Stałam na pokładzie
jakiegoś statku. Statku? Rozejrzałam się... To jest ten sam statek
co wtedy. Ale co ja tutaj znowu robię? Rozejrzałam się jeszcze raz
i dostrzegłam wysokiego dobrze zbudowanego chłopaka. Zaraz om mi
kogoś przypomina... Postanowiłam za nim pójść. Mijałam różne
drzwi zapewne prowadzące do kajut. Statek wydawał się opuszczony.
Przez całą drogę nikogo innego nie widziałam. Podążałam za
czarnowłosym, aż do wielkich drzwi do których zaraz zapukał.
- Wejść – rozległ się
głos. Głos, który tak dobrze znałam i wszędzie bym go
rozpoznała. Wślizgnęłam się do środka zanim drzwi zostały
zamknięte i stanęłam jak wryta. W pomieszczeniu oparty o biurko
stał Luke, a pod ścianą jakiś sarkofag ze złotymi zdobieniami.
- A więc się
zdecydowałeś – zaczął blondyn.
- Tak...– odezwał się
ciemnowłosy. Podeszłam bliżej i przyjrzałam mu się. Widziałam
go na obozie... Był w domku... Którym on był domku? Ah tak domek
Aresa! Ale na co on się zdecydował i co on tu robi?
- Masz jakieś nowe
informacje z obozu? - zapytał Luke sprawiając wrażenie znudzonego.
- Tak... Jakiś czas temu
do obozu dołączyły dwie, a właściwie trzy nowe osoby...
- A co mnie obchodzą nowi
obozowicze?
- To może cię
zainteresować. Okazało się, że jedna z nich to siostra Jacksona,
a...
- Siostra Jacksona? -
wykrzyknął ze zdziwieniem.
- Tak, a dodatkowo runo
zadziałało, aż za dobrze...
- Co to znaczy?
- Thalia Grace nie jest
już sosną. Natomiast kolejnym obozowiczem jest syn Hefajstosa.
Jednak najciekawsze jest to, że cała trójka została uznana chwile
po dołączeniu.
- Ciekawe, jak się
nazywają?
- Oriana Jackson i
Christopher Lynch.
- Coraz więcej osób
pasujących do przepowiedni... – mruknął sam do siebie
jasnowłosy.
- Na ostatniej bitwie o
sztandar – ciągnął dalej muskularny chłopak – Oriana pokonała
Clarisse i Annabeth, które zaatakowały ją wspólnie.
- Ah tak? - Luke starał
się sprawiać wrażenie mało zainteresowanego.
- Szczerze przyznam, że
jest o wiele lepsza od swojego brata – mruknął czarnowłosy z
lekkim podziwem.
- Jest od niego młodsza?
- Są w tym samym wieku,
to jego siostra bliźniaczka.
- Co takiego? To
niemożliwe przecież Jackson... Jakim cudem?
- Nie wiem za dużo w tej
sprawie. Jednak jedyne co udało mi się dowiedzieć to to, że zaraz
po urodzeniu zaginęła, a odnalazła się dopiero kilka tygodni
temu.
- Hmm – blondyn zamyślił
się – coś jeszcze?
- Nie to wszystko. Nic
innego na obozie nie miało miejsca...
- Rozumiem.
Cały czas przyglądałam
się chłopakowi który rozmawiał z Luke'm starając się
przypomnieć sobie jego imię jednak marnie mi to wychodziło. Jak on
się nazywa... Vincenty? Niee, chyba jakoś inaczej ale podobnie...
Coś na V...
- Victorze więc jesteś
zdecydowany przystąpić do armii Kronosa? - zapytał oficjalnym
tonem Luke podchodząc do sarkofagu. Victor! Wiedziałam, że coś na
V... Zaraz co on powiedział??
- Tak jestem gotowy –
odezwał się Vic i podszedł do Luke. Spojrzał na niego i
przybliżył się do sarkofagu. Co on robi? On chyba nie chce...
- Ja Victor Rey, syn Aresa
boga wojny wyrzekam się mego ojca oraz innych bogów olimpijskich.
Od teraz będę służył tylko Kronosowi.
Po wypowiedzeniu tych słów
sarkofag rozbłysnął na kilka sekund złotym światłem. Światło
było tak jaskrawe, że na moment musiałam odwrócić wzrok. Victor
Rey teraz pamiętam, widziałam go kilka razy przy stole Aresa. Ale
dlaczego on przyłączył się do Kronosa? Dlaczego wyrzekł się
ojca, bogów... Już niedługo ty także to zrobisz. Rozległ
się mroczny głos.
- Kronos – wiedziałam,
że to on. Usłyszałam jego śmiech. Zapamiętałaś, bardzo
dobrze. Odezwał się tym
swoim głębokim, przerażającym głosem. Rozejrzałam się, miałam
wrażenie, że stoi tuż za mną. Jednak nikogo nie zauważyłam. Już
niedługo do mnie dołączysz...
- Nigdy! - wykrzyknęłam
– Słyszysz? Nigdy się do ciebie nie przyłączę...
Usłyszałam jeszcze jak
Kronos wybucha opętańczym śmiechem i obudziłam się.