Popatrzyłam na Chrisa i
uśmiechnęłam się.
- Thalia jest strasznie
podekscytowana tą misją.
- Tak nawet bardzo –
spojrzał na mnie – masz ochotę się przejść?
- Pewnie – odezwałam
się zauważając, że jakoś dziwnie się zachowuje. Udaliśmy się
w kierunku wzgórza. Kiedy doszliśmy do sosny na której wisiało
runo, Chris odezwał się ponownie.
- Słuchaj bo ja... tego
no – zaczął się plątać.
- No wykrztuś to z siebie
– zaśmiałam się. Spojrzał na mnie i wsadził rękę do kieszeni
najwyraźniej czegoś szukając.
- Pamiętasz jak
wypytywałaś mnie dlaczego przesiaduję tyle w kuźni?
- Tak, pamiętam ale nie
chciałeś mi nic zdradzić.
- Słuchaj bo ja robiłem
dla ciebie... - wyciągnął coś z kieszeni – nowy sztylet. Tamten
przecież się złamał a chciałem byś miała coś ode mnie... -
wyciągnął przed siebie dłoń na której leżał charms w
kształcie sztyletu, był piękny. Widać było że włożył w niego
wiele pracy.
- Ja... - nie wiedziałam
co mam powiedzieć.
- Przyjmij go – odezwał
się prawie błagalnym głosem – proszę.
- Oczywiście, że go
przyjmę – uśmiechnęłam się do niego promiennie wyciągając
rękę z bransoletką – przypniesz?
- Pewnie – wykrzyknął
uradowany przypinając zawieszkę do mojej bransoletki. Spojrzałam
na nią teraz miałam już trzy zawieszki.
- Dziękuję – wspięłam
się na palce i pocałowałam Chrisa w policzek czego się nie
spodziewał – żeby się pojawił musi mieć jakąś nazwę prawda?
- Tak – odparł
zakłopotany przygryzając wargę. Wyglądał naprawdę słodko.
- Czy podasz mi ją?
- Ja... znaczy... yyy –
zarumienił się.
- W porządku –
spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam – podasz mi ją kiedy
indziej.
- Ymm tak, tak –
wyjąkał. Widać było, że mu ulżyło. Podeszłam do niego bliżej
i się przytuliłam.
- Dziękuję ci –
wyszeptałam w jego tors po czym odsunęłam się i złapałam go za
rękę – chodź przejdziemy się jeszcze – pociągnęłam go za
sobą. Spacerowaliśmy aż wybiła pora kolacji. Udaliśmy się do
pawilonu gdzie rozeszliśmy się do własnych stołów. Usiadłam
koło Percy'ego i zaczęłam jeść.
- Co chcieli od was po
obiedzie?
- Zaraz pewnie się
dowiesz – odpowiedziałam przerywając jedzenie. I miałam rację
bo po chwili Chejron zastukał kopytem, a Pan D. wstał niechętnie
od stołu trzymając w dłoni puszkę coli.
- Tak – odchrząknął –
Jak wiecie szukałem strażnika by pilnował runa... Znalazłem
odpowiedniego więc jutro – mówił znudzonym głosem - Taida
Green, Otyllia Johnson i Chryzant Loent wyruszą na misję by go tu
sprowadzić, koniec i kropka – usiadł na krześle z westchnieniem
ulgi. Chejron popatrzył na niego i chyba stwierdził, że nie ma
sensu go poprawiać bo tylko westchnął i spojrzał na obozowiczów.
- Czemu oni mają iść na
tą misję – wykrzyknęła Clarisse wstając z miejsca – ja o
wiele lepiej się do tego nadaje.
- Clarisse – zaczął
spokojnie centaur – ty już miałaś swoją misję.
- No i co z tego.
- To, że tym razem to
właśnie oni zostali wybrani, a nie ty – rozejrzał się – czy
ktoś ma jeszcze coś do dodania? - nikt się nie odezwał słysząc
groźny ton koordynatora zajęć – w takim razie niech rozpoczną
się śpiewy.
Obozowicze skierowali się
w stronę ogniska pomrukując pod nosem, jednak po chwili rozbrzmiały
wesołe śpiewy prowadzone jak zwykle przez domek Apolla. Stałam i
przyglądałam się płomieniom. Po chwili doszła do mnie Thalia z
Annabeth i Percy z Chrisem.
- No gratuluje dostaliście
pierwszą misję – uśmiechnął się mój brat klepiąc po plecach
Chrisa.
- Gdzie musicie się udać
po strażnika? - zapytała ciekawska jasnowłosa córka Ateny – w
ogóle jaki to rodzaj strażnika?
- Yosemite, smok –
powiedziałam jej i poklepałam po plecach kiedy zakrztusiła się
pitym napojem.
- Chyba żartujesz?
- Nie jak dobrze pamiętam
tak właśnie powiedział Chejron.
- Ale to praktycznie drugi
koniec państwa.
- Tak.
- Długa podróż nas
czeka – dodał Chris.
- Kiedy wyruszacie? -
zapytał Percy.
- Jutro z samego rana –
odpowiedziała mu wciąż podekscytowana Thalia.
- Uważajcie na siebie –
Annabeth popatrzyła na nas z niepokojem w oczach.
- Nie martw się damy
sobie radę – uśmiechnęła się punka.
- Opiekuj się nią –
Percy zwrócił się do syna Hefajstosa.
- Przecież wiesz, że
będę.
- Wiem ale muszę ci
przypominać – poklepał go po przyjacielsku.
Śpiewy dobiegły końca
gdy rozbrzmiał dźwięk konchy. Wróciłam do domku, spakowałam
najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i położyłam się spać. Jutro
wyruszam na moją pierwszą misję...