriana...
- Patrz idzie Thalia –
przerwałam mu wstając gdy tylko zauważyłam córkę Zeusa
wyłaniającą się zza drzew. Chris zrobił to samo, podeszliśmy na
skraj doliny czekając aż Thalia do nas dojdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz